Legia pobiła niechlubny rekord

Legia poniosła w niedzielny wieczór z Wartą już 14. porażkę w sezonie. Tak źle nie było nigdy. Mistrz Polski naprawdę może spaść.


Stało się. Jesienią Legia wyrównała niechlubny rekord porażek w jednym sezonie, bo gdy uległa na zakończenie roku Radomiakowi, schodziła pokonana z ligowej murawy po raz 13. W niedzielę po konfrontacji z Wartą legitymuje się już 14 porażkami i liczba ta pewnie jeszcze zostanie wyśrubowana.

13-krotnie „Wojskowi” przegrywali dotąd w dwóch sezonach – 1936 i 1975/65. W tym pierwszym przypadku skończyło się jedynym w jej dziejach spadkiem, ramię w ramię ze Śląskiem Świętochłowice. W niedzielę pokonał Legię trener pochodzący z tego miasta, Dawid Szulczek, prowadzący poznaniaków, czyli rywali w walce o utrzymanie.

„Kowal” po raz pierwszy

Mistrz Polski po 21 kolejkach nadal zajmuje miejsce w strefie spadkowej. Zgoda, ma jeszcze w zanadrzu zaległy mecz 5. serii gier z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza (15 marca), ale to wcale nie musi być dobra informacja. Dopisując Legii 3 punkty, byłaby dziś nad „kreską”, lecz równie dobrze można i dopisać je Niecieczy – a wtedy ekipa ze stolicy znalazłaby się na samym dnie tabeli!

– Powiem to po raz pierwszy: tak, ta Legia może spaść. Jesienią mówiłem, że to nieprawdopodobne. Jest jeszcze zaległe spotkanie z Termaliką, ale umówmy się, że jedni i drudzy są siebie warci – stwierdził w „Lidze Minus” Wojciech Kowalczyk, legendarny napastnik drużyny z Łazienkowskiej.
Widok prezesa Dariusza Mioduskiego, który po czerwonej kartce Artura Boruca opuścił trybunę, był bardzo wymownym obrazkiem. Wcześniej do tablicy wywołali go kibice za pośrednictwem transparentu, informującego, że sprzedał udziały w sekcji tenisowej Legii swojej własnej spółce za ledwie 5 tysięcy złotych.

Atmosfera przy Łazienkowskiej znów jest tak gorąca, jak przed przerwą zimową, a odniesione na inaugurację wiosny zwycięstwo w Lubinie (3:1) ostudziło ją tylko na chwilę. Bo przecież warszawianie wygrywają tylko z Zagłębiem. Z racji odrabiania zaległości, zmierzyli się z nim w ostatnim czasie dwukrotnie i dwukrotnie wygrali, ale to nie sztuka, bo lubinianie obrywają od większości rywali i też osunęli się już do strefy spadkowej. Wyłączając „Miedziowych”, z czterema ostatnimi rywalami Legia przegrała.

Gdyby, gdyby…

Hitem internetu była ilustracja bezradności mistrza Polski w ataku pozycyjnym, czyli piłka krążąca bezsensownie między stoperami Lindsayem Rose a Maikiem Nawrockim. Ustawienie z wahadłami stosowane przez Aleksandara Vukovicia, a wcześniej Czesława Michniewicza, jest już doskonale znane rywalom i Warta także je rozczytała. Odniosła w pełni zasłużone zwycięstwo, wyłączyła z gry Filipa Mladenovicia i Pawła Wszołka, a innych kreatywnych zawodników Legia na boisku nie miała. Gdyby nie sprzedawano Luquinhasa, gdyby zdrowy był Bartosz Kapustka, gdyby za kartki nie pauzował Josue.

Gdyby, gdyby, gdyby… Wymowne były noty, wystawione przez „Sport” warszawianom za niedzielny występ. Wyższej niż 1 – w 10-stopniowej skali – nie otrzymało aż pięciu z nich: Boruc, Wszołek, a także Tomas Pekhart, Mattias Johansson i Bartosz Slisz. Trener Vuković mówi, że nie wywiera presji na prezesie Mioduskim i dyrektorze Jacku Zielińskim w
kwestii wzmocnień, ale bez nich „wojskowi” mogą po 74 latach pożegnać się z ekstraklasą.

Muszą się oswoić

– Walczymy o utrzymanie i musimy sobie z tym lepiej radzić. Wszyscy liczą, że będziemy mieć problem grając o utrzymanie; że to będzie nas deprymować. Niestety, mecz z Wartą wyglądał na potwierdzenie tych słów. Musimy oswoić się z tą sytuacją.

Było sporo narzekań na spotkanie z Zagłębiem, ale nasza gra wyglądała tam o wiele lepiej. Musimy iść za tym, co było w Lubinie – mówi Vuković, czyli trener drużyny, która przegrywa najczęściej spośród wszystkich na szczeblu centralnym. 14 porażek na koncie ma jeszcze tylko Sokół Ostróda, pogodzony ze spadkiem z II ligi.

Wojciech Chałupczak


Na zdjęciu: Mina Pawła Wszołka mówi wszystko. Bezradność…
Fot. Adam Starszynski/Pressfocus