Legia Warszawa. Wygrana da im puchary

Tworząc nowy turniej UEFA trochę namieszała, ale dzięki temu Legia znalazła się w komfortowej sytuacji. Pokonanie Flory Tallin zagwarantuje im fazę grupową pucharów.


Do tej pory zespół wyrzucony z eliminacji do Ligi Mistrzów mógł „spaść” do eliminacji Ligi Europy – z czego polskie drużyny skrzętnie korzystały. Tam już jednak taryfy ulgowej nie było, bo porażka w kolejnym dwumeczu skutkowała definitywnym końcem z pucharową przygodą – no chyba że miało się to szczęście, że przegrana przychodziła w play-offach LM, wówczas trafiało się od razu do fazy grupowej LE.

Żadnych ograniczeń

Ten, kto przegra w dwumeczu Legia – Flora, będzie miał dodatkową szansę. Po odpadnięciu z eliminacji LM, będzie mógł także odpaść w kolejnym dwumeczu eliminacji LE, bo w razie czego i tak trafi do play-offów nowego tworu UEFA, jakim jest Liga Konferencji.

Zwycięzca natomiast będzie już pewny gry w pucharach. Na jesień będzie występował co najmniej w LK, a jako że na bezrybiu i rak ryba, nieobecni od kilku lat w Europie warszawiacy chętnie taką gwarancję sobie zapewnią. Trener Czesław Michniewicz nie patrzy jednak na to w ten sposób.

– W Legii nigdy nie ma spokoju, niezależnie czy się wygrywa, czy nie. Dlatego nie wybiegamy tak bardzo do przodu – mówił na przedmeczowej konferencji szkoleniowiec.

– Wyeliminowanie Flory uznam za wypełnienie celu minimum, jakim jest wprowadzenie Legii do europejskich pucharów. Jestem tu od dłuższego czasu, wspólnie pracujemy i chcemy zajść jak najdalej. Nie stawiamy sobie żadnych ograniczeń, ale też nie wybiegamy zbytnio w przód. Wiemy, na kogo możemy trafić w kolejnej rundzie, ale do momentu zakończenia dwumeczu z Estończykami w ogóle nie będziemy się tym zajmować – tonował nastroje trener polskiego faworyta.

Lepszy z tej pary trafi na zwycięzcę starcia Dinamo Zagrzeb vs Omonia Lefkossias (Nikozja). Chorwaci to klub w Europie doskonale znany, natomiast z Cypryjczykami mierzyły się tego lata w sparingach dwie polskie ekipy – Górnik Zabrze przegrał 3:4, a Wisła Płock zremisowała 1:1.

Znajomi z ekstraklasy

Michniewicz wie, czego spodziewać się po mistrzu Estonii. – Zespół Bodo/Glimt bazował na ustawieniu 1-4-3-3, a jego zawodnicy zachowywali się książkowo, zgodnie ze sztuką taktyczną, mieli dużo schematów rozegrania. We Florze jest więcej indywidualności. Mają bardzo dobre stałe fragmenty gry i piłkarzy z dobrymi warunkami fizycznymi.

Flora w przeciwieństwie do Bodo ma większe doświadczenie międzynarodowe. Nie twierdzę, że zwojowali Europę, ale regularnie grają do którejś rundy eliminacyjnej. Wielu jej zawodników gra w reprezentacji, to ich największy atut – opisywał Michniewicz, którzy podchodzi do Estończyków z ogromnym szacunkiem.

Flora w poprzedniej rundzie nie miała zbyt wysoko zawieszonej poprzeczki, bo nawet dla niej pokonanie maltańskiego Hibernians FC nie stanowiło problemu (2:0 i 3:0). W poprzedniej edycji z kolei klub z Tallina doszedł do fazy play-off Ligi Europy, gdzie odpadł w starciu ze wspomnianym Dinamem. W jego szeregach występuje dużo „polskich” znajomych.

Opcją na lewej obronie jest Ken Kallaste (dawniej w Zabrzu, Kielcach i Tychach), a ofensywne trio stanowią główny kreator i kapitan Konstantin Vassiljev (dawniej Piast i Jagiellonia) oraz skrzydłowi Sergei Zenjov (ex-Cracovia), a także najciekawszy z nich wszystkich – Henrik Ojamaa, były piłkarz Widzewa, Miedzi i… rzecz jasna Legii Warszawa, gdzie grał w latach 2013-14 (później był wypożyczany). Brat Ojamy, Hindrek, to z kolei obrońca Paide Linnameeskond, które ostatnio mierzyło się ze Śląskiem Wrocław.

– Przede wszystkim Vassiljev świetnie rozgrywa piłkę, a znamy go doskonale z występów w Piaście i Jagiellonii. Do tego dochodzą dwaj szybcy skrzydłowi, czyli Zenjov i Ojamaa, którzy często szukają pojedynków jeden na jeden – analizował byłych ekstraklasowiczów Michniewicz.

Znaki zapytania

Legia jest faworytem tego meczu, a pod pewnymi względami można nawet stwierdzić, że trafił jej się łatwiejszy przeciwnik niż w poprzedniej rundzie. Nie oznacza to oczywiście, że Florę można zlekceważyć. Na swoje szczęście jednak „Wojskowi” mają dobrą sytuację zdrowotną, bo nie będzie brakować nikogo istotnego.

Cezary Miszta podczas przegranego meczu o Superpuchar Polski z Rakowem złamał nos i przez ok. dwa tygodnie nie będzie mógł zagrać, ale do dyspozycji trenera jest Artur Boruc. Choć wznowił treningi, nie zagra jeszcze Jasur Jakszibojew, ale gotowy powinien być Andre Martins, który w spotkaniu o Superpuchar został nieco poobijany.

– Pod znakiem zapytania stoi występ Mattiasa Johanssona. W poniedziałek zszedł z treningu i dopiero z czasem będziemy mieli więcej informacji. Pozostali zawodnicy są do gry, podobnie jak Artur Jędrzejczyk i, mam nadzieję, Andre Martins, który w poniedziałek nie ćwiczył z zespołem. Był to jednak świadomy wybór, aby go oszczędzić – opisał sytuację Michniewicz. Pozostaje mieć tylko nadzieję na to, że mistrz Polski nie zawiedzie i przy Łazienkowskiej zrobi to, co do niego należy.


Na zdjęciu: Utrata Andre Martinsa byłaby dla Legii bardzo bolesna, ale wszystko wskazuje na to, że Portugalczyk będzie do dyspozycji trenera.
Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus