Lech Poznań nie chce oddawać prowadzenia

Lech jest bardzo mocnym liderem ekstraklasy, który pierwszego miejsca nie opuszcza od sierpnia. Może to jednak zrobić, jeśli przegra z drużyną Górnika.


Fatalna forma Legii sprawiła, że bieżąca czołówka ekstraklasy jest ciekawsza niż zawsze. Skoro na dobre wypadł z niej dominator – jakim mimo wszystkich perturbacji była stołeczna ekipa – kilka mocnych zespołów poczuło, że może coś w tej edycji rozgrywek ugrać.

Sezon jubileuszu

Lechowi zależy tym bardziej, że to przecież właśnie jego postrzega się w Polsce jako głównego rywala Legii. Oprócz tego poznaniacy 19 marca 2022 roku będą świętować 100-lecie swojego istnienia – choć w praktyce będzie to jubileusz formalnego zarejestrowania klubu, który został tak naprawdę założony dwa lata wcześniej. To jednak w obecnym kontekście aż tak ważne nie jest, bo fakt faktem „Kolejorz” robi wszystko, aby obecny sezon był jak najbardziej uroczysty.

Twierdza Poznań

Dlatego dobrze, że akurat teraz przytrafił się dołek Legii. Lech chętnie wykorzystał lukę powstałą na czele i pozbawiony balastu europejskich pucharów, który w poprzednim sezonie przyprawił mu mnóstwo problemów, skierował pełną moc na ekstraklasę. Nie obyło się oczywiście bez pewnych wpadek. „Kolejorz” jest chwalony od sierpnia, kiedy to po 3. kolejce usiadł na tronie i już z niego nie zszedł, ale trzeba podkreślić, że w kilku momentach pomagały mu też wpadki rywali. Lech wygrał 11 spotkań, ale oprócz tego 5 zremisował, a 2 przegrał. Z tego też powodu jego przewaga nad peletonem nie jest tak duża, bo wynosi ledwie 2 punkty nad Pogonią Szczecin, 5 punktów nad Lechią Gdańsk i 6 punktów nad Rakowem Częstochowa. Jeśli więc poznaniacy przegrają, a Pogoń pokona Wartę, spadną na drugie miejsce.

Oczywiście mecz „Portowców” będzie rozstrzygnięty dzień wcześniej, wszystko będzie wiadome, ale Lech i tak będzie chciał wygrać na swoim terenie. Przesłanki są ku temu zachęcające, bo jeśli poznaniacy gdzieś gubili punkty, to raczej na wyjazdach. Przy Bułgarskiej „Kolejorz” w tym sezonie zaliczył same zwycięstwa i tylko dwa remisy – na inaugurację z Radomiakiem (który nota bene pokonał Lecha w ostatniej kolejce) oraz potem z Pogonią. Natomiast tylko szczecinianie i Wisła Płock trafiali do siatki w Poznaniu, bo pozostałe 5 ekip wyjeżdżało stamtąd bez jakiejkolwiek zdobyczy bramkowej.

Ślązaków dwóch

Górnik jednak wie, jak grać na tym stadionie. W 2018 i 2019 roku wysoko pokonywał Lecha – 4:2 i 3:0 – choć należy podkreślić, że jego ogólny bilans w XXI wieku nie jest w Poznaniu najlepszy. Z reguły to gospodarze wygrywali. Jesienią z kolei w Zabrzu zwyciężył właśnie „Kolejorz”, a jedną z bramek dla wielkopolskiej drużyny zdobył Michał Skóraś.

– Swoją jedyną bramkę w tym sezonie zdobyłem z Górnikiem Zabrze. Zagraliśmy tam dobre spotkanie. Jeśli nie wystąpię w pierwszym składzie, to jeśli wejdę na boisko, chciałbym wprowadzić jakość i pewność siebie w pojedynkach. Fajnie byłoby strzelić drugiego gola, zamknąć tę rundę jak nie trafieniem, to chociaż asystą. Najważniejsze jednak, żebyśmy wygrali – powiedział niedawno Skóraś, który po przyjściu Adriela Ba Louy z podstawowego stał się tylko rezerwowym skrzydłowym.

21-latkowi trudno rywalizować z dynamicznym Iworyjczykiem, a w jeszcze większym stopniu nie ma on szans na drugim skrzydle, gdzie szaleje Jakub Kamiński. Jako ciekawostkę można dodać, że zarówno Skóraś, jak i „Kamyk” pochodzą z Górnego Śląska. Co prawda nie z Zabrza, bo ten pierwszy urodził się w Jastrzębiu-Zdroju, a drugi w Rudzie Śląskiej.


Na zdjęciu: Michał Skóraś liczy, że jeśli dostanie swoją szansę, ponownie strzeli gola Górnikowi.
Fot. Norbert Barczyk/Press Focus