Leszek Bartnicki: Jestem zadowolony. Bardzo zadowolony

Rozmowa z prezesem GKS-u Tychy Leszkiem Bartnickim.


Z jakim uczuciem patrzy pan na nazwiska zawodników sprowadzonych latem do GKS-u Tychy?

Leszek BARTNICKI: – Pod kątem pierwszej drużyny latem sprowadziliśmy ośmiu zawodników. Muszę w tym miejscu zaznaczyć, że często specjaliści od transferów, nawet w największych klubach polskich czy zagranicznych, mówią, że jak się trafi połowę „zakupów” to jest to już naprawdę niezłe osiągnięcie. W tym kontekście mogę powiedzieć, że nasza skuteczność – tak uważam – była dużo wyższa niż pięćdziesiąt procent, bo o żadnym z tych zawodników, który przyszedł nie powiedziałbym, że to był nieudany transfer. Już to jest na pewno ważne.

Pokusi się pan o wystawienie cenzurek piłkarzom, którzy pojawili się latem w tyskiej szatni?

Leszek BARTNICKI: – Dokonywanie indywidualnych ocen jest zawsze trudne i niewygodne. Chodzi o to, żeby ktoś się nie poczuł za bardzo ulubieńcem prezesa, albo ktoś niedocenionym przez prezesa. Spróbuję jednak na chwilę kurtuazję wrzucić pod stół i dokonać takiej oceny. Uważam, że do pewnego momentu, powiedziałbym, że takim transferem numer jeden – dla mnie – był Krzysztof Wołkowicz.

Na niełatwej pozycji lewego obrońcy, bo wszyscy wiedzą jak ciężko jest lewego obrońcę w Polsce znaleźć, skoro nawet w reprezentacji często gra tam zawodnik prawonożny, Krzysztof znakomicie wkomponował się w nasz zespół. Okazał się zawodnikiem o niesamowitych możliwościach wydolnościowych, motorycznych, a zwieńczeniem jego dobrej gry było spotkanie z Arką w Gdyni, gdzie zdobył piękną bramkę na 2:0. Był także zawodnikiem, który oprócz wywiązywania się z zadań defensywnych dawał bardzo dużo w naszej grze do przodu.

Dzięki niemu, to co było bolączką w poprzednim sezonie, czyli mała liczba dośrodkowań, zostało uzdrowione. W tym sezonie bowiem Krzysztof Wołkowicz, którego obserwowaliśmy od dłuższego czasu, wykonał bardzo dużo wrzutek ze swojej strony. Naprawdę ogromnym bólem dla nas było to, że w meczu z Radomiakiem doznał kontuzji, która niestety na jakiś czas wyłączyła go z gry.

Czy to znaczy, że Krzysztof Wołkowicz zajmuje na tej liście miejsce numer 1?

Leszek BARTNICKI: – Gdybym ja miał przyznać swoją prywatną nagrodę dla piłkarza, którego bym najbardziej wyróżnił spośród nowych zawodników, to otrzymałby ją Oskar Paprzycki. Może to nieoczywisty dla niektórych wybór, bo mówi się, że pozycja defensywnego pomocnika to taka, która w najmniejszym stopniu jest doceniana i określenie „od czarnej roboty” ma swoje uzasadnienie, ale Oskar, nie tylko z racji imienia, zasłużył za tę rundę na Oskara.

Wiele osób zastanawiało się jak to będzie, po odejściu od nas kilku doświadczonych defensywnych pomocników: Keona Daniela, Wilsona Kamavuaki i Dario Kristo, wszystkich już po trzydziestce. Na ich miejsce przyszedł zawodnik mający 22 lata. Uważam jednak, że Oskar nie dość, że wywiązywał się z zadań defensywnych, że najwięcej przebiegał kilometrów w czasie meczu, to jeszcze – w przeciwieństwie do Daniela – dużo dawał także w ofensywie. Dwa strzelone gole, do tego asysty, między innymi piękne zagranie w meczu z Widzewem, kiedy poszedł na prostopadłą piłkę i wycofał spod linii końcowej do Szymona Lewickiego, sprawiły, że nie tylko w mojej opinii zaskoczył aż tak pozytywnie.

Leszek Bartnicki
Prezes Leszek Bartnicki (na małym zdjęciu) uważa, że to co najlepsze dopiero przed Oskarem Paprzyckim. Fot. Dorota Dusik

Staram się za bardzo nie czytać komentarzy w internecie, bo one mogą czasem doprowadzić do depresji, ale mam takich znajomych, którzy czytają. Między nimi jest mój serdeczny przyjaciel Andrzej Iwan, były reprezentant Polski, który lubi czasem zadzwonić i powiedzieć mi co tam piszą najczęściej złego na mój temat. Wiem więc, że była taka opinia, że Paprzycki przychodzi dlatego, że ja pracowałem kiedyś w Chojniczance i do tego dołączone były dziwne podteksty.

Natomiast myślę, że dzisiaj każdy śmiało przyzna, że Oskar to jest zawodnik, który się tutaj świetnie sprawdził, a który cały czas jest w takim wieku, że najlepsze przed nim.

Mam wrażenie, że te dwa nazwiska również nie wyczerpują limitu pochwał. Przy kim jeszcze postawi pan plus?

