Liczby nie są złe, ale zawsze mogą być lepsze

Rozmowa z Bartoszem Rymaniakiem, piłkarzem Piasta Gliwice.


Podstawowe pytanie – jak zdrowie i czy był stres podczas drugich testów na obecność koronawirusa?
Bartosz RYMNIAK:
Wszystko jest w porządku. Wydaje mi się, że tak jak za pierwszym razem, tak i teraz wszystko odbyło się według planu i bezproblemowo. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że w końcu wraca ligowe granie.

Tęsknił pan za piłką głównie jako piłkarz, czy też jako kibic?
Bartosz RYMNIAK:
– Jedno i drugie. Zazwyczaj w weekend coś gra, niemal o każdej porze można znaleźć w telewizji mecz. Sport towarzyszył nam w życiu każdego dnia. Nagle nastąpił nieoczekiwany rozbrat z futbolem w podwójnym wydaniu. Na pewno brakowało emocji sportowych. Cieszę się, że pomału wszystko wraca, wiadomo, że w nowych i określonych warunkach.

Te określone warunki, to m.in. puste trybuny. Atut własnego boiska straci rację bytu? Piastowi przy Okrzei idzie rewelacyjnie.
Bartosz RYMNIAK:
– Jest to coś nowego, bo tych spotkań bez kibiców nie grało się zbyt wiele. Musimy się jednak przystosować, bo mamy do rozegrania 11 meczów i trzeba się szybko odnaleźć w nowych realiach.

Jako Piast jesteście o krok od zapewnienia sobie miejsca w grupie mistrzowskiej. Po drugie, medal drugi rok z rzędu byłby sporym sukcesem.
Bartosz RYMNIAK:
– Zapewnienie sobie miejsca w ósemce, to priorytet. Im szybciej, tym lepiej. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Oczekiwania są wysokie i sami od siebie dużo oczekujemy. Stąpamy jednak twardo po ziemi. Mamy swój cel, o którym na razie nie mówimy głośno, ale nie ma co ukrywać, że medal byłby miłym zakończeniem. Aby jednak tak było, do każdego meczu trzeba podejść, jakby to był decydujący mecz. Musimy być skoncentrowani już od pierwszego meczu.

Jak pan spędził okres izolacji i kwarantanny?
Bartosz RYMNIAK:
– Był plan treningów w domu i po powrocie na boisko. Wszystko miało ręce i nogi. Był czas na mocniejszy trening i na lekki odpoczynek. Od Arłamowa zajęcia były już typowo taktyczno-piłkarskie. Trenerzy dobrze dobrali obciążenia. Mamy doświadczony zespół, który jest świadomy wszystkiego.

Komu trudniej było wytrzymać w domu – panu czy synowi?
Bartosz RYMNIAK:
– Nie było tak źle, starałem się wymyślać różne aktywności i zabawy dla mojego syna. Oczywiście były momenty trudniejsze, ale można w takim czasie docenić to, co robi żona w domu. Wychowanie dziecka i ogarnięcie mieszkania to praca na pełen etat. A co do syna, to na pewno nie jest szczęśliwy, że nie będzie mógł dopingować tatę na stadionie. Zostaje mu telewizja, ale on rozumie sytuację, wszystko mu wytłumaczyłem i cieszy się, że tata będzie grał.


Przeczytaj jeszcze: W Piaście pomoc największą zagadką


Dołączył pan do drużyny już po zdobyciu mistrzostwa Polski. Jak na razie to trochę nierówny sezon w pana wykonaniu. Były mecze lepsze, były gorsze. Asysty są, ale na gola w Piaście w lidze wciąż pan czeka.
Bartosz RYMNIAK:
– Liczby nie są złe, ale zawsze mogą być lepsze. Najważniejsze jest jednak dobro drużyny. Trzeba się dostosować. To nie jest takie proste, gdy przychodzi się do drużyny, która jest zgrywana od 2,3 lat. Myślę, że dobrze się wkomponowałem, ale oceniać można po pierwszym roku – to odpowiedni okres na ocenienie transferów.

Na papierze wydawało się, że pan i Martin Konczkowski możecie grać razem na prawej stronie. Do tej pory jednak nie graliście zbyt wiele razem.
Bartosz RYMNIAK:
– Tak wyszło. Martin miał problemy ze zdrowiem. Teraz jest już w porządku i rywalizujemy o skład, ale jak sam pan mówi, są alternatywy i możemy być ustawiani na różnych pozycjach. Myślę, że podczas tej przerwy każdy na treningach zgłaszał chęć gry w pierwszym składzie.

Mecz Piasta z Wisłą Kraków w marcu zapowiadał się świetnie, bo obie drużyny grały coraz lepiej. Teraz wiemy, że… nic nie wiemy.
Bartosz RYMNIAK:
– Przerwa na pewno zaburzyła niektórym rytm i sezon, ale każdy z niecierpliwością czekał na wznowienie rozgrywek. Teraz się okaże kto, jak szybko wróci do formy. Na pewno będzie ciekawie.

Za niedługo czeka pana sentymentalny mecz, bo z Koroną Kielce. Wyobraża pan sobie, że zabraknie ich w ekstraklasie?
Bartosz RYMNIAK:
– Taka jest piłka. W Koronie spędziłem bardzo miły czas, mam tam wielu przyjaciół i mam nadzieję, że się utrzymają. Klub jest w dołku, oglądałem ich mecze i trzymam kciuki. W meczu z nimi jednak sentymentów nie będzie, będę chciał wygrać.

Na zdjęciu: Bartoszowi Rymaniakowi brakowało w futbolu, jako piłkarzowi i jako zwykłemu kibicowi
Fot. Rafał Rusek/Pressfocus

* * *

Ojciec Fero

Ostatnie tygodnie dla Frantiszka Placha są wyjątkowe. Nie tylko chodzi o powrót do treningów i do ligowego grania. Od dwóch tygodni słowacki golkiper jest… świeżo upieczonym ojcem. W pierwszej części sezonu „Fero” prezentował się bardzo dobrze, a teraz motywacja jest jeszcze większa, bo być może w sobotę doczeka się tradycyjnej „kołyski”.

– Dla mnie to ogromne szczęście, kiedy zobaczyłem córkę po narodzinach. To jest naprawdę wyjątkowe uczucie, coś niezwykłego i bardzo pięknego. Mam nadzieję wywiązać się dobrze z tej nowej roli – mówi Frantiszek Plach. Narodziny trafiły na wyjątkowy i trudny czas, ale na szczęście obyło się bez problemów.

– Może w pewnym stopniu epidemia nawet pomogła, ponieważ przez konieczność przebywania w domu, więcej czasu mogłem spędzić z narzeczoną, lepiej i dokładniej wszystko przygotować na moment narodzin. Powtarzam sobie często, że wszystko dzieje się samo. Można próbować sobie wszystko zaplanować, ale kluczem jest zaakceptować warunki, jakie naturalnie się układają – mówi 28-latek, któremu 31 grudnia wygasa kontrakt z Piastem, lecz gliwicki klub ma możliwość automatycznego przedłużenia o dwa lata.