Lech Poznań. Kontuzje to nie problem

Trener „Kolejorza”, Maciej Skorża, musi radzić sobie bez kluczowych piłkarzy, ale nie narzeka, bo jego zespół wygrywa.


Często z ust trenerów klubów ekstraklasy słyszymy głosy o potrzebie głębi składu. Najczęściej szkoleniowcy narzekają, gdy z gry wypada im jeden, czy drugi zawodnik. Na krótką kołderkę narzekają zazwyczaj wtedy, gdy drużynie nie idzie. A gdy są wyniki, to takie opinie słychać zdecydowanie rzadziej. Maciej Skorża, trener poznańskiego Lecha, stracił przed meczem z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza jednego z kluczowych swoich zawodników, a mianowicie Joao Amarala. Zawodnik ten znajduje się na czele klasyfikacji strzelców, asystentów, a – co za tym idzie – klasyfikacji kanadyjskiej ekstraklasy. Portugalczyk zdobył w tym sezonie 10 goli i zapisał na swoim koncie 6 asyst. W ostatnim spotkaniu zagrać jednak nie mógł, bo uległ infekcji.

– Nie wiemy, na jak długo wypada z gry – powiedział trener Skorża, dla którego jednak absencja tego piłkarza nie była żadnym problemem.

Na jego pozycji zagrał pozyskany zimą Kristoffer Velde. Piłkarz z Norwegii na pierwszy mecz wiosny, czyli na Cracovię, w ogóle nie pojechał. Teraz nie tylko znalazł się w meczowej kadrze, ale wyszedł na plac gry w pierwszym składzie. I, jak sam przyznał, było to dla niego spore przeżycie.

– Kiedy obudziłem się rano w dniu meczu byłem bardzo zdenerwowany. Nie wiem dlaczego. Ale stres był większy niż ten, jaki przeżyłem w 2019 roku, kiedy grałem w finale Pucharu Norwegii – powiedział 23-letni piłkarz, który do Lecha trafił z norweskiego Haugesund.

– Ten dzień był zwariowany. Kiedy wyszedłem już na boisko, to zobaczyłem wielki stadion i szalonych kibiców. Od pierwszej minuty czułem się bardzo dobrze, zacząłem w dobrym stylu i zaliczyłem asystę. To miło, kiedy debiutujesz w taki sposób, a twój zespół wygrywa 5:0. Nie wyobrażam sobie lepszego początku – podkreślił z uśmiechem nowy nabytek Lecha, który potrzebował niecałych 20 minut, by zaliczyć wspomnianą asystę. Idealnie dostarczył piłkę z prawego skrzydła na głowę Mikaela Ishaka, który tylko dopełnił formalności.

Szwedzki napastnik strzelił w ten sposób 11 gola w sezonie i został samodzielnym liderem klasyfikacji najskuteczniejszych zawodników ekstraklasy. Bo trzej gracze, czyli Amaral, Ivi Lopez i Bartosz Śpiączka, którzy przed minioną kolejką mieli tyle samo trafień, co Ishak, tym razem nie zdołali wpisać się na listę strzelców. Czy Szwedowi będzie dane powiększyć dorobek w najbliższym spotkaniu, w którym Lech zmierzy się na wyjeździe z Lechią Gdańsk? Nie wiadomo. Przypomnijmy, że we wspomnianym meczu przeciwko Termalice, Ishak nie dokończył pierwszej połowy. Zszedł z urazem mięśniowym, a o zmianę poprosił trenera Skorżę osobiści.

Szkoleniowiec „Kolejorza” przyznał po spotkaniu, że obawia się nieco o zdrowie swojego podopiecznego, a wszystko stanie się jasne po szczegółowych badaniach. Nie znamy ich rezultatu, ale warto podkreślić, że Skorża nie rozdziera szat. W starciu z Bruk-Betem wpuścił na plac gry Dawida Kownackiego, a ten odwdzięczył się golem. Jak zatem widać opiekun lidera rozgrywek ma w czym wybierać. Zresztą Kownackiemu, który ustalił wynik meczu na 5:0, podawał inny rezerwowy, Adriel Ba Loua, który w akcji tej i starciu z Tomaszem Loską… doznał kontuzji. I również nie wiadomo, czy będzie mógł zagrać z Lechią. Jeżeli nie, to Skorża na pewno znajdzie jakieś rozwiązanie, bo ma w czym wybierać. A stare piłkarskie porzekadło mówi, że kontuzja jednego jest szansą dla innego.


Na zdjęciu: Mikael Ishak strzelił gola, został samodzielnym liderem klasyfikacji strzelców ekstraklasy i… doznał kontuzji.
Fot. Paweł Jaskółka/Pressfocus