Leszek BARTNICKI: – Bardzo dobrze wkomponował się w zespół Nemanja Nedić jedyny zawodnik z pola, który rozegrał od deski do deski wszystkie mecze ligowe. To zupełnie nowa postać w polskiej lidze. Dwukrotny mistrz Czarnogóry okazał się dobrym piłkarzem i super człowiekiem więc również zasłużył na dużo słów uznania. Tak samo Bartek Biel, który strzelił cztery gole, naprawdę piękne, jak chociażby ten z Widzewem czy z Arką.

To zawodnik dający dużo energii, a przede wszystkim mający „czutkę”, bo widać, że piłka go szuka w polu karnym rywali i to, że w poprzednim sezonie zdobył 9 bramek dla GKS-u Bełchatów, to nie przypadek. Myślę więc, że to także zawodnik, który się w naszym zespole sprawdził. Podobnie mogę powiedzieć o Kamilu Szymurze, bo ciężko jest znaleźć lewonożnego stopera, a Kamil wniósł dużo stabilizacji do gry formacji obronnej.

Pokazał się też Marcel Stefaniak. Młody zawodnik, który tak naprawdę stawia pierwsze kroki na poziomie pierwszoligowym nie miał łatwego wejścia. Nagle został rzucony na głęboką wodę po kontuzji Wołkowicza i wywalczył karnego, dzięki któremu w meczu z Radomiakiem, w 87 minucie doprowadziliśmy do remisu 2:2 i zdobyliśmy punkt.

Później zagrał jeszcze w kilku meczach i też wydaje mi się, że jak na młodego zawodnika całkiem nieźle sobie poradził. Jest także Łukasz Norkowski, chłopak, który wydaje mi się, że jak na młodzieżowca pokazuje spore umiejętności, przede wszystkim jeżeli chodzi o grę do przodu. Jej kwintesencją była piękna asysta do Szymona Lewickiego w meczu z Chrobrym Głogów.


Czytaj jeszcze: Zawodnicy, trener i pieniądze

Mamy już siedem plusów. Czy pojawi się w tej wyliczance minus?

Leszek BARTNICKI: – W przypadku Damiana Nowaka spodziewaliśmy się więcej goli. Szczególnie, że on końcówkę poprzedniego sezonu miał bardzo dobrą. Natomiast pewnie mu trochę utrudniła grę kontuzja, której nabawił się przed meczem sparingowym z Widzewem, latem tuż przed sezonem, bo na trochę wytrąciła go z rytmu przygotowań.

Potem choroba i wreszcie uraz w meczu w Radomiu sprawiły, że pewnie on sam wie, że to nie była jego runda. Myślę, że po następnej rundzie już będzie pod tym względem dużo lepiej, bo od napastnika wymagamy więcej niż jedna bramka i on sobie z tego zdaje sprawę. Ale mimo to mogę powiedzieć, że globalnie z tego co pokazali w rundzie jesiennej zawodnicy sprowadzeni w letnim okienku transferowym jestem zadowolony. Bardzo zadowolony.

A skoro już o zadowoleniu mowa to w tej atmosferze można pomyśleć o świątecznych i noworocznych życzeniach. Czego życzy sobie prezes GKS-u Tychy na progu Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku?

Leszek BARTNICKI: – Pewnie słowo „zdrowe”, jest najczęściej powtarzane w tym roku w kontekście życzeń, więc ja też od niego zacznę, mówiąc: zdrowych Świąt. Życzę, żeby nie było problemów z wypełnianiem limitu osób, które mogą się pojawić na Wigilii. Nie jest tajemnicą, że nie jestem Ślązakiem. Będę więc świętował w rodzinnych stronach czyli w Lublinie.

Zresztą od 2006 roku, kiedy to wyjechałem z Lublina do pracy, najpierw do Warszawy w telewizji, a później w piłce, to Święta Bożego Narodzenia zawszy były dla mnie takim jeszcze bardziej istotnym momentem w roku. Pozwalały wrócić w rodzinne strony, spotkać się ze wszystkimi bliskim, móc nacieszyć się trochę domem i jakby na Śląsku powiedzieli – pooddychać tym lubelskim luftem.

Więc te Święta Bożego Narodzenia, bardzo ważny dla mnie moment, spędzę w domu z rodziną, z żoną, dziećmi i rodzicami. 24 grudnia to jest dla mnie dzień dwóch Wigilii, bo jedna u mamy, a druga u teściowej. Będzie więc czas, żeby trochę zwolnić, nacieszyć się obecnością bliskich i trochę też zjeść. Bardzo się więc cieszę, choć wiemy, że Święta w tym roku będą takie trochę utrudnione, bo możliwość spotykania się ze znajomymi czy nawet wyjścia do restauracji, nacieszenia się kiermaszami i jarmarkami świątecznymi na pewno będzie utrudniona, ale mimo wszystko bardzo się już na te Święta cieszę.

Wszystkim życzę też tej radości i przypominam, że w Sylwestra wychodzimy tylko do 19.00, więc trzeba się odpowiednio wcześniej… zaopatrzyć, a przede wszystkim odpocząć, żeby po wypoczynku wejść w ten rok 2021 i oby już nas żadnymi wirusami nas nie zaskakiwał.


Na zdjęciu: Krzysztof Wołkowicz (w środku) bardzo dobrze wkomponował się do tyskiego zespołu, sprawdzając się jako lewy obrońca.

Fot. Dorota Dusik