Legia Warszawa. Czesław tego nie przegra

Raczej nikt nie ma wątpliwości, że kadra, jaką dysponuje trener Michniewicz, na obronę mistrzowskiego tytułu po prostu wystarczy.

Licząc od sezonu 2013/14, kiedy to po raz pierwszy mistrza Polski wyłoniono w formule ESA 37, rywalizowano na najwyższym poziomie rozgrywkowym w naszym kraju siedmiokrotnie i pięć tytułów zdobyła warszawska Legia.

W 2015 roku lepszy od „wojskowych” okazał się Lech Poznań, a przed dwoma laty wielki sukces odniósł Piast Gliwice. A kto był ostatnim mistrzem Polski, nim zaczął po fazie zasadniczej obowiązywać w ekstraklasie podział na grupę mistrzowską i spadkową? Legia, która wygrała sezon 2012/13.

Warto na moment do niego wrócić, a konkretnie do sytuacji w tabeli, jaka panowała po rundzie jesiennej. Rozegrano w niej 15 kolejek, czyli o jedną więcej niż w zeszłym roku. „wojskowi” mieli na koncie 33 punkty i wyprzedzali „Kolejorza” o 4 „oczka”, a o 5 Górnika Zabrze.

Teraz zapas obrońcy tytułu nad Rakowem Częstochowa i Pogonią Szczecin to zaledwie punkt. Różnica jest zatem spora i teoretycznie łatwiej będzie teraz złapać stołeczny zespół, tym bardziej że bardzo dużo grania jeszcze przed nami.

Nie ma kto… gonić?

Sęk jednak w tym, że wtedy gonić miał Legię przede wszystkim Lech, który ostatecznie jej nie dogonił, mistrzostwo kraju przegrał o 6 punktów. Z Górnika zimą 2013 odszedł Adam Nawałka, by przejąć reprezentację Polski i na efekty nie trzeba było długo czekać. Zabrzanie zdobyli na wiosnę zaledwie 15 „oczek”. Reszta drużyn nawet nie myślała, by walczyć o mistrzostwo.

Dzisiaj wydaje się, że jest podobnie, mimo iż starty są dużo mniejsze. Jasne, że ani Rakowowi, ani też Pogoni nie należy odbierać szans na tytuł. Dla obu klubów byłoby to coś historycznego. Coś, co wywalczył niedawno Piast. Tylko, czy Kosta Runjaić albo Marek Papszun mają coś z Waldemara Fornalika?

Obaj wykonują w swoich klubach świetną robotę, ale ciężko jest sobie wyobrazić sytuację, że grając przy pustych trybunach jeden z tych zespołów wykonuje szarżę w stylu gliwickim. Również dlatego, że Legia wydaje się zdecydowanie bardziej poukładana niż na wiosnę 2019.

Szarmancki szczęściarz

Czesław Michniewicz zdążył się już zadomowić przy Łazienkowskiej. Dwa lata temu na wiosnę było zupełnie inaczej. Na początku kwietnia zakończył się toksyczny związek pomiędzy warszawskim klubem a trenerem Ricardo Sa Pinto, zaś Alaksandar Vuković nie był w stanie pewnych rzeczy poukładać i skończyło się, jak się skończyło.

Oczywiście Michniewiczowi noga również może się powinąć, ale jest to zdecydowanie mniej prawdopodobne niż było to w przypadku ekscentrycznego, a czasami nawet chamskiego Portugalczyka. Obecny trener „wojskowych” to szkoleniowiec zupełnie innego typu.

Lubiany, szarmancki, uwodzicielski, a również taki, który ma szczęście. Coraz częściej słyszy się, rozmawiając w kontekście walki o mistrzostwo, że „Czesław tego nie przegra”. Sa Pinto, który mistrzostwo w 2019 roku przegrał bardziej niż Vuković, potrafił pokłócić się z dziennikarzem na konferencji prasowej, bo nie spodobało mu się pytanie. Michniewicz też miał kiedyś taki epizod, jeszcze w Podbeskidziu, ale częściej sypnie żartem. Niebanalnym, dodajmy.

Na mistrza to wystarczy

Czy w związku z tym jest skazany na sukces po niecałym roku pracy przy Łazienkowskiej? Wydaje się, że tak. Warto spojrzeć na to również z tej strony, że w drogę po złoty medal wyrusza z tymi zawodnikami, którymi grał jesienią; nie robi wielkiej rewolucji kadrowej.

Mało tego, Legia dokonała tej zimy zaskakująco mało transferów, choć okienko jeszcze się nie zamknęło, a część kibiców domaga się wzmocnień. Na pewno by się przydały, ale też nikt raczej nie ma wątpliwości, że na wygranie ligi taka kadra, jaką teraz dysponuje Legia po prostu wystarczy.

Piłkarze, których trener ma do dyspozycji, są za słabi na to, by awansować do Ligi Mistrzów czy chociażby do Ligi Europy, ale na wygranie mistrzostwa Polski ich stać. Prawdę mówiąc, Legia cieszyć się powinna z tytułu na kilka kolejek przed końcem rywalizacji. Chyba że coś nas jeszcze w tym szalonym sezonie zaskoczy.





Czy wiesz, że…
Odkąd Legię przejął Czesław Michniewicz, zespół ten przegrał tylko 1 z 11 meczów w krajowych rozgrywkach (ekstraklasa i Puchar Polski); na zakończenie rundy jesiennej 2:3 ze Stalą Mielec na własnym stadionie. Ponadto „wojskowi” odnieśli 8 zwycięstw i zanotowali 2 remisy. Średnia punktowa szkoleniowca jest zatem bardzo dobra, bo wynosi 2,23. Jeżeli Legia w takim tempie będzie powiększała swój dorobek na wiosnę, to raczej nikt i nic nie odbierze jej mistrzostwa Polski.



Na zdjęciu: Legia pod wodzą Czesława Michniewicza jest głównym faworytem do mistrzostwa.
Fot. Adam Starszyński/PressFocus