Legia potrafi wygrywać

Czas legijnej męki dobiegł końca. Warszawska drużyna zasłużenie pokonała Jagiellonię, choć w kilku sytuacjach przy Łazienkowskiej było nerwowo.


Gospodarze od pierwszych minut przeważali i pokazywali, że zależy im na przełamaniu. Szybko jednak przeżyli chwilę zawahania, bo krótko po starcie murawę musiał opuścić kapitan Artur Jędrzejczyk. Był to efekt bolesnego faulu Bojana Nasticia, który najpewniej spowodował u „Jędzy” kontuzję obojczyka.

Gol do szatni

Mimo gry w ciągłym ataku Legia nie prezentowała się przekonująco. Piłkarzom brakowało odpowiedniej ruchliwości, przesuwali się w nieodpowiednie sektory, czasem też brakowało tempa czy najzwyczajniej precyzji. Najaktywniejszy w jej szeregach był na pewno Josue. Portugalczyk – oraz próbujący dotrzymać mu kroku Luquinhas – dwoił się i troił, aby zagrozić bramce Jagiellonii. Po jego strzale z rzutu wolnego piłka musnęła poprzeczkę, a w końcówce pierwszej połowy fantastycznie „rogala” wybronił Xavier Dziekoński.

Bohaterem „Wojskowych” został jednak ten, który zastąpił Jędrzejczyka – Mattias Johansson. Krótko po wejściu futbolówkę po jego uderzeniu z linii bramkowej wybił Taras Romanczuk, czego nikt nie był w stanie zrobić już w doliczonym czasie pierwszej części, kiedy Szwed z bliska wpakował piłkę do siatki. Johansson jednak nie wyszedł już na drugą połowę, bo… doznał urazu. Zastąpił go Lindsay Rose, ale po 20 minutach… również zszedł, bo bardzo groźnie zderzył się głowami z Błażejem Augustynem (który także opuścił boisko).

Boruc pomógł

Niewiele pozytywnego można było powiedzieć o grze ofensywnej Jagiellonii, która nie potrafiła zagrozić bramce wracającego po kontuzji Artura Boruca. W drugiej połowie oddała jakieś strzały celne, ale nie zagrażały one doświadczonemu golkiperowi. Z czasem „Jaga” zintensyfikowała swoje starania, w 71 minucie nawet trafiła do siatki, ale Israel Puerto był na spalonym. Podobnie było po drugiej stronie 10 minut później, gdy „spalił” Tomas Pekhart.

Goście zagrożenie potrafili stwarzać tak naprawdę tylko po stałych fragmentach, a to było trochę za mało – nawet na Legię. Remis był jednak blisko, kiedy w 99 minucie Boruca omal nie pokonał jego kolega z drużyny, Kacper Skibicki. „Wojskowi” jednak dowieźli prowadzenie do końca i wygrali w lidze po raz pierwszy od 19 września.


Legia Warszawa – Jagiellonia Białystok 1:0 (1:0)

1:0 – Johansson, 45+2 min (asysta Wieteska)

LEGIA: Boruc – Jędrzejczyk (10. Johansson; 46. Rose; 67. Pekhart), Wieteska, Hołownia, Ribeiro – Slisz – Skibicki, Josue, Luquinhas (87. Martins), Mladenović – Emreli. Trener Marek GOŁĘBIEWSKI.

JAGIELLONIA: Dziekoński – Puerto, Augustyn (66. Matysik), Pazdan – Prikryl (84. Trubeha), Romanczuk, Pospisil (67. Mystkowski), Nastić (76. Wdowik) – Bida (46. Olszewski) – Cernych, Żyro. Trener Ireneusz MAMROT.

Sędziował Tomasz Musiał (Kraków). Żółte kartki: Luquinhas (71. faul) – Nastić (6. faul), Prikryl (35. faul), Romanczuk (48. faul)


Na zdjęciu: Jeden gol wystarczył, aby legioniści mogli cieszyć się ze zdobycia 3 punktów.

Fot. Adam Starszyński/Pressfocus.pl