Lekkoatletyka. Same kłopoty

Czempionat w Chinach miał się odbyć w dniach 13-15 marca, ale World Athletics – ze względu na szerzący się koronawirus – w środę przełożył imprezę o rok. Decyzja mocno komplikuje sytuację PZLA. Zrobione były już rezerwacje na bilety lotnicze, a także zaplanowany obóz aklimatyzacyjny w południowokoreańskim Daegu.

– Jeszcze kilka dni temu uznaliśmy, że zmniejszymy rezerwacje o 15 osób, ale i tak kwota wyjdzie duża – przekonuje dyrektor sportowy Krzysztof Kęcki. – Na razie trudno cokolwiek wyrokować. Wprawdzie jesteśmy ubezpieczeni, ale nie wiem, czy to coś da. W Daegu 30-osobowa grupa miała spędzić około ośmiu dni, biorąc pod uwagę wszystkie koszty, może nas to kosztować około 100 tys. zł. Dopełniliśmy wszystkich standardów, a jeszcze dwa, trzy tygodnie temu nikt nie przypuszczał, że coś takiego może mieć miejsce – przyznaje Kęcki.

Mimo wszystko jego zdaniem podjęto słuszną decyzję, bowiem nie wolno narażać zdrowia sportowców.

W ciężkim szoku…

Polscy lekkoatleci – przynajmniej ci, którzy planowali nie odpuszczać sezonu halowego – nie ukrywają zaskoczenia decyzją WA. W „ciężkim szoku” są m.in. Konrad Bukowiecki i jego ojciec-trener Ireneusz. – Szykowałem się do tego startu, a teraz musimy zmieniać plan przygotowań do igrzysk – mówi kulomiot Konrad Bukowiecki. – Po doniesieniach o wirusie raczej liczyliśmy na przeniesienie mistrzostw w inne miejsce – przyznaje wicemistrz Europy z 2018 roku.

Decyzja rodzi komplikacje w przygotowaniach do sezonu otwartego. Konieczna będzie zmiana terminarza i przemyślenie zasadności niektórych zgrupowań czy ich dat.

– W zimie wszystko podporządkowywaliśmy startowi w Chinach. Ten występ miał także wielkie znaczenie w kontekście przygotowań do igrzysk. Teraz tych zawodów w marcu nie ma. Nie chciałem odpuszczać sezonu halowego, w połowie marca miałem być w szczytowej formie, ale teraz mamy już inną rzeczywistość. Wszystko to jest bardzo dziwne. Teraz najważniejszą imprezą będą mistrzostwa Polski. Po nich na początku marca musimy przestawiać wcześniej zaplanowane obozy – podkreśla Bukowiecki.

Dwa tygodnie różnicy

Przełożenie HMŚ na przyszły rok oznacza, że zimą 2021 odbędą się dwie imprezy. W dniach 5-7 marca zaplanowane są bowiem halowe mistrzostwa Europy w Toruniu. Światowe i europejskie władze lekkoatletyczne uzgodniły, że czempionat globu odbędzie się dwa tygodnie wcześniej lub później.

– To nie powinien być problem dla sportowców. Można się przygotować do dwóch imprez. Jeśli lekkoatleci potrafili przygotować formę na październik i wystartować z dobrymi wynikami w mistrzostwach świata w Dausze, to dowód na to, że wszystko można zrobić. W tej chwili i tak najważniejsze są igrzyska olimpijskie w Tokio – zaznaczył Kęcki.

– Kumulacja HME w Toruniu i HMŚ w Nankinie za rok? O tym w ogóle nie myślę, ale trafienie z formą na jedne i drugie zawody, które może dzielić kilkanaście dni, nie będzie proste – dodaje Bukowiecki, szósty zawodnik ubiegłorocznych MŚ w Dausze.

(t, PAP)

Na zdjęciu: Konrad Bukowiecki jest jednym z tych, którym nie na rękę odwołanie halowych MŚ.