Lech Poznań. Portugalczyk za milion

Lech jest coraz bliższy sfinalizowania dużego, jak na warunki ekstraklasy, transferu. Do Poznania ma przybyć Afonso Sousa.


Najważniejsza zmiana związana tego lata z „Kolejorzem” dotyczyła trenera. Po odejściu Macieja Skorży klub ogłosił zatrudnienie Johna van den Broma, co stawia pewne znaki zapytania przy stabilności i ciągłości poznańskiego projektu. Jest jednak w tej sytuacji duży plus, który Holender sam podkreślił:

– Zespół jest niemal gotowy, bo odszedł tylko Jakub Kamiński. To nie jest klub pogrążony w kryzysie. To jest gotowa drużyna, co na pewno ułatwia zadanie. Jestem przekonany, że te dwa tygodnie pozwolą nam się dobrze przygotować do startu w europejskich pucharach, a do inauguracji ligi mamy jeszcze więcej czasu.

Ofensywna filozofia

Z tego punktu widzenia van den Brom może być zadowolony. Kadra Lecha jest kompletna, silna i zwarta – choć oczywiście poza „Kamykiem” w składzie nie ma już także Mickeya van der Harta, Pedro Tiby i Mateusza Skrzypczaka, którzy jednak nie stanowili o jego sile. Nie znaczy to rzecz jasna, że działacze nie starają się wzmocnić swojej drużyny. Kamiński przyniósł klubowi 10 mln euro, a więcej pieniędzy klub zarobił również dzięki temu, że został mistrzem kraju. Są więc środki na to, aby zainwestować w zespół i wzmocnić go, bo transfery zawsze są potrzebne do podtrzymania progresu oraz zachowania odpowiedniego „głodu” w szeregach. Szczególnie podczas gry w pucharach. Wszystkie te aspekty realizuje Afonso Sousa, połączony z Poznaniem po raz pierwszy przez Piotra Koźmińskiego z WP.

– Filozofia klubu jest zgodna z moja filozofią. Chcę, aby Lech nadal prezentował się ofensywnie i w tym kierunku będziemy zmierzać – powiedział van den Brom, który wkrótce otrzyma zapewne kolejne narzędzie wzmacniające siłę rażenia „Kolejorza”. Sousa jest bowiem 22-letnim ofensywnym pomocnikiem. To gracz uniwersalny, który może grać nie tylko za plecami napastnika, ale zarówno nieco „niżej”, jak i na skrzydłach. W Belenenses, którego piłkarzem wciąż formalnie jest, zagrał w minionym sezonie nawet jako „szóstka”, a także fałszywy środkowy napastnik.

Typowy Portugalczyk

Sousa urodził się w 2000 roku w Portugalii. Już w wieku 9 lat po raz pierwszy trafił do młodzieżowych drużyn FC Porto. To właśnie w tym klubie stawiał pierwsze poważne kroki i wygrał młodzieżową Ligę Mistrzów. Nigdy jednak nie zagrał w seniorach, a w wieku 20 lat trafił do wspomnianego Belenenses. Tam z miejsca stał się podstawowym piłkarzem. Czarował swoją techniką, prowadzeniem piłki i zadziornością. W poprzednim sezonie w 29 spotkaniach ligowych zobaczył… aż 9 żółtych kartek, a to duża liczba, jak na gracza ofensywnego.

W pewnym sensie Sousę można postrzegać w sposób stereotypowy – jako świetnie wyszkolonego Portugalczyka-dryblera, który gra tak, aby było widowiskowo. Jednak jest to zarazem zawodnik potrafiący powalczyć o straconą piłkę, świetnie czujący przestrzeń. Ma też duży problem – liczby. W Belenenses zagrał 68 razy w dwa lata, ale zdobył ledwie 5 bramek i 3 asysty. To – powiedzmy wprost – fatalny wynik.

Zimą nie puścili

22-latek z Lechem był łączony od wielu tygodni. Początkowo portugalskie media spekulowały, że mistrz Polski może za niego zapłacić… nawet 4 mln euro! „O Jogo” chyba jednak trochę się pomyliło, bo kwota ta ma się zamknąć w okolicach miliona, co będzie rzecz jasna jednym z największych transferów w historii Lecha i polskiej piłki. Warto dodać, że zimą Sousę u siebie chciał widzieć grecki Olympiakos, ale Belenenses odrzuciło ofertę wartą 800 tys. euro. Pomocnik był im potrzebny w walce o utrzymanie, która… zakończyła się fiaskiem i ostatnim miejscem w tabeli. W takich okolicznościach nic już Sousy w klubie nie trzymało – poza obowiązującym jeszcze przez dwa lata kontraktem, za którego zerwanie trzeba zapłacić.

O jego transferze do Poznania poinformował nawet słynny Fabrizio Romano, który codziennie dostarcza mnóstwo rzetelnych informacji dotyczących największych zakupów w świecie futbolu. Sousa ma być już po słowie z włodarzami mistrza Polski i na dniach odbyć testy medyczne. „Głos Wielkopolski” twierdzi, że podpisze trzyletni kontrakt. Tym samym liczba Portugalczyków w Lechu pozostanie taka sama. Po odejściu Pedro Tiby w „Kolejorzu” będą Pedro Rebocho, Joel Pereira, Joao Amaral – no i prawdopodobnie Afonso Sousa.


Na zdjęciu: Po odejściu Pedro Tiby (w środku) Joao Amaral (z prawej) nie będzie zapewne jedynym portugalskim pomocnikiem Lecha.
Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus