Lechia nadal pisze historię

W innych dyscyplinach coś takiego nie miałoby prawa się stać. Czujemy ogromną radość – powiedział po wyeliminowaniu Jagiellonii Białystok trener III-ligowca z Zielonej Góry, Andrzej Sawicki.


Rozgrywki Pucharu Polski mają to do siebie, że dochodzi w nich do niespodzianek, a nawet sensacji. No bo jak inaczej nazwać zwycięstwo (3:1) Lechii Zielona Góra nad Jagiellonią Białystok? Teoretycznie faworytem meczu 1/16 finału były „Żubry” z Podlasia, tym bardziej że stawiły się w najsilniejszym składzie, dając do zrozumienia, iż nie mają zamiaru lekceważyć rywala grającego trzy klasy niżej.

Snajper w roli głównej

Gdyby ktoś nie do końca zorientowany przyszedł na to spotkanie (w praktyce było to niemożliwe, bo do sprzedaży trafiło 999 biletów i wszystkie rozeszły się na pniu, więc przypadkowych osób na trybunach nie było), nie byłby w stanie określić, w jakiej lidze grają oba zespoły. Umiejętności były po stronie przyjezdnych, ale gospodarze nadrabiali niesłychaną ambicją i wolą zwycięstwa. Strach był im zupełnie obcy, więc zepchnęli rywali do defensywy i po 9 minutach cieszyli się z gola. Strzelił Przemysław Mycan, który w tym sezonie jest w wysokiej formie, o czym świadczy 5 bramek w 10 ligowych występach. Wkrótce 27-letni napastnik sprokurował rzut karny, ale Martin Pospiszil trafił w słupek. To jeszcze bardziej nakręciło zielonogórzan, czego efektem było drugie trafienie Mycana. Co prawda „Jaga” odpowiedziała golem Bartłomieja Wdowika, lecz nie zdeprymował on Lechii, bo krótko po przerwie wysoką dyspozycję strzelecką głową potwierdził Rafał Ostrowski. Dla 26-letniego stopera, który wkrótce zostanie ojcem, było to już 5. trafienie w tym sezonie. Dwubramkowe prowadzenie uspokoiło miejscowych i za sprawą Jesusa Imaza mogli stracić gola, lecz przetrzymali napór i po końcowym gwizdku mogli tańczyć z radości. Na pucharowej drodze pokonali już drugiego wyżej notowanego rywala. Przypomnijmy, że w 1/16 finału odprawili po dogrywce Podbeskidzie.

Najlepszy mecz

– Trener powiedział, że mamy grać to, nad czym ciężko pracujemy na treningach – powiedział Przemysław Mycan.

– Nasze gole nie były więc przypadkowe, trzykrotnie „ukłuć” drużynę z ekstraklasy to coś wielkiego. Wiedzieliśmy, że kolejna szansa może już się nie powtórzyć, więc walczyliśmy jak równy z równym. Staraliśmy się grać wysoko, bo niejednokrotnie po strzeleniu gola nie potrafiliśmy dowieźć zwycięstwa. Tym razem tak nie było. Końcówka była ciężka, ale jak nie było sił, to nadrabialiśmy ambicją. Po to się trenuje, żeby zagrać fajny mecz i wyeliminować faworyta. Czuję się z tym znakomicie. To był chyba mój najlepszy mecz w Lechii.

Wniebowzięty był również szkoleniowiec zwycięzców.

– Stworzyliśmy nową historię, jestem bardzo szczęśliwy – podkreślił Andrzej Sawicki.

– Zagraliśmy tak jak w lidze – wysoko, odważnie, agresywnie. Na inny sposób nie mogliśmy sobie pozwolić, bo dysproporcja indywidualna była zbyt duża. Zdarzają się mecze, w których musisz bronić i cierpieć bez piłki. I właśnie pod tym kątem jestem najbardziej zadowolony, bo w ostatnim czasie nasz zespół naprawdę bardzo dobrze broni – chwali swych podopiecznych trener Lechii, zdradzając przy tym sposób na ich zmotywowanie.

Czekanie na rywala

– Na odprawie opowiedziałem chłopakom historię z 1986 roku, kiedy jako młody chłopak byłem na meczu z ŁKS-em i Lechia wygrała 2:1. Pamiętam pełny stadion, a nawet to, gdzie siedziałem. Opowiedziałem im też historię SHR Wojcieszyce, który w sezonie 1986/87 – tak jak my – awansował do 1/8 finału Pucharu Polski (wyeliminował kolejno Energetyka Gryfino 3:1, Arkę Gdynia 3:0, Gwardię Koszalin 2:0 i Ruch Chorzów 2:1, przegrywając 1:2 z ŁKS-em). To była historia ku pokrzepieniu, która ziściła się dla nas. Piłka nożna dlatego jest taka piękna, że historie takie jak nasza mogą się wydarzyć. W innych dyscyplinach coś takiego nie miałoby prawa się stać. Czujemy ogromną radość – dodał trener Lechii. Jej zawodnicy z niecierpliwością będą czekać na wyniki meczów 1/16 finału (rozegrane zostaną w przyszłym tygodniu), bo zwycięzca jednego z nich będzie ich kolejnym rywalem. Nim to nastąpi, zielonogórzanie podejmą pogrążoną w kryzysie Odrę Wodzisław. Ich fani nie wyobrażają sobie innego rozstrzygnięcia, jak zwycięstwo.


Na zdjęciu: Radość zawodników zielonogórskiego „Kopciuszka” była w pełni uzasadniona…
Fot. Łączy Nas Piłka