Legia Warszawa. Co teraz będzie?

To pytanie zadają sobie fani warszawskiej Legii. Zatrudnienie Marka Gołębiowskiego to duży znak zapytania, który stoi też obok kwestii podejścia mentalnego piłkarzy.


Formuła się wypaliła. W Warszawie przestano wierzyć w scenariusz, w którym Czesław Michniewicz pozostaje na stanowisku i próbuje uratować Legię z kryzysu. Ten zresztą nie obejmował tylko wyników sportowych, bo rezultaty były poniekąd efektem tego, co działo się wewnątrz drużyny.

Wzmocnienia i autorytet

Już nawet nie chodzi o imprezową grupę, która miała gromadzić się wokół Lirima Kastratiego, Mattiasa Johanssona, Lindsaya Rose’a i Jurgena Celhaki oraz o Mahira Emreliego, który podobno także miał robić się coraz bardziej problemowy. Aczkolwiek napastnik w rozmowie z azerskimi mediami zdementował doniesienia łączące go z imprezami, bo – jak sam stwierdził – muzułmanie nie piją alkoholu.

Gdzieniegdzie słychać było także głosy o tym, że zwolniony trener w nieodpowiedni sposób zarządzał rezerwowymi. Czy wszyscy piłkarze akceptowali autorytet Michniewicza? Najnowsze informacje każą sądzić, że nie do końca.

Już w trakcie letniego okienka transferowego wskazywano zresztą, że zarząd niewiele robi, aby pomóc w tej kwestii szkoleniowcowi. Ostateczne wzmocnienia były robione na „łapu capu”, tuż przed zamknięciem okna, gdy Legia zagwarantowała sobie grę w Lidze Europy. Michniewicz w mediach otwarcie mówił o potrzebnie wzmocnień, a działacze nic z tym nie robili – choć trzeba też pamiętać, że sytuacja klubu nie była aż tak kolorowa, aby bez gwarancji udziału w konkretnych rozgrywkach europejskich ten mógł sobie pozwolić na zakupowe szaleństwo.

Strzelił Borucowi

– Problem leży w głowie, nie w przygotowaniu fizycznym, o którym się mówi – powiedział cytowany na portalu legia.net nowy trener „Wojskowych” Marek Gołębiewski, stawiając się w opozycji do Michniewicza, który nieraz mówił o braku czasu i „ciężkich nogach”, będących efektem grania co trzy dni.

– Zawodnicy zagrali już wiele meczów, mają ich w nogach mnóstwo. Oni są profesjonalistami, są w stanie grać co trzy dni. W Europie dawali radę, ale głowa zawodziła na krajowym podwórku. Nie chcę nikogo obrazić, ale zejście z Europy na jakiś stadion w Polsce to trudna sprawa. I to uważam za główny problem. Postaramy się aby on zniknął, a gracze nabrali więcej luzu i swobody, by mieli wyczyszczone głowy – mówił były trener legijnych rezerw.

Czy piłkarze największego klubu w kraju pójdą za szkoleniowcem, który tak naprawdę poza niedługim prowadzeniem Skry Częstochowa w II lidze nie ma poważnego doświadczenia w tej roli?

– Wiem, że moje nazwisko niewiele mówi i każdy myśli, że zostałem rzucony na głęboką wodę. Ale ja się z choinki nie urwałem. Gdy byłem w Skrze, każdy mówił, że spadniemy, a zespól jest w I lidze, choć ja tam roboty nie dokończyłem – przyznał Gołębiowski, który z częstochowskiego zespołu został zwolniony po serii słabych wyników.

Jak sam powiedział, miał oferty z I ligi, ale świadomie zdecydował się objąć rezerwy Legii, bo podświadomie liczył, że kiedyś dostanie szansę w pierwszym zespole. 41-latek pochodzi zresztą z podwarszawskiego Piaseczna, jako piłkarz grał w ekstraklasie, gdzie strzelił jednego gola – Legii, której bramki strzegł… Artur Boruc.

Przyciągać na trybuny

„Wynudził nas, kibiców, niemiłosiernie. Bał się ryzyka jak cholera i dlatego nie może pić dzisiaj szampana” – napisał na jednym z legijnych forów anonimowy kibic „Wojskowych”. Nie było bowiem żadną tajemnicą, że Michniewicz to trener preferujący defensywny futbol. Jego drużyny świetnie radzą sobie z organizacją gry defensywnej, z kontrami, ale gdy trzeba atakować pozycyjnie, robi się kłopot. Dlatego też paradoksalnie Legia w tym sezonie lepiej radziła sobie w europejskich pucharach niż w słabej ekstraklasie, gdzie regularnie jest faworytem.

– Nie jestem osobą smutną, raczej otwartą i taką lubię piłkę. Wynik jest najważniejszy, z tego jesteśmy rozliczani. ale grą i filozofią trzeba przyciągać ludzi na trybuny. Wolę wygrać 4:3 niż 1:0 – po raz kolejny postawił się w opozycji do Michniewicza Gołębiowski.


Warszawska jesień

Choć najmroźniejszą porą roku jest zima, w polskiej stolicy piłkarscy trenerzy najbardziej boją się jesieni. To właśnie w trakcie tej rundy Legia zwolniła w ostatnich latach najwięcej szkoleniowców, z czym związek miały najczęściej słabe wyniki sportowe. Wielokrotnie było tak, że zespół pod wodzą danego trenera kapitalnie (albo co najmniej dobrze) radził sobie na wiosnę, a jesienią – gdy dochodziły do tego puchary i aspekty transferowe – plan się sypał.

Czesław Michniewicz został zwolniony końcem października, a jego poprzednik, Aleksandar Vuković, końcem września 2020 – choć trzeba podkreślić, że Serb przetrwał jesień roku 2019. Dean Klafurić wyleciał już w sierpniu, Jacek Magiera i Besnik Hasi we wrześniu, Henning Berg w październiku, Jan Urban w grudniu. Licząc ostatnich 10 szkoleniowców Legii, aż 7 straciło pracę w rundzie jesiennej.


Bilans Czesława Michniewicza

  • Rozegrane mecze 55
  • Wygrane 31
  • Remisy 11
  • Porażki 13

Średnia punktów 1,89


Na zdjęciu: W Legii toczy się obecnie wiele dyskusji dotyczących tego, jak zespół będzie wyglądał w najbliższej przyszłości.
Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus