Lech Poznań. Nie być jak Zapotoka…

Biorąc pod uwagę całą ekstraklasę, najwięcej swoich reprezentantów mieli zawodnicy pochodzący z Brazylii. Do dziś wspominana jest duża moda na piłkarzy z Ameryki Południowej, która zapanowała kilkanaście lat temu, a której najsłynniejszym przykładem jest chyba Pogoń Szczecin – swego czasu będąca w stanie wystawić skład złożony z aż 10 Brazylijczyków! Liczba przedstawicieli tego państwa na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce wyniosła 120 graczy i oprócz nich tylko Słowacja może poszczycić się przekroczeniem magicznej setki.

Cześć, kto jest trenerem?

Nieco żartobliwie można stwierdzić, że Lech starał się minimalizować ściąganie piłkarzy z Czech i Słowacji, którzy często są uważani za niewiele wnoszących obcokrajowców, zabierających miejsce młodym Polakom. Słowaków w ich barwach było ledwie dwóch (łącznie wielkopolski klub reprezentowało 82 graczy z zagranicy) i stanowią oni stosunkowo świeżą historię, sięgającą dziesięciu lat wstecz.

Pierwszym, który pojawił się w Poznaniu, był 21-letni wówczas Jan Zapotoka, środkowy pomocnik. Urodził się on w Bardejowie, leżącym w północnej Słowacji mieście, od którego polska granica znajduje się o rzut beretem – z większych, bardziej znanych miejscowości można wymienić Krynicę-Zdrój, oddaloną od Bardejowa o ok. 30 kilometrów w linii prostej.

Chętni na Angulo!

Zapotoka został zawodnikiem „Kolejorza” w 2009 roku i kosztował 200 tysięcy euro. Był to okres, w którym Piotr Reiss zbliżał się powoli do końca kariery, do składu wskakiwał młodziutki Marcin Kamiński, a Rafał Murawski odszedł za kilka milionów do Rubina Kazań. Nowosprowadzony Słowak miał być jego następcą, a okazał się totalną klapą i od samego początku były z nim problemy.

Zapotoka miał kłopoty z aklimatyzacją, w nowej szatni pojawił się wraz z mamą, a w mediach społecznościowych pytał się, kto jest trenerem Lecha… Było to po zwolnieniu Jacka Zielińskiego, gdy kilka godzin wcześniej nowym szkoleniowcem został oficjalnie ogłoszony Jose Maria Bakero. Dziwnym trafem Zapotoka już nigdy w Poznaniu nie zagrał, a jego licznik zatrzymał się na 14 meczach w ekstraklasie. Dzisiaj 31-letni już piłkarz występuje w niższych ligach słowackich, może jednak pochwalić się, że występował w jednym zespole z Robertem Lewandowskim.

Podtrzymać dobrą renomę

Drugi Słowak reprezentujący „Kolejorza” to z goła inna historia, której już nie trzeba się wstydzić. Był nim oczywiście bramkarz Matus Putnocky, który w granice Polski trafił na początku 2015 roku. Wówczas, jako zawodnik mający ponad 200 meczów na najwyższym poziomie ligowym Słowacji, zdecydował się na wybór Górnego Śląska, gdzie z bardzo dobrym skutkiem strzegł bramki Ruchu Chorzów.

Do Lecha przeniósł się za darmo w 2016 roku, gdzie miał rywalizować z Jasminem Buriciem i co wychodziło mu więcej niż nieźle. Dopiero w poprzednim sezonie Bośniak wywalczył sobie mocniejszą pozycję niż Putnocky.

„Kolejorz” tego lata zdecydował się na zdecydowane zmiany między słupkami swojej bramki, dlatego i Buricia, i Putnocky’ego już w Wielkopolsce nie ma. 34-letni Słowak zasilił szeregi Śląska Wrocław, w którym powstała wyrwa po tym, jak do Japonii odszedł Jakub Słowik.

Liczba zawodników ze słowackim paszportem będzie się w Lechu jednak zgadzać, ponieważ do Poznania trafił trzeci w historii klubu przedstawiciel tej nacji. Lubomir Satka także będzie odpowiadał za bronienie, tyle że jako środkowy obrońca i oby stał się nowym Putnockym, a nie kolejnym Zapotoką…

Na zdjęciu: Miał być hit, wyszedł kit… O Janie Zapotoce w Poznaniu nikt już nie chce pamiętać

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