Lechia przez historię zmieniona

Według różnych szacunków od 35 do 40 tysięcy ludzi obejrzało 28 września 1983 roku rewanżowy mecz pierwszej rundy Pucharu Zdobywców Pucharów, w którym Lechia Gdańsk zmierzyła się z Juventusem Turyn. Spotkanie to, choć wymiar sportowy był rzeczą zupełnie drugorzędną, bo w pierwszym meczu, we Włoszech, faworyt wygra 7:0, obrosło w legendę. Wiadomo, jakie to były czasy i wiadomo doskonale, jakim klubem wówczas była Lechia. Chodzi o preferencje polityczne sympatyków „biało-zielonych”, które pozostawały w wyraźnej opozycji do ówczesnej władzy. W czwartek europejskie puchary wracają do zmienionego przez historię Gdańska. Na pięknym stadionie w Letnicy rywalem drużyny prowadzonej przez Piotra Stokowca będzie duńskie Broendby IF.

Łatwiej nie będzie

Do wczoraj na jutrzejszy mecz sprzedano ok. 20 tysięcy biletów. Organizatorzy mogą zatem liczyć na to, że na mecz pofatyguje się niemal 30 tysięcy fanów, co jak na tę rundę rywalizacji można uznać za frekwencję solidną. A jak na murawie zaprezentuje się zespół? Po tym, co Lechia pokazała w pierwszym meczu nowego sezonu ekstraklasy niełatwo o optymizm. Oczywiście trzeba pamiętać, że przez całą drugą połowę starcia z ŁKS-em gdańszczanie grali w osłabieniu, ale mimo to powinni zaprezentować się lepiej. Z drugiej jednak strony grający jeszcze na fantazji po awansie do ekstraklasy łodzianie, którzy w sparingach rozstawiali po kątach wszystkich, również drużyny z najwyższej klasy rozgrywkowej, to rywal – przynajmniej na razie – bardzo trudny.

Niemniej jutro nie będzie łatwiej. Zespół Broendby IF to etatowy uczestnik europejskich rozgrywek. W zeszłym roku duńska drużyna dotarła do IV fazy kwalifikacji LE, gdzie nie poradziła sobie z Racingiem Genk. W bieżących rozgrywkach czwarty zespół duńskiej ekstraklasy zaczynał rywalizację międzynarodową od pierwszej rundy. W premierowym spotkaniu łatwo, bo aż 4:1, poradził sobie z Interem Turku. W rewanżu było jednak nerwowo. Finowie strzelili dwa gole i mieli sporo czasu na to, aby rozprawić się z wyżej notowanym przeciwnikiem. Broendby obroniło się jednak i dzięki temu teraz zmierzy się z Lechią.

Bandyta Udoviczić

11 lat temu z… Jastrzębiem

Co na dziś dzień gdańszczanie wiedzą o swoim rywalu? Na pewno to, że najlepszym strzelcem duńskiej drużyny w poprzednim sezonie był doskonale nam znany Kamil Wilczek. Polak w 33 występach aż 21 razy wpisał się na listę strzelców i należał do najskuteczniejszych snajperów duńskiej Superligi. Łącznie 31-latek, który występuje w Broendby od 2016 roku, rozegrał dla tego klubu 138 spotkań, licząc wszystkie rozgrywki, i zdobył 75 goli. Jak ważnym Polak zawodnikiem jest w układance trenera Nielsa Frederiksena najlepiej świadczy fakt, że niedawno został mianowany najpierw wicekapitanem, a następnie kapitanem drużyny. 14 lipca, na inaugurację rozgrywek duńskiej ekstraklasy, były gracz m.in. Piasta Gliwice strzelił bramkę, a jego drużyna wygrała z Silkeborgiem 3:0. W drugiej kolejce Broendby zremisowało 2:2 z Randers. W tym spotkaniu trzykrotny reprezentant Polski na listę strzelców się nie wpisał.

Przeciwko Lechii Gdańsk, za czasów występów w Polsce, Kamil Wilczek grał 10-krotnie. Jego pierwszy mecz przeciwko temu rywalowi miał miejsce na zapleczu ekstraklasy, a była to… wielkanocna kolejka w sezonie 2007/08. Napastnik był wówczas piłkarzem… GKS-u Jastrzębie, który przegrał z kroczącą wówczas do ekstraklasy Lechią. Kto by pomyślał, że 11 lat później urodzony w Wodzisławiu Śląskim napastnik ponownie zagra przeciwko gdańskiemu rywalowi. W europejskich pucharach.

 

Na zdjęciu: Kamil Wilczek (w środku) to najgroźniejsza broń jutrzejszego rywala Lechii Gdańsk.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ

 

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem