Lepszego wyboru dokonać nie mogłem

Maciej GRYGIERCZYK: Miło wrócić na Śląsk?
Piotr GIEL: – Tak, oczywiście. Jeszcze jest kwestia tego, gdzie się wraca. Chyba trafiłem na najlepszy możliwy kierunek, jaki obecnie znajduje się w rejonach pierwszoligowych; a już na pewno na Śląsku. Bardzo się z tego cieszę i bardzo liczę, że wszystko się ułoży.

Był też panem zainteresowany Ruch Chorzów.
Piotr GIEL: – Nie ukrywam, że tak. Starania Ruchu były dość konkretne, ale zdecydowałem się na Tychy. Cieszę się, że było kilka opcji. Czy GKS Tychy, czy Ruch Chorzów, to bardzo duże firmy nie tylko na Śląsku, ale i w kraju, więc było z czego wybierać. Zdecydowałem się jednak na najlepsze dziś rozwiązanie. To nie podlega dyskusji.

W Bełchatowie został pan wicekrólem strzelców drugiej ligi. Czy jednak z wiosny, kiedy strzelił pan tylko pięć goli, można było być zadowolonym?
Piotr GIEL: – Mogło być lepiej, z pewnością. Zwrócę jednak uwagę, że końcówka tej wiosny umknęła mi z powodu kontuzji mięśnia dwugłowego, który naciągnąłem i musiałem wyleczyć. Trenerzy zdecydowali, że w kilku ostatnich kolejkach nie będę już brany pod uwagę, bo zdrowie jest najistotniejsze. Ważne, że w ostatniej kolejce miałem okazję wejść na końcowe minuty meczu z Radomiakiem – tak, by pożegnać się z kibicami. Zależało mi na tym. Fajnie to wyszło, bo też fajny klimat był w Bełchatowie, zwłaszcza jak na drugą ligę.

Bełchatów miał ambicję awansu na zaplecze ekstraklasy. Żal, że skończyliście w środku tabeli?
Piotr GIEL: – Cel był zupełnie inny i jasno postawiony. Wszyscy dookoła mówili, że GKS interesuje pierwsza liga. Zawiedliśmy jako zespół, skoro jej nie osiągnęliśmy. Jestem jednak zdania, że gdyby z obecnej kadry utrzymać w Bełchatowie przynajmniej 80 procent, to w nadchodzącym sezonie byłoby o wiele łatwiej zrobić awans niż w momencie, gdy masowo przychodziliśmy do zespołu i drużyna była dopiero na etapie zgrywania. Jak widać, w klubie poszli jednak innym torem, bo zmian jest wiele. Nikt też nie ukrywa, że GKS ma swoje problemy, ale wierzę, że wyjdzie na prostą. Bełchatów to jest jednak firma i ta pierwsza liga to powinno być minimum. Baza, stadion, frekwencja… To już jednak zostawiam z tyłu. Patrzę przed siebie.

W tak mocnym zespole, jakim dziś jest GKS Tychy, jeszcze pan nie grał?
Piotr GIEL: – Mocne było Zagłębie Sosnowiec, tyle że drugoligowe. Była też na mojej drodze Sandecja Nowy Sącz czy zwłaszcza Warta Poznań, mająca wysokie aspiracje i bardzo dobrych zawodników, jak Piotr Reiss czy Łukasz Grzeszczyk, z którym teraz znów się spotykam… Ale może faktycznie GKS to trochę wyższa półka. Sama otoczka robi swoje. Stadion jest rewelacyjny. Od środka robi bardzo duże wrażenie. Przyznam się, że gdy otrzymałem pierwszy telefon od Krzysztofa Bizackiego, to początkowo aż trudno było mi uwierzyć! Spotkaliśmy się i pięć minut rozmowy wystarczyło mi, bym był zdecydowany na przeprowadzkę do Tychów.

Umowę w Tychach podpisał pan na rok. Pewnie chciałoby się więcej?
Piotr GIEL: – Nie ukrywam, że polowałem na ciut dłuższy kontrakt. Taki proponowano mi w Chorzowie, ale zdecydowałem się na Tychy. Najpierw chcę go wypełnić, a potem – daj Boże przedłużyć o kolejny rok, bo taką opcję też zapisaliśmy.

Ma pan coś do udowodnienia również samemu sobie? Dotąd udane okresy notował pan przede wszystkim w drugiej lidze.
Piotr GIEL: – A z tym to było różnie. Fajny czas miałem w Warcie i Sandecji, potem były też słabsze. Nie chcę nikomu niczego udowadniać, bo znam swoją wartość. W przeszłość nie ma co patrzeć. Wierzę, że bramki będą wpadać. To może być mój najlepszy moment. Mam 29 lat, pewne doświadczenie boiskowe, inaczej reaguję już na sporo kwestii. Są ludzie, którzy grają do czterdziestki, niektórzy kończą szybciej. Zobaczymy, jak będzie ze mną. W Bełchatowie poszło mi naprawdę fajnie. Były gole i liczę, że będę to kontynuował. Przychodziłem tam po sezonie, w którym zdobyłem 12 bramek dla Kotwicy Kołobrzeg, również w drugiej lidze. Jest więc powtarzalność. To nie tak, że wyszedł mi tylko poprzedni sezon. Wierzę, że teraz wykażę się na boiskach pierwszej ligi. Za mną pięć sezonów na poziomie pierwszej ligi. Teraz czas na szósty. Różnie to dotąd wyglądało. Były momenty lepsze czy słabsze, ale cieszę się, że wracam na ten poziom. Pierwsza liga się rozwinęła. Pokazuje ją Polsat Sport i nie ukrywam, że sam ją na bieżąco śledziłem.

Stawia pan sobie jakiś konkretny cel?
Piotr GIEL: – Chcę strzelić powyżej 10 goli. To zawsze plan minimum. Taka dwucyfrowa liczba oznacza, że napastnik się sprawdza. W Poznaniu często Piotrek Reiss powtarzał mi, że nigdy nie zakładał sobie celu bramkowego, ale dodawał, że… powyżej dziesięciu musi być! To granica, którą szanujący się gracz na tej pozycji powinien przekraczać.

Sporo osób pewnie wie, że ma pan brata bliźniaka Pawła.
Piotr GIEL: – Nie ma co ukrywać, że piłkarsko był znacznie lepszy, choć jesteśmy zawodnikami o innej charakterystyce. Ja to typowa „dziewiątka”, on – od rozgrywania. Tym się różniliśmy. Szkoda, że jego historia potoczyła się tak, a nie inaczej. Ma jednak dobrą pracę w Warszawie, ostatni sezon spędził w „okręgówce” i wraz z Hutnikiem Warszawa zrobił awans do czwartej ligi. Życie w stolicy mu się układa, a to najważniejsze!