Lech Poznań. Mogą tylko przeprosić

Zeszłym sezonem Lech rozbudził apetyty kibiców piłkarskich w całej Polsce. Obecnie jednak poznaniacy znajdują się w sporym dołku i bliżej mają do strefy spadkowej niż pucharowej.


Fakty są takie, że „Kolejorz” zajmuje słabe, 11. miejsce w tabeli. Ma 19 punktów, co daje mu nikłą przewagę nad ostatnim, spadkowym miejscem. Gdyby nie przejściowa reforma rozgrywek i gdyby z ekstraklasy nadal spadały trzy zespoły, lechici mieliby tylko 2 punkty luzu nad strefą spadkową.

Ciężka praca

Do podium klub z Wielkopolski traci z kolei 9 punktów, a nie najlepiej dla niego wygląda także to, że więcej zwycięstw w tym sezonie odniosła inna poznańska drużyna – Warta, mająca minimalną stratę do swojego derbowego rywala. A to przecież Lech miał imponować swoją ofensywną postawą i wirtuozerią Daniego Ramireza czy Pedro Tiby.

Rzeczywistość jednak boli. W ostatnich 6 spotkaniach ligowych „Kolejorz” nie wygrał ani razu, zdobywając ledwie 3 z 18 możliwych punktów. Jego gra wygląda słabo, trudno tam znaleźć kogoś, kto znajdowałby się w dobrej dyspozycji. Nawet Tymoteusz Puchacz, który lubi sobie czasem „przykozaczyć”, daleki jest od swojej najlepszej formy.

– Mogę tylko przeprosić naszych kibiców za tę chałturę, którą odstawiliśmy, bo trudno tutaj mówić o grze w piłkę – nie miał zamiaru owijać w bawełnę trener Dariusz Żuraw. – Gdybym miał powiedzieć, który zawodnik zagrał na poziomie, to tylko Mickey van der Hart. Przyczyn takiej sytuacji można znaleźć wiele. Wpadliśmy w dół pod koniec zeszłej rundy i do dzisiaj nie możemy z niego wyjść.

Wydawało się, że okres przygotowawczy będzie momentem, kiedy wszystko ruszy, jednak kontuzje kluczowych piłkarzy nie pozwoliły się normalnie przygotować. Dzisiaj jesteśmy bardzo chaotyczni w ataku, mamy duże problemy w defensywie. Wystarczy rzucić jedną dłuższą piłkę… Jeśli chodzi o wyjście z kryzysu, zawsze wychodziłem z niego ciężką pracą i teraz też tak chcę do tego podejść – deklarował Żuraw.

Czas na Śląsk

Przegrany 0:1 mecz z Wisłą Płock był kolejnym pokazem poznańskiej beznadziei. „Nafciarze”, notujący zresztą serię czterech kolejnych zwycięstw, nie zaprezentowali żadnej piłkarskiej fantastyki, ale stworzyli sobie więcej dogodnych sytuacji niż przeciwnicy, choć oddali taką samą liczbę strzałów. Lech w bramkę płocczan trafił tylko raz, w ostatnim kwadransie, po niemrawym uderzeniu Tiby z bocznego sektora boiska.

Nieco specyficzna była także same taktyka „Kolejorza”, bo patrząc na uśrednione ustawienie poszczególnych zawodników, wyraźnie widać, że cała druga linia… znajdowała się w środku – nawet skrzydłowi Jakub Kamiński i Jan Sykora. Skrzydła były zostawione bocznym defensorom, Puchaczowi oraz grającemu jeszcze wyżej Alanowi Czerwińskiemu.

– Słabo to wygląda. Nie gramy tego, co chcemy. Boisko nie jest żadnym wytłumaczeniem, bo musimy się dostosować do tego co jest i po prostu grać lepiej. Jeśli nie czujemy się pewnie w tym, co mamy grać, to musimy spróbować czegoś innego. A przede wszystkim musimy być skuteczniejsi, bo dzisiaj nie stworzyliśmy chyba żadnej sytuacji.


Czytaj jeszcze: Nadal na ręcznym

Wisła czekała na nasze długie podania, zbierała drugą piłkę i ponawiała swój atak, grała do skrzydła, szukała wrzutek. My podejmowaliśmy bardzo złe decyzje – diagnozował problemy obrońca Lecha [Tomasz Dejewski].

Nic dziwnego, że w środowisku zaczęto spekulować na temat posady trenera Żurawia. Najbliższe dni mogą być dla niego decydujące, a już w następnej kolejce rywalem będzie silny Śląsk Wrocław – który przyjedzie do Poznania, a który na wyjeździe (na szczęście Lecha) gra wyraźnie słabiej.


Fot. Adam Starszyński/PressFocus