Lewandowski: Nie rzucam słów na wiatr!

Ozdobą środowego mityngu Orlen Copernicus Cup był bieg na 1500 metrów, w którym Marcin Lewandowski (CWZS Zawisza Bydgoszcz SL) pobił halowy rekord Polski, którego zresztą był właścicielem od 2014 roku. Aktualny halowy wicemistrz świata i mistrz Europy już od kilku tygodni zapowiadał atak na ten rekord. Dodatkowym smaczkiem toruńskiego biegu był rewanż za ubiegłoroczne HMŚ, bo na starcie stanęło trzech z najlepszej czwórki finalistów tej konkurencji z Birmingham. Zaledwie 19-letni halowy mistrz świata Samuel Tefera (Etiopia) ponownie wygrał, bijąc rekord mityngu najlepszym tegorocznym wynikiem na świecie 3:35.57.

Drugi na mecie Lewandowski spełnił obietnicę: czas 3:36.50 jest aż o 0,87 sekundy lepszy od starego rekordu kraju. W Europie od 4 lat nikt nie biegał tak szybko w hali! Na świecie jest to aktualnie trzeci rezultat sezonu, a w ostatnich trzech latach też dawałby miejsce w czołowej piątce tabel. Znakomite tempo wykorzystał Michał Rozmys, który był czwarty, a jego rezultat 3:38.53 to drugi wynik w historii polskiej lekkiej atletyki w hali, a w tym sezonie trzeci czas w Europie i siódmy na świecie! Lewandowski i Rozmys uzyskali oczywiście minima PZLA na HME w Glasgow (1-3 marca), ten drugi zdobył je wcześniej także na 800 metrów.

Jarosław S. KAŹMIERCZAK: – Takiego wejścia w sezon to tylko pozazdrościć! – pogratulowaliśmy Marcinowi Lewandowskiemu po rekordowym biegu w Toruniu.
Marcin LEWANDOWSKI: – Tak jak zapowiadałem, przyjechałem tutaj po rekord Polski i udało się! Ja nigdy nie rzucam słów na wiatr, choć wiadomo, że to jest tylko sport. Drugim celem tego biegu było to, żeby wygrać jak najwięcej pieniędzy, bo oczywiście wszystko będzie przekazane na cele charytatywne. Wszystko, co sobie zaplanowałem, udało się zrealizować, więc jestem bardzo szczęśliwy!

No właśnie, pański start i atak na rekord kraju miały także swój podtekst finansowy, bo kolejny raz zadeklarował pan przekazanie całego swojego honorarium za start w Copernicus Cup na cel charytatywny?
Marcin LEWANDOWSKI: – Cel był taki, żeby zostawić na bieżni swoje serce po to, żeby je dać komu innemu. Wiadomo, że im lepszy wynik wybiegam, tym więcej pieniążków zarobię, a im więcej zarobię, tym więcej oddam. Również dlatego cieszę się, że zrobiłem tutaj rekord Polski, bo to są kolejne bonusiki, czyli więcej pieniędzy na pomoc chorym dzieciom, którym przekażę całą moją wygraną.

Ale atak na rekord zapowiadał pan już od kilku tygodni, w trakcie zgrupowania w Kenii. Już wówczas czuł się pan taki mocny?
Marcin LEWANDOWSKI: – Być może niepotrzebnie sam na sobie wywarłem wielką presję. „Stary, a głupi” – jak to mówią! Ale ja nigdy takich rzeczy nie robię, żeby dmuchać balonik. Jeśli nie czuję się na siłach, wówczas po prostu robię swoje i szukam formy. Zapowiadałem głośno atak na rekord dlatego, że czułem się dobrze i wierzyłem, że jestem w stanie to zrobić.

Uwierzyli też kibice, którzy wypełnili Arenę Toruń i wsparli pana dopingiem.
Marcin LEWANDOWSKI: – To, co kibice zrobili na trybunach, to było naprawdę niesamowite! Ja często w czasie biegu tworzę sobie taki tunel: niczego nie słyszę, niczego nie widzę, po prostu biegnę. Ale tutaj od samego początku był taki ryk, że słyszałem kibiców bardzo głośno od startu do mety. A to, co zrobili w końcówce, kiedy zacząłem wyprzedzać rywali, to była po prostu poezja. Dodało mi to skrzydeł i bardzo kibicom za to dziękuję.

Skoro już w pierwszym starcie bije pan rekord Polski, to co będzie na halowych mistrzostwach Europy w Glasgow, gdzie będzie pan bronił mistrzowskiego tytułu?
Marcin LEWANDOWSKI: – Zobaczymy. To jest tylko sport, ja już naprawdę jestem za starym lisem, żeby się podniecać po jednym biegu. Obecnie czuję się świetnie i otwarcie o tym mówiłem, ale co będzie za trzy tygodnie, tego nikt nie wie. Nie myślę jeszcze o Glasgow, na razie robię swoje i skupiam się przed kolejnymi mityngami. Planuję atak na rekord Polski na 1 milę w Irlandii, będą także mocne biegi na 800 metrów.

A o sezonie letnim już pan myśli?
Marcin LEWANDOWSKI: – Mam już zaplanowane przygotowania. Po powrocie z Glasgow odpocznę parę dni w domu i potem uciekam na kolejne zgrupowanie do USA. Cały kwiecień spędzę w Stanach Zjednoczonych, potem wracam do Europy, na wysokogórskie treningi w St. Moritz i Font Romeu. W domu będę bardzo rzadko, ale wiadomo: są rzeczy ważne i ważniejsze, póki co sport jest na pierwszym miejscu.

Okazja do wizyty w domu będzie w sierpniu. Już od 10 lat reprezentuje pan barwy Zawiszy, a w sierpniu właśnie w Bydgoszczy odbędą się Drużynowe Mistrzostwa Europy! Zapewne liczy pan na start w reprezentacji Polski?
Marcin LEWANDOWSKI: – Oczywiście, jak mógłbym w swoim domu nie wystąpić na takiej imprezie? Na pewno będzie to wielkie wydarzenie w lekkoatletycznym świecie. Mam troszeczkę ułatwione zadanie, bo często mogę wybierać, czy to będzie start na 800, czy na 1500 metrów. Daje mi to jakiś komfort, ale po prostu nie wyobrażam sobie, żeby mogło mnie zabraknąć w reprezentacji Polski na te zawody!

 

Na zdjęciu: Marcin Lewandowski ze swoim rekordowym rezultatem.