Gorzej być nie może?

Jacek Kazimierski były golkiper Legii i były szkoleniowiec bramkarzy w klubie z Łazienkowskiej, który z perspektywy rezerwowego przeżywał też dwa mundiale biało-czerwonych w latach 80. poprzedniego stulecia, nie ma wątpliwości, iż obrany kierunek wiedzie w ślepą uliczkę.

– Na liście życzeń Legii są Serb i Albańczyk (Milos Kosanović i Arlind Ajeti – przyp. red.), tymczasem w obecnym składzie już jest deficyt polskich zawodników. Dlatego nie ma kto umierać za warszawski zespół. A prawda jest też taka, że obcokrajowcy, których Legia teraz zatrudnia nie prezentują wielkiej jakości. Są nijacy. Właściwie nie robią żadnej różnicy na korzyść – uważa Kazimierski. – Jeżeli czymkolwiek się wyróżniają, to jedynie wysokością pensji. Dlatego kompletnie nie rozumiem polityki transferowej nakierowanej wyłącznie na stranierich. Zastanawiam się, co robią trenerzy w Akademii, skoro młodych uzdolnionych wychowanków w szerokiej kadrze można policzyć na palcach jednej ręki. A taki Sebastian Szymański, niewątpliwie duży talent, jest niekompletny, bo zupełnie nieprzygotowany pod względem siłowym do poważnego futbolu. Może grać w naszym kraju, pewnie nawet z powodzeniem, ale od zachodniej piłki odbiłby się równie mocno jak Bartosz Kapustka.

Na boisku dominuje chaos

Zachwianie proporcji między Polakami i obcokrajowcami w ekipie Klafuricia to jednak przed rewanżem ze Słowakami, którzy przy Łazienkowskiej wygrali przed tygodniem 2:0, najmniejszy w sumie problem chorwackiego trenera. Znacznie większy kłopot stanowi kiepska gra. Nawet bowiem w Kielcach w minioną sobotę, gdzie legioniści przebudzili się po cudownej bombie Krzysztofa Mączyńskiego i zdołali z nawiązką odrobić początkowe straty, zaprezentowali mizerny, pozbawiony stylu futbol.

– Nawet jeśli Spartak Trnawa nie jest mocniejszy od Korony, trudno być optymistą przed rewanżem. Odrobienie dwubramkowej straty na boisku takiego rywala nie byłoby jakimś niewiarygodnym wyczynem, gdyby Legia była w formie. Niestety, nie jest – uważa Kazimierski. – Nie dość, że stołeczni piłkarze grają słabo, i od początku sezonu w ich poczynaniach dominuje chaos, to na dodatek kiepsko biegają. Są zupełnie nieprzygotowani do sezonu. Nie rozumiem więc, po co w ogóle w tym momencie były prowadzone eksperymenty z wdrożeniem taktyki z trzema stoperami? Zamiast skoncentrować się na poprawie motoryki, trener tylko dodatkowo namieszał zawodnikom w głowach w kwestiach taktycznych. Do tego stopnia, że odnoszę wrażenie, iż spora grupa nie wie, jak powinna zachowywać się na boisku. Właśnie dlatego jestem pesymistą. Słowacy nie są profesorami, ale nie są też frajerami. Coś potrafią, a lepiej od Legii prezentowali się także pod względem fizycznym przed tygodniem. Zatem nie wierzę, że mogą roztrwonić dwubramkową zaliczkę w Trnawie.

Nieunikniona wymiana całego staffu?

Media już obwieściły, że w przypadku odpadnięcia z kwalifikacji Ligi Mistrzów ze Słowakami, już w środę miałoby dojść przy Łazienkowskiej do zmiany szkoleniowca. Zwłaszcza że nazwisko następcy jest znane od dawna. Adam Nawałka był przecież przymierzany do Legii już na finiszu poprzedniego sezonu. Pytanie jednak, czy to dobry moment na wielką rewolucję, jaką niewątpliwie byłoby zatrudnienie byłego selekcjonera reprezentacji Polski, jest jak najbardziej zasadne.

– Zdaje się, że właściciel Legii umawiał się z Adamem już dawno temu na współpracę, która wiązałaby się z wymianą całego obecnego staffu. Zatem zamiana, mimo że obejmowałaby także dyrektora technicznego Ivana Kepciję, powinna być w zasadzie dobrze przygotowana – komentuje Jacek Kazimierski. – A w przypadku porażki ze Spartakiem, Dariusz Mioduski musiałby przecież coś zrobić. Czy Nawałka poradziłby sobie w tym momencie z kłopotami zdecydowanie za bardzo międzynarodowej i za słabej jakościowo Legii, i byłby w stanie uratować choćby Ligę Europy – tego nie wiem. Wiem natomiast, że gorzej być już naprawdę nie może.

Pamiętajcie o farcie Klafa…

Przy całej zasłużonej krytyce Klafuricia, który popełnił ogromny błąd decydując się na próbę przestawienia mistrzów Polski na taktykę z trzeba stoperami w krótkiej letniej przerwie, nie wolno zapominać, że Chorwat na finiszu poprzedniego sezonu był bardzo fartownym szkoleniowcem. Zawsze, kiedy potrzebował odrobiny szczęścia – albo całej fury, jak w przypadku ligowego spotkania z Wisłą Płock, czy pucharowego rewanżu z Górnikiem Zabrze – uśmiechało się ono do 46-letniego szkoleniowca.

Zatem, choć brzmi to rzeczywiście cokolwiek irracjonalnie, może jutro przygoda Legii z tegorocznymi kwalifikacjami Champions League jeszcze wcale się nie skończy?