Lechia traci punkty w Legnicy

Lechia Gdańsk nie przegrała ani jednego z ośmiu poprzedzających starcie w Legnicy spotkań ekstraklasy. Nie było jednak tak, że lider tabeli pojechał na starcie przeciwko beniaminkowi, jak po swoje.

W pierwszej połowie, która nie należała do nadzwyczajnych widowisk, żadnej z drużyn nie udało się uzyskać przewagi. Wprawdzie jakieś sytuacje były, ale zawodnikom obu zespołów albo brakowało siły, albo precyzji. Trudno mówić o chociażby jednej klarownej sytuacji, a wszystko co dobre i cenne wydarzyło się po przerwie.

Bramkarze wreszcie mieli co robić. Obaj solidnie zapracowali na miano piłkarza meczu, a tytuł ten przyznaliśmy Duszanowi Kuciakowi. Za co? M.in. za dwie dobre interwencje Słowaka po strzałach z rzutów wolnych Petteriego Forsella. Fiński napastnik czasami sprawia wrażenie ociężałego. Trudno było mu rywalizować z rosłymi obrońcami Lechii, ale trzeba przyznać, że stopę ma ułożoną jak mało który gracz w naszej lidze.

Z dwiema próbami ofensywnego gracza z „Krainy tysiąca jezior” wspomniany Kuciak poradził sobie jednak bez zarzutu. Warto też wspomnieć o pozostałych sytuacjach „Miedzianki”. A szczególnie o tej, którą w koszmarny sposób zmarnował Paweł Zieliński. 28-latkowi, który znalazł się kilka metrów przed bramką Lechii, nie pozostało nic innego, jak skierować futbolówkę do siatki. Tymczasem starszy brat piłkarza Napoli – Piotra tego nie zrobił, tylko huknął nad poprzeczką. Kilka minut później „Zielu” próbował raz jeszcze., ale za tę sytuację nie można mieć do niego pretensji, bo po raz kolejny świetnie zachował się Duszan Kuciak.

Pod drugą bramką, tą strzeżoną przez Antona Kanibołockiego, też działo się całkiem sporo, a pudło meczu zaliczył niewątpliwie Lukasz Haraslin. Słowak nie miał prawa się pomylić, kiedy domykał dośrodkowanie z prawego skrzydła, a tymczasem skierowanie piłki do siatki z trzech metrów go po prostu przerosło. Ten sam zawodnik próbował się jeszcze zrehabilitować, ale jego strzał z linii pola karnego w efektowny sposób wybronił ukraiński golkiper Miedzi.

 

Miedź Legnica – Lechia Gdańsk 0:0

MIEDŹ: Kanibołockyj – Zieliński, Bartczak, Osyra, Milijković, Camara (73. Pikk) – Szczepaniak (90. Piątkowski), Purzycki, Fernandez (78. Santana), Ojamaa – Forsell. Trener Dominik NOWAK.

LECHIA: Kuciak – Nunes, Nalepa, Augustyn, Mladenović – Wolski (60. Sobiech), Kubicki, Łukasik, Makowski (90+1. Fila), Haraslin (75. Arak) – Paixao. Trener Piotr STOKOWIEC.

Sędziował Zbigniew Dobrynin (Łódź). Widzów 4521. Żółte kartki: Fernandez (57. faul), Bartczak (59. faul), Purzycki (77. faul) – Augustyn (54. faul), Łukasik (83. faul).
Piłkarz meczu – Duszan KUCIAK.

 

Po meczu powiedzieli…

Dominik NOWAK: – To był dobry, żywy mecz. Wybiegany przez drużyny. Oba zespoły były dobrze przygotowane pod względem motorycznym. Obie ekipy zaprezentowały dobrą organizację gry zarówno w defensywie, jak i w ofensywie. Cieszymy się z punktu zdobytego w starciu przeciwko liderowi. Liczyliśmy na rzuty wolne w wykonaniu Petteriego Forsella. Wiedzieliśmy, że rywal łapie sporo kartek i dwa razy mieliśmy dobre sytuacje po strzałach z dystansu. Chcieliśmy zagrać inaczej, niż zwykle. Bo mówiono o nas, że jesteśmy zespołem… romantycznym. Przegrywaliśmy za wysoko. Tymczasem chcemy punktować.

Piotr STOKOWIEC: – To był mecz walki. Miedź nie oddała nam pola. To zespół niebezpieczny, który potrafi się utrzymać przy piłce. My na pewno nie zagraliśmy perfekcyjnego meczu, ale niektórzy z naszych zawodników mają do tego prawo. Szukaliśmy wejść ofensywnych piłkarzy i bramki. Gospodarze nie pozwolili nam jednak na zbyt wiele. Co do Rafała Wolskiego, to jesteśmy zdania, że nie jest on jeszcze w pełni gotowy. Podobnie zresztą, jak Patryk Lipski, który jest dopiero po kilku kierunkach. W końcówce musieliśmy nieco hamować nasze zapędy, bo lepiej jedzie się 500 kilometrów z jednym punktem, aniżeli bez żadnej zdobyczy. Na takich boiskach w ataku pozycyjnym gra się nieco trudniej, aniżeli na dobrej nawierzchni.