Lech Poznań. To idzie młodość!

 

Lech Poznań przed startem każdego sezonu niejako z urzędu wymieniany jest jako kandydat jeżeli nie do mistrzowskiego tytułu, to na pewno do miejsca na podium. Szefostwo klubu nie uznaje półśrodków, dlatego „Kolejorz” każdego roku ma obowiązek grać o najwyższe cele. Są tego świadomi zarówno trenerzy, jak i piłkarze.

Czy w tej sytuacji 5. lokata po 20 kolejkach jest zadowalająca? Na pewno nie, lecz ekipa trenera Dariusza Żurawia nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Początek rozgrywek był w miarę udany, potem poznaniaków dopadł kryzys, ale końcówka była już przyzwoita – Lech nie przegrał żadnego z ostatnich siedmiu meczów, zdobywając w nich 13 punktów.

W bramce panował niepodzielnie Holender Mickey van der Hart, który w 7. spotkaniach zachował czyste konto, walnie przyczyniając się do wysokiej lokaty swojej drużyny. Był on pewniakiem nie tylko w meczach ligowych, ale również w rozgrywkach Pucharu Polski, więc utalentowany Miłosz Mleczko był „przyspawany” do ławki rezerwowych.

Bardzo stabilna była obrona, chociaż w tej formacji debiutowało trzech zawodników – Tomasz Dejewski, Djordje Crnomarković oraz Lubomir Szatko. Pewniakami byli jednak boczni obrońcy – Robert Gumny i Wołodymyr Kostewycz. Pierwszy z nich doznał poważnej kontuzji i już nie zagra do końca sezonu, dlatego kierownictwo klubu skróciło wypożyczenie do Rakowa Częstochowa Michała Skórasia, nominalnego pomocnika, a nawet napastnika!

Niekwestionowanym królem środka pola był Szwajcar Darko Jevtić. 26-letni pomocnik zaliczył najlepszy okres podczas kilkuletniej przygody w klubie z Bułgarskiej. Sześć bramek i pięć asyst – te liczby mówią same za siebie. Duży wkład w wysokie notowania „Kolejorza” mieli ponadto 21-letni Kamil Jóźwiak (cztery gole, cztery asysty) oraz Portugalczyk Joao Amaral (trzy gole, pięć asyst). Dużą liczbą asyst może pochwalić się także inny Portugalczyk – Pedro Tiba (5), a o bilansie Tymoteusza Puchacza wspomniane było wcześniej.

Prawdziwym objawieniem w tej formacji był jednak 20-letni Tymoteusz Puchacz. Wychowanek Lecha po tułaczce w Zagłębiu Sosnowiec i GKS-ie Katowice wywalczył sobie miejsce na skrzydle, a w razie potrzeby zagrał na lewej obronie (pięciokrotnie). O zaufaniu, jakim darzył tego zawodnika trener Dariusz Żuraw świadczy fakt, że Puchacz zagrał we wszystkich 23. meczach „Kolejorza” – 20. ligowych i trzech pucharowych. Taki wynikiem może pochwalić się tylko bramkarz Mickey van der Hart.

Starania piłkarzy Lecha byłyby jednak psu na budę, gdyby na szpicy nie grał napastnik pokoju Christian Gytkjaera. Duńczyk w dwóch poprzednich sezonach zdobył dla Lecha 31 goli (19 i 12), zaś po rundzie jesiennej ma na koncie już 11 trafień. Teraz na Bułgarskiej obawiają się, że Duńczyk odejdzie z klubu już w zimowym okienku transferowym. Gytkjaer ma kontrakt ważny do 30 czerwca 2020 roku, ale chrapkę na niego ma szwedzki Malmoe FF, w którym miałby zastąpić legendarnego Markusa Rosenberga.

 

Na zdjęciu: Wartość Christiana Gytkjaera (z lewej) dla Lecha trudno doprawdy przecenić.

5. Lech Poznań

STRZELCY (33): 11 – Gytkjaer, 6 – Jevtić, 4 – Jóźwiak, 3 – Amaral, Tomczyk, 2 – Puchacz, 1 – Marchwiński, Muhar, Rogne, Szatka.

NA PLUS

Powrót z banicji

Tymoteusz Puchacz przez półtora roku tułał się po I lidze, zakładając koszulki Zagłębia Sosnowiec i GKS-u Katowice. Latem trener Dariusz Żuraw wezwał go na Bułgarską i bynajmniej nie po to, by grał „ogony”. Puchacz jesień może uznać za bardzo udaną, bo był pewniakiem w swoim zespole. Jeżeli wiosną nie spuści z tonu, może zostać jednym z największych „odkryć” w ekstraklasie.

NA MINUS

Pechowiec

Niektórzy żartują, że Tomasz Cywka już urodził się kontuzjowany. Pomocnik Lecha wrócił na boisko po 394 dniach pauzy spowodowanej kontuzją kolana, a później łydki. 29 października wszedł na boisko w meczu Pucharu Polski z Resovią i po 5. minutach opuścił plac gry. Znowu zmogła go kontuzja, uszkodził wiązadło poboczne w kolanie. Czy zagra wiosną? Nawet jeżeli będzie zdrowy, to w czerwcu kończy mu się kontrakt na Bułgarskiej.

 

***

Amaral wyjechał

Pomocnik Lecha, Portugalczyk Joao Amaral, został wypożyczony na pół roku do drużyny z jego ojczyzny – FC Pacos de Ferreira. Sam Amaral tymczasowy powrót do Portugalii tłumaczy trudną sytuacją rodzinną.

Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus

– Mam kłopoty osobiste związane z moją rodziną. Ponadto moja narzeczona jest w ciąży i w kwietniu będzie rodzić. Jest to dla mnie trudna sytuacja, bo nie potrafię utrzymać koncentracji, skupić się na grze, dawać z siebie wszystkiego dla klubu. A tego przecież chcę. Mam nadzieję, że wszyscy zrozumieją, że muszę podjąć tę decyzję. Nie jest ona łatwa, jednak myślę, że w tym momencie jest najlepsza dla mnie, a także dla klubu – powiedział 28-letni pomocnik cytowany przez oficjalną stronę klubową.

Portugalczyk najbliższe sześć miesięcy spędzi w swoim rodzinnym kraju i będzie występować w zajmującym obecnie 17. miejsce w ekstraklasie FC Pacos de Ferreira. Portugalski klub nie ma w kontrakcie opcji pierwokupu piłkarza, co oznacza, że w przerwie letniej Amaral wróci do stolicy Wielkopolski i w nowym sezonie prawdopodobnie będzie ponownie występował w Lechu.

– Chcę powiedzieć, że z pewnością po sześciu miesiącach wypożyczenia powrócę do Poznania i mam nadzieję, że będę wtedy w pełni skoncentrowany na tym, bym w najlepszy możliwy sposób mógł pomóc drużynie. Dziękuję wszystkim za okazane zrozumienie – podkreślił Amaral. (red)