Lekkoatletyka. Byle do lata…

Przed halowymi MŚ w Belgradzie optymiści przewidywali, że polskich medali będzie nieco więcej.


Srebrny medal Adrianny Sułek, brązowy sztafety 4×400 m pań oraz miejsca tuż za podium Ewy Swobody (60 m), Justyny Święty-Ersetic (400 m) oraz odmłodzonej sztafety 4×400 panów – to dorobek ekipy biało-czerwonych podczas halowych mistrzostw świata w Henryk Olszewski, prezes PZLA, po przylocie z Serbii przyznał, że oczekiwania były większe, ale należy się cieszyć z tego co zespół zdobył.

Tygrysica na bieżni

Niewysoka (165 cm) blondynka, Justyny Święty-Ersetic, multimedalistka IO, MŚ i ME, podczas minionego weekendu była najbardziej zapracowaną kobietą w świecie. W Belgradzie zaliczyła 3 biegi indywidualne oraz 2 sztafetowe. Gdy pojawia się na bieżni, zmienia się w drapieżną tygrysicę. To jej waleczność sprawiła, że wraz z koleżankami zdobyła brązowy medal. Po biegu finałowym przekonywała wszystkich dookoła, że nie jest wcale zmęczona.

– Po startach indywidualnych byłam mocno zawiedziona i rozgoryczona, bo nie tak sobie wyobrażałam bieg finałowy – wyznała biegaczka z Raciborza.

– Dopiero sztafeta pozwoliła mi odzyskać humor i jestem przekonana, że w sezonie letnim z dziewczynami będzie nas stać na zdecydowanie więcej.

Dwie zmiany w wykonaniu Natalii Kaczmarek oraz Igi Baumgart-Witan nie były nadzwyczajne. Mile zaskoczyła Kinga Gacka, która zastąpiła Aleksandrę Gaworską, biegającą w eliminacjach. Ten skład personalny sztafety zrobił wszystko, co mógł zrobić. Trzeba pamiętać, że zabrakło Anny Kiełbasińskiej, przebywającej na kwarantannie z powodu koronawirusa oraz kontuzjowanej Małgorzaty Hołub-Kowalik. Jeżeli trener Aleksander Matusiński będzie miał do dyspozycji wszystkie zawodniczki, to wówczas będzie miał większe pole manewru i pani Justyna będzie mogła skupić na startach indywidualnych oraz – na przykład – tylko finałowym biegu rozstawnym.

Miłe niespodzianki

Adrianna Sułek po mistrzostwach Polski w Toruniu mówiła o złocie w HMŚ, ale nie przewidziała, że 5-bój będzie stał na tak wysokim poziomie. Belgijka Noor Vidts uzyskała 4929 pkt, nasza wieloboistka 4851 i ustanowiła nowy rekord kraju. To szalenie ambitna lekkoatletka z jasno wyznaczonymi celami sportowymi i na dobrą sprawę jej kariera dopiero nabiera rozpędu. Jej szczyt możliwości powinien przypaść na igrzyska olimpijskie w Paryżu.

Po mistrzowskiej i rekordowej sztafecie 4×400 m panów z Birmingham’2018 pozostały wspomnienia. Przed imprezą w Belgradzie zastanawiano się nawet, czy jest sens wysyłania jej tam, bo przecież poza Kajetanem Duszyńskim pozostali to „żółtodzioby” w międzynarodowym towarzystwie. Trener Marek Rożej stworzył jednak grupę ambitnych, walecznych i perspektywicznych zawodników. Tymoteusz Zimny, Mateusz Rzeźniczak, Jacek Majewski i Duszyński – w takim składzie biało-czerwoni przebrnęli przez eliminacje. W finale miejsce Majewskiego zajął Maksymilian Klepacki, który na swojej, trzecie zmianie pobiegł rewelacyjnie (46,07), a Duszyński dopełnił reszty. Polacy zajęli 4. lokatę i rozwiali wątpliwości, czy warto było na nich stawiać.

Z naszej ekipy właściwie tylko Konrad Bukowiecki zaprezentował się poniżej oczekiwań, choć medal byłoby mu trudno zdobyć, bo konkurs pchnięcia kulą stał na niezwykle wysokim poziomie.

Halowe imprezy, choćby najwyższej rangi, na pewno nie odzwierciedlają potencjału lekkoatletycznego danego kraju. I tak jest nie tylko w przypadku biało-czerwonych, ale również innych krajów. Wyjątkiem jest tylko tyczkarz ze Szwecji, Armand Duplantis, który rekordy świata – i rywali – bije w hali i na stadionach.


Na zdjęciu: Kajetan Duszyński poprowadził swoich młodszych kolegów do miejsca tuż za podium.
Fot. PressFocus