Wstyd na boisku treningowym

Nikt nie miał pretensji, kiedy Ruch przegrał w ekstraklasie z Legią. Ale że nie poradził sobie z jej trzecioligowymi rezerwami, to już ogromne rozczarowanie.


Trudno szukać wytłumaczenia dla takiego obrotu spraw. Gdyby „Niebiescy” prezentowali odpowiednią jakość i oblegali przeciwnika, który dzięki trzem wypadom zdobył trzy bramki, można by jeszcze mówić o pechu. W ośrodku treningowym Legii żadnego niefartu jednak nie było. Występujące w III lidze rezerwy „wojskowych” były od Ruchu po prostu lepsze. Oddały więcej uderzeń (także celnych), stworzyły groźniejsze sytuacje i mogą być zadowolone z kapitalnie wykonanej roboty.

Niedokładność i dezorganizacja

Jedyne, co chorzowianie mogą przedstawiać w linii obrony, to fakt wystawienia kompletnie rezerwowego składu. Trener Jarosław Skrobacz zapowiadał, że zawodnicy z największą liczbą rozegranych minut w meczu pucharowym odpoczną i tak też się stało. Pod Warszawę nie pojechali Daniel Szczepan, Maciej Sadlok i Tomasz Swędrowski, kilku podstawowych usiadło na ławce. Patrząc po ostatnich meczach, pierwszoskładowych było tylko dwóch obrońców, Przemysław Szur i Paweł Baranowski. Nie wystawia to dobrej recenzji temu drugiemu, który był bezpośrednio zaangażowany w utratę dwóch goli… Przy pierwszym (jak kilka dni temu z Rakowem) Baranowski przegrał pojedynek biegowy z napastnikiem rywali, Maksymilianem Stangretem. W środę zdarzało mu się to zresztą nie raz i miał szczęście, że młodzi snajperzy Legii nie zawsze zachowywali zimną krew.


Czytaj także:


Trener Skrobacz mówił, że w Pucharze Polski nie zagra skład słabszy, tylko po prostu inny. Trudno jednak się z tym zgodzić patrząc po tym, co zaprezentowali „Niebiescy”. Mieli problemy z rozgrywaniem akcji. W prostych sytuacjach zamiast uspokoić grę, podnosili piłkę i w momentach stykowych oddawali ją przeciwnikom, zamiast utrzymać tak, jak wymagać należy od ekstraklasowicza. Dużo było złych podań i sytuacji ratowanych przewagą fizyczną chorzowian. Natomiast z tyłu mnóstwo zamieszania robiły kontry Legii, bo ustawiona wysoko obrona Ruchu była często kompletnie zdezorganizowana.

Jego ulubiony klub

Pierwszą połowę uratował przyjezdnym… syn Marka Saganowskiego, Franciszek, który sfaulował w polu karnym Michała Feliksa. „Jedenastkę” na bramkę zamienił Tomasz Foszmańczyk. Na początku drugiej połowy głową w chorzowskiej siatce piłkę umieścił niepilnowany Aleksander Waniek, choć winą należy tu obarczyć Jakuba Bieleckiego, któremu futbolówka przeleciała między rękawicami. Ruch wyrównał po świetnej centrze… Szura, choć w tej akcji gościom pomógł 19-letni Kacper Wnorowski, notując samobója. Na kilka minut przed końcem szalę zwycięstwa na korzyść Legii przechylił jeden z tych doświadczonych, Adam Ryczkowski, były gracz m.in. Górnika Zabrze, strzelając gola po indywidualnej akcji. Było to jego 4. trafienie w 8. meczu przeciwko Ruchowi, który… jest pod tym względem jego ulubionym klubem.

Po końcowym gwizdku młodzi legioniści wybuchli w ekstazie, a „Niebiescy” ze zwieszonymi głowami udali się do szatni. Nie tak dawno trener Skrobacz wyrażał niezadowolenie z głębi swojego składu i to spotkanie dobitnie pokazało dlaczego.

Legia II Warszawa – Ruch Chorzów 3:2 (1:1)

1:0 – Stangret, 12 min, 1:1 – Foszmańczyk, 38 min (karny), 2:1 – Waniek, 49 min (głową), 2:2 – Wnorowski, 74 min (samobójczy), 3:2 – Ryczkowski, 87 min

LEGIA: Zieliński – Wnorowski, Ziółkowski, Rose – Saganowski (65. Zięba), Możdżeń, Waniek, Konik – Pich, Stangret (65. Ryczkowski), Grączewski (74. Pchełka). Trener Piotr JACEK.

RUCH: Bielecki – Szur, Baranowski, Szywacz – Długosz (63. Wójtowicz), Sedlak, Letniowski, Feliks – Skwierczyński (63. Kozak), Steczyk (46. Firlej), Foszmańczyk (78. Barański). Trener Jarosław SKROBACZ.

Sędziował Grzegorz Kawałko (Wyszowate). Mecz bez udziału publiczności (oficjalnie). Żółte kartki: Rose, Konik – Letniowski, Długosz


Na zdjęciu: Młodzi legioniści nieraz wywodzili w pole „Niebieskich”.
Fot. Norbert Barczyk/Press Focus