Legia Warszawa. Kandydat najpoważniejszy

Jeżeli mogę być z czegoś zadowolony po pierwszej pełnej rundzie w roli trenera Legii, to z zachowania w trudnych chwilach – powiedział niedługo po zakończeniu jesiennego grania w ekstraklasie Aleksandar Vuković, szkoleniowiec warszawskiego zespołu. Jego drużyna po wielu perypetiach zakończyła jesień na pozycji lidera, jednak takie zespoły, jak Cracovia, Pogoń Szczecin czy Śląsk Wrocław, choć miały w zakończonej rundzie dobre momenty, nie były w stanie utrzymać formy przez dłuższy czas. Dlatego dobra druga część jesieni w wykonaniu Legii i 7 zwycięstw w 9 meczach wystarczyły, aby przewodzić rozgrywkom.

Początki były jednak trudne. Zabolały porażki. Ta z Pogonią Szczecin, pierwsza w historii na własnym boisku, wyjazdowa z Wisłą Płock czy kolejna domowa, z Lechią Gdańsk. Zespół nie był w stanie złapać serii, choć trzeba pamiętać, że „wojskowi” poruszali się w nowej rzeczywistości. Chodzi o to, że przed sezonem doszło do sporych zmian kadrowych. Mowa o zawodnikach, którzy w ostatnich latach stanowili o sile warszawskiego zespołu, a mianowicie Michale Kucharczyku, Kasperze Hamalainenie, a przede wszystkim Miroslavie Radoviciu. Trochę to zatem trwało aż Legia wskoczyła na właściwe dla siebie tory. Przełomowym momentem był mecz z Lechem Poznań – wygrany 2:1, po golu młodziutkiego Macieja Rosołka, który na placu gry pojawił się chwilę przed zdobyciem bramki. Takie akcenty w zespole najpoważniej aspirującym do tytułu mistrza Polski to coś pozytywnego. Największym odkryciem w drużynie Vukovicia był jednak Michał Karbownik. 18-latek bez kompleksów wszedł w zespół, w dodatku na pozycji, na której polska piłka ma niekończący się problem, a mianowicie na lewej obronie.

Późną jesienią Legia zaczęła grać tak, jak życzą sobie tego jej kibice. Była zespołem bardzo skutecznym. Siedem goli wpakowała Wiśle Kraków, pięć razy trafiła do siatki Górnika Zabrze, a trzy bramki zdobyła w wyjazdowym meczu ze Śląskiem Wrocław. Nie trzeba nikomu mówić, jak prestiżowe i ważne były wszystkie te zwycięstwa, po których fani „wojskowych” nareszcie byli zadowoleni. Nie obyło się, rzecz jasna, bez wpadek. W Szczecinie i na koniec rundy w Lubinie, co jest dowodem na to, że przy Łazienkowskiej do końca stabilnie nie jest. Nie ulega jednak wątpliwości, że na dziś Legia Warszawa jest najpoważniejszym kandydatem do zdobycia tytułu mistrza Polski. Wydaje się, że wszystko w stolicy zostało temu podporządkowane. Na razie nie słychać, aby zespół tej zimy chciał się pozbyć którego z kluczowych piłkarzy, a w gronie tym znajdują się tacy zawodnicy, jak Radosław Majecki czy Jarosław Niezgoda.

STRZELCY:

14 – Niezgoda, 6 – Kante, 4 – Novikovas, Wszołek, 3 – Gwilia, Luquinhas, 1 – Kulenović, Nagy, Rosołek, Veszović, Wieteska; Samobójcza: – Bochniewicz (Górnik).

PLUS

W drugiej dekadzie XXI w. tylko trzech Polaków zdobywało tytuł króla strzelców ekstraklasy. Byli to Tomasz Frankowski, dwukrotnie Marcin Robak i Kamil Wilczek. Teraz Jarosław Niezgoda jest na najlepszej drodze, aby dołączyć do tego zacnego grona. 14 goli w 18 występach to dorobek wręcz znakomity. Szczególnie udana dla napastnika Legii była końcówka jesieni. Trafiał w 7 z 8 meczów, zdobywając 8 bramek. W znacznej mierze to dzięki niemu Legia spogląda na wszystkich z góry.

MINUS

Nie wspominając o najmocniejszych ligach w Europie, to liderująca w Czechach, Slavia Praga, nie przegrała w tym sezonie. Podobnie jak prowadzący na Ukrainie Szachtar Donieck. Raz wyższość rywala musiał uznać w słowackiej ekstraklasie lider, Slovan Bratysława, a także na Węgrzech Ferencvaros Budapeszt. Zajmujący pierwsze miejsce w lidze rosyjskiej, Zenit Sankt Petersburg, przegrał dwukrotnie. Tymczasem Legia Warszawa, jak na lidera nie przystało, poniosła w tym sezonie już sześć porażek. To zdecydowanie za dużo.

Na zdjęciu: Jarosław Niezgoda zdobył jesienią 14 goli i jest liderem strzelców.