Legia Warszawa. Remis ze wskazaniem

Różnica w tabeli, który wynosi 20 punktów nie pozostawia w tym względzie żadnych wątpliwości. Również historyczny bilans spotkań między tymi zespołami nie pozostawia złudzeń piłkarzom Arki. Legioniści wygrywali bezpośrednie starcia w sumie sześciokrotnie częściej, a nawet w Gdyni zanotowali pięć wygranych więcej od gospodarzy. Zważywszy, że to dopiero 30. mecz w ekstraklasie tych zespołów – różnica poziomów wydaje się gigantyczna. Z naciskiem jednak na zwrot wydaje się…

Wyjątkowo niewygodna Arka

Jeśli bowiem pod uwagę weźmiemy tylko spotkania rozegrane od 2016 roku, a było ich we wszystkich rozgrywkach – z Pucharem Polski i Superpucharem – osiem, to okaże się, że na takim dystansie jest remis ze wskazaniem na… Arkę. Każdy z zespołów wygrywał bowiem w tym okresie trzykrotnie (bilans bramkowy to 10:10), a po jednym z dwóch remisów gdynianie lepiej – w Superpucharze w lipcu 2017 roku – egzekwowali rzuty karne. Wychodzi zatem na to, że zespół z Wybrzeża po ostatnim powrocie do ekstraklasy jest jednym z najbardziej niewygodnych ligowych rywali dla Legii.

Wilkiem patrząc na Szymańskiego

A przecież trudno bagatelizować absencję kontuzjowanego Szymańskiego. Nawet w sytuacji, gdy na pozycji numer 10 może z powodzeniem wystąpić Carlitos. Hiszpan nie jest bowiem w stanie tak sprawnie pokierować zespołem jak wspomniany kadrowicz polskiej młodzieżówki prowadzonej przez Czesława Michniewicza. Swoją drogą, w spotkaniu z Miedzią Legnica – które dla Sebastiana zakończyło się zniesieniem na noszach w 50. minucie po bezpardonowym wejściu Bożo Musy – utalentowanego rozgrywającego obserwował, wedle źródeł „Sportu”, główny skaut Wolverhamptonu. A to przecież klub, który obecnie przewodzi stawce przyglądającej się w Premier League rywalizacji wielkiej szóstki. I na tyle majętny, że Wilki stać na wyłożenie na transfer kwoty gwarantującej pobicie transferowego rekordu Lotto Ekstraklasy. Wyższej niż w pewnym momencie zamierzało zapłacić CSKA Moskwa. A warto przypomnieć, że w negocjacjach z Rosjanami na stole pojawiło się – co prawda tylko na chwilę – 7 milionów euro.

Kasa większa niż dla Kante

Prawda jest zresztą taka, że nikt w Gdyni nie rozważa innego scenariusza niż.. zwycięstwo Arki. Trener Zbigniew Smółka nie tylko nie jest na wylocie, mimo że w 2019 roku jego zespół nie wywalczył choćby punktu, ale właściciel klubu Dominik Midak w kuluarowych rozmowach twierdzi wręcz, że szkoleniowiec obrywa obecnie od mediów za nieswoje winy. Tak naprawdę bowiem drużyna – również przez fatalny stan boiska na Arenie Gdynia – nie mogła dotąd pokazać tego, co trenowała na obozie w Turcji. A dodatkowo na ostatniej prostej wysypały się aż trzy przygotowywane zimą transfery.

Na koniec okienka zespół z Wybrzeża zdołał jednak dopiąć transakcję, o którą zbiegał szkoleniowiec. Wypożyczenie z AZ Alkmaar środkowego pomocnika Marko Vejinovicia – którego miesięczne utrzymanie wedle naszych źródeł kosztuje 8 tysięcy euro (jest zatem sporo droższe niż oferta przedstawiona Jose Kante – wówczas z Legii – któremu żółto-niebiescy byli podobno gotowić płacić 30 tysięcy złotych) – ma okazać się lekiem na całe tegoroczne zło gdynian.

Obiecujące statystyki Holendra

Holender z bośniackimi korzeniami przeciw Lechowi zagrał po zaledwie dwóch wspólnych treningach z nowymi kolegami z Arki. Przy 67 wykonanych podaniach zanotował 94-procentową celność. Wygrał też 14 z 20 stoczonych pojedynków i zanotował 6 odbiorów. To najlepsze statystyki w potyczce z Kolejorzem wypracowane w ekipie Smółki. Nic zatem dziwnego, że na Wybrzeżu oceniają, iż w zespole pojawił się wreszcie kierownik drugiej linii z prawdziwego zdarzenia.

Co na to Legia? Przekonamy się już w sobotni wieczór.

 

Na zdjęciu: Marko Vejinovic to (nie)tajna broń Arki na mecz z Legią.