Leszek Dejewski: Gramy co chwilę

 

Przed południem w czwartek zespół Jastrzębskiego Węgla wrócił z Maaseiku, gdzie rozegrał ostatni mecz fazy grupowej Ligi Mistrzów. Podopieczni Slobodana Kovaca nie mają chwili wytchnienia, bo już dziś rozegrają kolejny mecz ligowy. Ich rywalem będzie Cerrad Czarni Radom.

Mimo sporego zmęczenia, jakie niewątpliwie „pomarańczowi” odczuwają, to oni są faworytem tego spotkania. Ostatnio z radomskim rywalem szło im bardzo dobrze. W każdym z ośmiu poprzednich spotkań jastrzębianie wygrywali bez konieczności rozgrywania tie breaka. Raz z Pucharze Polski i siedmiokrotnie w Plus Lidze.

Jadąc do Maaseiku byliście pewni, że potrzeba punktu do rozstawienia przed losowaniem. Niedługo przed meczem okazało się, że już nic nie trzeba robić. Trudno, w takiej sytuacji, zmotywować drużynę…
Leszek DEJEWSKI: – To prawda. Ale trener powtarzał w szatni, że trzeba grać dla naszych kibiców, którzy tutaj przyjechali taki kawał drogi. Wiedzieliśmy jednak, że nie musimy wygrać. Zaczęliśmy „normalną” szóstką. A później daliśmy szansę chłopakom, którzy grają mniej. Przegraliśmy i widać, że pewne nasze założenia się nie sprawdziły. Nie było to, jednak, takie ważne.

Jak Pan oceni zmienników, którzy zaprezentowali się w Belgii?
Leszek DEJEWSKI: – Pozytywnie zaprezentował się Kuba Bucki. Zresztą zawodnik ten sporo nam daje, kiedy wchodzi na zmianę. Ponadto Arturo Iglesias, po raz pierwszy, zagrał w nieco większym wymiarze. Nie było źle, choć dużo pracy przed nim. A w kwestii środkowych, to – niestety – potwierdziło się to, że ostatnio słabo blokujemy. Ale jest to konsekwencją sytuacji, że nie trenujemy. Musimy nad tym popracować. Potrzebujemy czasu, a tego czasu nie ma. Bo, co chwilę, gramy. Powinniśmy jednak dać sobie radę.

Od trzeciego seta w Zawierciu zaczęło się w grze Jastrzębskiego Węgla… falowanie i spadanie. Skąd to się bierze?
Leszek DEJEWSKI: – Rzeczywiście, w Zawierciu dwa pierwsze sety zagraliśmy bardzo dobrze. Później zgubiliśmy koncentrację i siły uciekły. Podkreślam jednak, że to jest konsekwencja braku treningu. Jeżeli chodzi o kwestie fizycznie, to staramy się to robić jak najbardziej sumiennie. Nie „olewamy” tego. Ale na hali spotykamy się bardzo rzadko. To są treningi po godzinę, może nieco więcej. Większy nacisk kładziemy na to, aby zawodnicy odpoczęli. Tego podróżowania jest przed nami bardzo dużo. System gry środa-sobota trwa w lutym. A w marcu będzie podobnie.

Jak pan ocenia wyniki losowania par ćwierćfinałowych Ligi Mistrzów?
Leszek DEJEWSKI: – Wiadomo, że nie ma już słabych drużyn. Wszyscy mówili, że najlepiej byłoby trafić na Knack Roeselera. Ja, z kolei, byłem przekonany, że zmierzymy się z zespołem rosyjskim. Ostatecznie trafiliśmy na włoskiego przeciwnika. Cóż, wszystko było w rękach tego, który losował.

Kontuzjowany jest Julien Lyneel i w tym kontekście pojawiają się sprzeczne informacje. Jedni twierdzą, że wróci za kilka tygodni. Inni, z kolei, że nie zagra do końca sezonu. Jaka jest prawda?
Leszek DEJEWSKI: – Uraz łydki Juliena nie wyglądał groźnie, bo on tę akcję dograł. Nie było tak, jak w przypadku Jana Hadravy, który upadł na ziemię i naderwanie było mocniejsze. Ale już wcześniej był problem z tą łydką i teraz uraz się Lyneelowi odnowił. Jeden lekarz powiedział, że będzie to 4-5 tygodni. Drugi, że nawet trzy miesiące. Ciężko zatem cokolwiek powiedzieć. Julien przyjedzie do Jastrzębia-Zdroju, bo jest we Francji. Będzie miał badania i dowiemy się, czy coś się zmieniło. Mam nadzieję, że jeszcze zagra. To twardy zawodnik, choć – niestety – kontuzjogenny.

 

Rozmawiał w Maaseiku Jakub Kubielas

 

Na zdjęciu: Leszek Dejewski, asystent Slobodana Kovaca, liczy na to, że Julien Lyneel wróci do gry jeszcze w tym sezonie.