Legia już pokazuje, że jest na właściwych torach

Legia Warszawa wygrała czwarty mecz z rzędu w ekstraklasie. Do szóstego w tabeli Górnika Zabrze ma już tylko pięć punktów straty.


Od ładnych kilku miesięcy zespół Legii Warszawa nie rozegrał tak dobrego spotkania. Wprawdzie „wojskowi” mierzyli się z najsłabszą drużyną ekstraklasy przed własną publicznością, ale warto podkreślić, że 24 dni wcześniej zespół ze stolicy, bo bardzo bezbarwnej grze, zremisował w Niecieczy z Termaliką bezbramkowo. Od pierwszych minut spotkania można było odnieść wrażenie, że tym razem podziału punktów i meczu bez goli na pewno nie będzie. Legia w pierwszej połowie zdominowała przeciwnika. Grała szybko, z pomysłem i stworzyła sobie mnóstwo okazji. Gdyby nie bramkarz gości, Paweł Pawluczenko, to już do przerwy zespół ten przegrywałby pięcioma golami. Przegrywał trzema.

Dwie pierwsze świetne okazje Legii udało się Białorusinowi wybronić. Najpierw golkiper zatrzymał strzał Rafy Lopesa z sześciu metrów, a chwilę później Portugalczyk kąśliwie główkował i znów „górą” był Pawluczenko. Szczęście bramkarza Termaliki dobiegło końca w 25. minucie meczu. Najpierw udało się jakoś wybić piłkę przyjezdnym z pola karnego, ale tuż przed szesnastką czyhał Josue. Najlepszy w ostatnich dniach gracz Legii miał mnóstwo miejsca. Przygotował sobie piłkę i uderzył po koźle. Futblówka wpadła do bramki tuż przy słupku.

To był początek końca marzeń gości o jakiejkolwiek zdobyczyw w Warszawie. Legia skonstruowała ładną akcję z głębi pola. Idealną piłkę na pozycję otrzymał Paweł Wszołek, który nie połakomił się na strzał. Dojrzał lepiej ustawionego Tomasza Pekharta, który skończył sytuację w swoim stylu. Gwoździem do trumny Bruk-Betu w pierwszej połowie było świetne dośrodkowanie Josue. Portugalczyk idealnie wypatrzył zamykającego akcje na dalszym słupku Mateusza Wieteskę, który głową pokonał Pawluczenkę. Świeżo upieczony kadrowicz Czesława Michniewicza uczcił w ten sposób swoje pierwsze powołanie do seniorskiej reprezentacji Polski.

Początek drugiej odsłony meczu nie był tak interesujący, jak pierwsza odsłona i można było się tego spodziewać. Legia, mając pełną kontrolę nad wynikiem, wyraźnie spuściła z tonu, a goście nie mieli żadnych argumentów, by spróbować powalczyć najpierw o pierwszego gola. Coś tam piłkarze Radoslava Latala próbowali. Grali nieco wyżej i był taki moment, kiedy seryjnie wykonywali rzuty rożne.

Po żadnym z nich zagrożenia nie było, a na dodatek grający do tej pory dobrze Pawluczenko popełnił fatalny błąd. Kopnął piłkę wprost pod nogi Pekharta, który prezent wykorzystał i drugi raz, po ładnej, solowej akcji, wpisał się na listę strzelców. Do dopiero pierwszy dublet króla strzelców ekstraklasy poprzedniego sezonu w obecnych rozgrywkach. Termalica w końcówce strzeliła honorowego gola, ale marne to pocieszenie dla zespołu, którego sytuacja robi się coraz gorsza.


Legia Warszawa – Bruk-Bet Termalica Nieciecza 4:1 (3:0)

1:0 – Josue, 26 min (bez asysty), 2:0 – Pekhart, 37 min (asysta Wszołek), 3:0 – Wieteska, 45 min (głową, asysta Josue), 4:0 – Pekhart, 72 min (bez asysty), 4:1 – Putiwcew, 90 min (asysta Meszanović).

LEGIA: Miszta – Johansson (75. Jędrzejczyk), Nawrocki (23. Rose), Wieteska Mladenović – Josue (75. Sokołowski), Slisz, Wszołek, R. Lopes (63. Muci) – Rosołek (63. Celhaka), Pekhart. Trener Aleksandar VUKOVIĆ. Rezerwowi: Strebinger, Hołownia, Skibicki, Włodarczyk.

BRUK-BET: Pawluczenko – Putiwcew, Domgjoni, Poliarus (71. Meszanović), Modelski – Wlazło (71. Bonecki), Radwański (82. Tusha), Biedrzycki, Hubínek – Kocyła (46. Śpiewak), Poznar (46. Sztefanik). Trener Radoslav LATAL. Rezerwowi: Loska, Tekijaszki, Ambrosiewicz.

Sędziował Jarosław Przybył (Kluczbork). Widzów 9437. Żółte kartki: Rosołek (20. faul), Slisz (88. faul) – Putiwcew (43. faul).

Piłkarz meczu – JOSUE.


Na zdjęciu: Mateusz Wieteska (na pierwszym planie) golem uczcił pierwsze w karierze powołanie do reprezentacji Polski.

Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus