Legendy się budzą

Grupa zawodników i zawodniczek, na czele z kilkoma medalistami mistrzostw świata ery Bogdana Wenty (2004-12), spotkała się po raz pierwszy w niedzielę w Bydgoszczy, przy okazji charytatywnego turnieju. Celem była zbiórka funduszy na dalsze leczenie sparaliżowanego Tomasza Golloba. Sporo szumu w środowisku narobił dopiero tweet ze zdjęciem z towarzyskiego spotkania.

Do Łuczniczki zjechali Grzegorz Tkaczyk, Bartosz Jurecki, Sławomir Szmal, Damian Wleklak, Adam Wiśniewski, a także mniej kojarzeni z tamtymi sukcesami Rafał Kuptel, Dawid Nilsson, Wojciech Zydroń czy byłe reprezentantki Polski rodem z Pomorza – Karolina Siódmiak i Małgorzata Gapska. Na portalach społecznościowych pod zdjęciami siedzących przy jednym stoliku w hotelowym lobby pojawiły się m.in. życzenia „dobrej zabawy”… – To nie zabawa! – ripostował od razu Tkaczyk.

Szczegóły później…

Skoro nie zabawa, więc co? – Celem Handball Legends są działania charytatywne i propagowanie piłki ręcznej – informuje Tkaczyk. Na stronie tvp.pl dodaje: – Podejmujemy próbę, bo nie można już dłużej czekać. Chcemy odgrywać większe znaczenie, jeśli chodzi o polską piłkę ręczną. Chcemy mieć wpływ na to, co dzieje się w naszym szczypiorniaku; chcemy, by nasz głos, który dotychczas nie był w ogóle słuchany, w końcu zaczął być brany pod uwagę. Ale o szczegółach będą mógł mówić dopiero za kilka tygodni – zastrzega Tkaczyk i zauważa: – Ludzie chcą i oczekują, by coś się zmieniło. A nam bardzo na tym zależy, bo mamy piłkę ręczną w sercach. Chcemy połączyć dwie inicjatywy, chcemy po prostu być.

Do Bydgoszczy nie dojechał Artur Siódmiak, który od kilku lat propaguje piłkę ręczna na swoich campach. On również jest w grupie inicjatywnej „Handball Legends”. – To dopiero początki, ale jest nas więcej. To grupa około 25 bardzo poważnych osób. W grupie siła, chcemy skoordynować nasze działania, organizować mecze i eventy, wzajemnie sobie pomagać, szukać wsparcia w mediach – podkreśla bohater „jednej Wenty” z 2009 roku, który od lat z mediami jest za pan brat.

Może być atrakcyjnie

Nieco więcej zdradza Szmal. – Po pierwsze chcemy rozgrywać mecze charytatywne, z których pieniądze pójdą na jakiś szczytny cel, dla ludzi w potrzebie; to nie ma związku z piłką ręczną. Przyjedziemy i zagramy tylko za zwrot kosztów podróży. Po drugie – promocja i popularyzacja. Chcemy pokazać, że piłka ręczna jest wspaniałym sportem, może być atrakcyjna dla młodych ludzi. Zależy nam, żeby uprawiało ją więcej dzieci. To zaś przekłada się na trzecie – jakość szkolenia w Polsce. Nie można powiedzieć, że nic się w tej materii nie dzieje. Od kilku lat w każdym województwie działają Ośrodki Szkolenia Piłki Ręcznej, w Kielcach sam pracuję w Szkole Mistrzostwa Sportowego, drugiej po gdańskiej. Ale na pewno można zrobić więcej – mówi były świetny bramkarz, dziś asystent w kadrze trenera Piotra Przybeckiego.

Na razie nie wiadomo jeszcze, czy „legendy” będą funkcjonowały jako grupa nieformalna, czy też założą stowarzyszenie lub będą działać jako fundacja. – Dobrze by było nadać naszemu działaniu formę prawną – przekonuje Siódmiak.

Przed nimi ściana

Pod koniec pierwszej dekady XXI wieku Tkaczyk, Szmal, Siódmiak i spółka – po dekadach społecznego niebytu – katapultowali piłkę ręczną na wyżyny oglądalności. Czy dziś nie chcieliby wywołać podobnego efektu w skostniałych strukturach handballowej centrali, gdzie od lat ton nadają byli sędziowie piłki ręcznej…?

Jeżeli tak, muszą być świadomi ściany, jaka przed nimi stoi. W 2012 roku z betonem zderzył się Wenta, który – po rezygnacji z prowadzenia reprezentacji – przedstawił prezesom ZPRP ofertę zmian w szkoleniu na szczeblu reprezentacyjnym. Propozycja twórcy sukcesów drużyny narodowej spotkała się z chłodnym przyjęciem, więc były selekcjoner obrócił się na pięcie i szybko poszedł w politykę – najpierw został europarlamentarzystą, a jesienią wygrał wybory na prezydenta Kielc.

Dziś reprezentacja mężczyzn nie potrafi zakwalifikować się na najważniejsze imprezy. Przed tygodniem przegrała sparing z Niemcami 23:35. „Przykro patrzeć” – skomentował wówczas na Twitterze Tkaczyk. – Jest mi bardzo przykro jak patrzę na grę i wyniki reprezentacji. To jest katastrofa. Kłaniają się zaniedbania w szkoleniu, które nie przynosi efektów, nie dostarcza zawodników na międzynarodowym poziomie, są luki w programach – analizuje Siódmiak.

Trampolina do…?

Na razie wygląda jednak na to, że to nieśmiały zalążek inicjatywy, która w dalszej przyszłości może dopiero stać się trampoliną do skoku na głębszą wodę lub… do zarządu Związku Piłki Ręcznej w Polsce. Kadencja stojącego na czele władz od 2006 roku Andrzeja Kraśnickiego kończy się za dwa lata i będzie jego ostatnią. O przejęciu władzy nikt z grona „legend” na razie jednak głośno nie mówi…

– Żeby mieć realny wpływ na cokolwiek, trzeba być we władzach. A żeby tam trafić, trzeba być delegatem na zjazd wyborczy. Być może kogoś wytypujemy, by nas reprezentował – zastanawia się Siódmiak. – Nie chcemy żadnej rewolucji czy przewrotu. Osobiście ubolewam, że nikogo z naszego środowiska – byłych zawodników, nie ma we władzach Związku Piłki Ręcznej, ale być może ktoś z nas będzie chciał taką drogę obrać – dodaje Szmal.

 

Na zdjęciu: Grzegorz Tkaczyk i Sławomir Szmal w roku 2007 – tuż przed „wystrzałem” drużyny Bogdana Wenty. Czy po ponad dekadzie „legendy” wstrząsną systemem?