Leszek Bartnicki: Widać różnicę

– Najbardziej byłem zbudowany tym, że w tym trudnym momencie byliśmy drużyną – mówi Leszek Bartnicki, prezes GKS-u Tychy.


Czy trudno podejmuje się decyzje o zmianie trenera?

Leszek BARTNICKI: – To nigdy nie jest łatwa decyzja i to z wielu powodów, od sportowej zaczynając, poprzez finansową, a na aspekcie stosunków międzyludzkich kończąc. To wszystko musieliśmy dokładnie rozważyć, żegnając się z Ryszardem Tarasiewiczem. Natomiast Ryszard Komornicki sam się podał do dymisji i zaskoczył nas swoją decyzją.

Mieliśmy zaledwie kilka dni na uzyskanie zezwolenia dla asystentów, którzy przejęli obowiązki pierwszego szkoleniowca. Dziękuję więc Dariuszowi Pasiece – Przewodniczącemu Komisji do spraw Kształcenia i Licencjonowania trenerów PZPN za zrozumienie. Szybko otrzymaliśmy bowiem decyzję, że Tomasz Horwat i Jarosław Zadylak mogą prowadzić nasz zespół do końca sezonu.

Jak ocenia pan pierwszy tydzień ich pracy?

Leszek BARTNICKI: – Trudno mówić o tygodniu pracy, bo dwa dni zajęła podróż do Suwałk i z powrotem, a dwa dni były meczowe. Zdobyliśmy w nich 4 punkty, ale zaprezentowaliśmy także dobrą grę. Z tego możemy być zadowoleni. Pierwszym celem jaki postawiliśmy przed duetem Horwat-Zadylak brzmiał wygrać z Wigrami.

Po ośmiu ligowych spotkaniach przełamaliśmy złą serię, a nie przegrywając z liderującym Podbeskidziem można powiedzieć, że zaczęliśmy nową. Ktoś powie, co to za sztuka przełamać się wygrywając z ostatnim zespołem tabeli. Przypomnę jednak, że w Suwałkach kilkanaście dni wcześniej Miedź Legnica zremisowała 1:1, a sześć dni przed meczem z nami Wigry dopiero w ostatniej minucie gry straciły gola w Niepołomicach, skąd wróciły z porażką 1:2.

Ta wygrana wcale nie była więc formalnością. Trudno jednak w takiej sytuacji w jakiej się teraz znaleźliśmy o stawianie długofalowych celów. Musimy się po prostu koncentrować na każdym kolejnym meczu, żeby po pierwsze złapać oddech i nie oglądać się nerwowo za siebie, a po drugie zbliżyć się do strefy barażowej, bo to ciągle jest realne.

Podobała się panu gra tyskiej drużyny w dwóch ostatnich meczach?

Leszek BARTNICKI: – Podobała mi się też w meczu ze Stalą Mielec do 65 minuty… Znam wartość tej drużyny, która była chwalona za ofensywny styl, za liczbę strzelonych bramek, ale to nie przekładało się na zdobycz punktową.

Mam nadzieję, że uda się to pogodzić i dołączyć do tego także promowanie naszych młodzieżowców. Wigry – tak chwalone za grę młodzieżą – w meczu z nami miały na boisku dwóch zawodników poniżej 21 roku życia, a my trzech, w tym jednego 17-latka.

Kto w tym najtrudniejszym momencie okazał się liderem drużyny?

Leszek BARTNICKI: – Najbardziej byłem zbudowany tym, że w tym trudnym momencie byliśmy drużyną. Wszyscy chcieli. Każdy dawał z siebie ile mógł. Po ostatnim gwizdku w Suwałkach słychać było jak wielki kamień spada nam z serca. Widać też było wielką wspólną radość z tak długo oczekiwanego zwycięstwa.


Czytaj jeszcze: Każdy chciał wygrać


To nas na pewno podbudowało. Nikomu nie da się w tej sytuacji wystawić laurki, bo od sztabu szkoleniowego po rezerwowych zespół zdał egzamin z jedności i współpracy. Z tego najbardziej się cieszę i wierzę, że stać na powtórzenie, a może nawet poprawienie jesiennej serii, w której mieliśmy sześć meczów bez porażki w tym 4 zwycięstwa i 2 remisy.

Czy dobiegające końca kontrakty zawodników spędzają panu sen z powiek?

Leszek BARTNICKI: – Część rozmów mamy już za sobą, ale najważniejszy etap właśnie się zaczyna. W tym tygodniu czekają nas decyzje, które wymagają zgody dwóch, a czasem nawet trzech stron, w sytuacji jeżeli zawodnik ma już swoje nowe miejsce pracy na nowy sezon. Liczę, że dojdziemy do porozumienia, ale o szczegółach będziemy mogli mówić za tydzień.

Fot. Dorota Dusik