Lech Poznań. Lider zapomniał, jak bronić

Strzelić gola Lechowi przez większość sezonu stanowiło nie lada wyczyn. Ostatnio jednak stabilizacja defensywna „Kolejorza” została mocno zachwiana.


Liczby są proste. W pierwszych 16 meczach Lech stracił tylko 8 goli i aż 9 razy zachował czyste konto. To mogło się podobać, tym bardziej że poznaniacy nie tylko najlepiej bronili, ale też najskuteczniej atakowali. Na oficjalnej stronie klubu można zresztą znaleźć przechwalający się – choć absolutnie prawdziwy – wpis dotyczący tego, że to właśnie „Kolejorz” ma najgroźniejszy duet ofensywny w ekstraklasie, złożony z Joao Amarala i Mikaela Ishaka. Brakuje jednak informacji na temat tego, jak załamała się obrona drużyny.

Sparingi nic nie dały

W 4 minionych spotkaniach Lech stracił bowiem 8 goli, czyli tyle, ile w poprzednich 16. Różnica jest więc widoczna gołym okiem i może niepokoić. W spotkaniu z Cracovią lider z Wielkopolski po raz pierwszy w sezonie stracił 3 bramki, co poniekąd jest „przedłużeniem” tego, co działo się w okresie przygotowawczym. Lech zagrał bowiem w jego trakcie aż 6 sparingów i tylko raz zachował czyste konto – w ostatnim meczu z pierwszoligową Miedzią Legnica, kiedy padł bezbramkowy remis.

Co doprowadziło do tego, że „Pasy” wbiły „Kolejorzowi” 3 gole? Słaby początek i słaby koniec Lecha. Pierwsze 20 minut były niemrawe w wykonaniu poznaniaków, natomiast ostatni kwadrans to duża wina trenera Macieja Skorży. Szkoleniowiec ściągnął z boiska Jespera Karlstroema i Jakuba Kamińskiego, potem do bazy wziął też Amarala, a to wszystko poskutkowało utratą kontroli i rozpędem, jakiego nabrała Cracovia. Skorża mówił o błędach indywidualnych, a Karlstroem z niepokojącą szczerością wskazywał na to, że „cały czas można było odczuć, że mamy problem ze stałymi fragmentami gry”.

Statyczni przy centrach

4 z 8 goli, które ostatnio stracił Lech, a które rozciągają się jeszcze na rundę jesienną, padły właśnie bezpośrednio wskutek stałych fragmentów. Właściwie można mówić o 5, bo i trafienie Filipa Balaja z Cracovią rozpoczęło się chwilę wcześniej w narożniku. Natomiast poza rzutem karnym w spotkaniu z Radomiakiem i efektowną szarżą Górnika Zabrze wszystkie bramki „Kolejorz” stracił po dośrodkowaniach – bezpośrednio czy też pośrednio, jak np. na 0:1 z Cracovią, gdzie Michał Rakoczy uderzył piłkę „wyplutą” przed pole karne.

Oczywiście w Krakowie nie zagrał lider obrony Bartosz Salamon, ale w poprzednich trzech spotkaniach jego obecność nie dała Lechowi wymaganej stabilizacji. Źle wygląda krycie drużyny, która regularnie odpuszcza przeciwnikom. Gole, jakie ci zdobywają, nie padają po przegranych pojedynkach powietrznych. Ich tam bowiem w ogóle nie ma, a lechici są po prostu zbyt statyczni. Skorża głupi nie jest – widzi to, ale pytanie brzmi, jak (i czy?) rozwiąże ten problem? W ostatnich 4 kolejkach tylko Śląsk, Jagiellonia i Zagłębie straciły więcej bramek od Lecha.

JAK LECH TRACIŁ GOLE?
  • z Cracovią Filip Balaj na 3:3 Dośrodkowanie sprzed pola karnego, Balaj „przedłuża” do bramki niekryty przez obrońców
  • z Cracovią Jakub Myszor na 2:3 Dośrodkowanie z prawej strony, Myszor uderza niekryty między dwoma obrońcami
  • z Cracovią Michał Rakoczy na 0:1 Rzut rożny, piłka wybita przed pole karne, niepilnowany Rakoczy uderza po rykoszecie
  • z Górnikiem Z. Jesus Jimenez na 0:1 Nowak wbiega w pole karne, dogrywa do Jimeneza, ten urywa się obrońcom i strzela z bliska
  • z Radomiakiem Maurides na 0:2 Kontra, dośrodkowanie z lewej strony, Maurides uderza niepilnowany
  • z Radomiakiem Karol Angielski na 0:1 Rzut karny
  • z Zagłębiem Lorenco Simić na 2:3 Rzut rożny, zamieszanie po dośrodkowaniu, Simić strzela z bliska
  • z Zagłębiem Kamil Kruk na 1:2 Rzut rożny, Kruk uderza niepilnowany po dośrodkowaniu

Na zdjęciu: Krzyki Filipa Bednarka nie zmotywowały wystarczająco obrońców Lecha Poznań.
Fot. Łukasz Sobala/Press Focus