Lechia na fali

Gdyby Lechia w pierwszej połowie nie objęła prowadzenia, to kibice tego zespołu w przerwie mieliby tylko jeden temat. Rozmawialiby o sytuacji, jaką w 14 minucie spotkania koncertowo popsuł Flavio Paixao. Piłkę na skrzydło otrzymał będący na pograniczu spalonego Michał Mak, który dośrodkował w pole karne, a portugalski napastnik, pomimo dość biernej asysty Piotra Malarczyka, doszedł do sytuacji strzeleckiej. Cóż jednak z tego, skoro nie potrafił skierować piłki w światło bramki. Był to jeden z nielicznych gorących momentów w pierwszej odsłonie tego spotkania.

Kolejny wydarzył się w 24 minucie meczu i przyniósł wspomniane prowadzenie dla gdańszczan. Malarczyk tak nieudolnie próbował powstrzymać Paixao, że ten się przewrócił, a sędzia Bartosz Frankowski nie miał żadnych wątpliwości. Bez wahania wskazał na jedenasty metr, a portugalski napastnik tym razem nie zawiódł i pewnym strzałem pokonał Matthiasa Hamrola.

Do przerwy goście znajdowali się w posiadaniu piłki zdecydowanie częściej i próbowała się odgryźć. Niewiele jednak z tego wynikało, chociaż tuż po upływie regulaminowego czasu gry kielczanie powinni wyrównać. Znakomicie jednak – i to dwukrotnie – interweniował Duszan Kuciak, który najpierw odbił strzał Felicio Forbesa Browna, a następnie dobitkę Michaela Gardawskiego.

Na przerwę zatem oba zespoły zeszły przy prowadzeniu gospodarzy, chociaż trzeba przyznać, że miejscowi kibice tylko z tego powodu mogli czuć się szczęśliwi. W poprzednich meczach bowiem, w grze gdańszczan, dużo więcej było polotu i energii, którego wczoraj zdecydowanie brakowało. Ale Piotr Stokowiec zdecydowanie wiedział, co robi. Jego piłkarze grali bowiem odpowiedzialnie i nie chcieli popełnić błędu, bo wiedzieli, że pomyłka w starciu z Koroną sporo może ich kosztować.

Za asekurancką postawę, którą gospodarze kontynuowali w drugiej połowie, nie wypada Lechii ganić. Sęk jednak w tym, że cierpiało na tym widowisko, które toczyło się głównie w środku pola. Jedni i drudzy większość czasu zmarnowali na walce o piłkę, ale to gospodarze znakomicie wyczuli moment, aby ukłuć po raz drugi. Świetnie zachował Mateusz Sopoćko, który idealnie uruchomił wprowadzonego chwilę wcześniej na boisko Jakuba Araka. Ten dograł dokładnie do Flavio Paixao, a niepilnowany Portugalczyk po raz drugi w tym spotkaniu wpisał się na listę strzelców.

Kilka minut później mogło być 3:0, ale Hamrol obronił potężny strzał Patryka Lipskiego, po którym piłka zmierzała pod poprzeczkę kieleckiej bramki. Mimo to gdańszczanie odnieśli czwarte zwycięstwo z kolei i umocnili się na fotelu lidera ekstraklasy.

 

LECHIA GDAŃSK – KORONA KIELCE 2:0 (1:0)

1:0 – F. Paixao, 24 min (karny). 2:0 – F. Paixao, 69 min (asysta Arak).

LECHIA: Kuciak – Fila (78. Nunes), Nalepa, Vitoria, Mladenović – Łukasik – Mak (67. Arak), Sopoćko, Lipski, Haraslin (84. Chrzanowski) – F. Paixao. Trener Piotr STOKOWIEC.

KORONA: Hamrol – Malarczyk (64. Górski), Kovaczević (73. Arweładze), Diaw – Rymaniak, Żubrowski, Janjić, Kosakiewicz – Gardawski, Soriano, Brown Forbes (46. Puczko). Trener Gino LETTIERI.

Sędziował Bartosz Frankowski (Toruń). Widzów 13872. Żółte kartki: Mladenović (22. faul), F. Paixao (49. faul), Nalepa (59. faul), Lipski (80. faul) – Malarczyk (24. faul), Kovaczević (41. faul), Żubrowski (79. faul), Rymaniak (79. niesp. zach.)

Piłkarz meczu – Flavio PAIXAO.