Szymański: Liczy się jakość, a nie warunki fizyczne

Nie można wykluczyć, że dzisiejszy mecz z Zagłębiem Sosnowiec będzie ostatnim w Legii dla Sebastiana Szymańskiego. To obecnie najbardziej wartościowy piłkarz stołecznego klubu, który – aby spiąć budżet – będzie musiał pozyskać środki ze sprzedaży zawodników.

To była runda, w której oglądaliśmy najlepszą wersję Sebastiana Szymańskiego?
Sebastian SZYMAŃSKI: – W niektórych spotkaniach na pewno tak, ale w innych na pewno do maksimum trochę – a czasami nawet więcej niż trochę – brakowało. Jestem jeszcze młodym zawodnikiem, więc naprawdę trudno o stabilizację na najwyższym poziomie. Tyle że jako cała drużyna ciężko jesienią pracowaliśmy, aby forma była stale jak najwyższa i jak najbardziej powtarzalna. I jestem przekonany, że w końcu do tego dojdziemy.

Ciężka praca u trenera Ricardo Sa Pinto to norma. A czy jednak pan nie dostawał dodatkowych zaleceń, na przykład związanych z poprawieniem muskulatury?
Sebastian SZYMAŃSKI: – Trenowałem identycznie jak pozostali koledzy z zespołu. Nie potrzebuję żadnych ponadprogramowych zajęć, wszystko przyjdzie w swoim czasie. Nie ma więc sensu, abym dodatkowo pracował nad muskulaturą.

Pozycja numer dziesięć, którą dostał pan od Sa Pinto jest dla pan optymalna? To na niej chciałby pan rozwijać się i doskonalić?
Sebastian SZYMAŃSKI: – Tak właśnie myślę, że właśnie pozycja numer dziesięć jest najbardziej dla mnie odpowiednia. Niezależnie jednak od tego, na jakiej będę wystawiony, postaram się za każdym razem wykonać plan trenera. Bo to w mojej pracy jest najważniejsze – aby dawać jakość drużynie, i realizować nakreśloną taktykę. Niezależnie od sektora boiska, w którym się występuje.

Czy ktoś podpowiedział panu, aby – z racji podobieństwa warunków fizycznych – podpatrzeć, jak kiedyś przy Łazienkowskiej rozgrywał Leszek Pisz?
Sebastian SZYMAŃSKI: – Każdy patrzy przede wszystkim na moje warunki fizyczne, a przecież one nie grają. Czy Philippe Coutinho jest wysoki i silny? A występuje w Barcelonie i jest bardzo dobrym zawodnikiem. Ciężka praca i jakość dawana drużynie – tylko to się liczy. A warunki, to kwestia drugorzędna. Dlatego nie oglądam, jak grają, bądź grali, wyłącznie zawodnicy podobnie do mnie zbudowani.

Śni się jeszcze panu podanie w kluczowej akcji w meczu z Lechią w Gdańsku, które zaadresował pan do Michała Kucharczyka? Gdyby można powtórzyć ten atak, wybrałby pan takie samo rozwiązanie?
Sebastian SZYMAŃSKI: – To nie była zła decyzja, choć widziałem też nabiegającego z prawej strony Marco Vesovicia. Tyle że nie miałem zbyt dużo czasu do namysłu, więc nie można wykluczyć, że gdyby było go więcej, podjąłbym bardziej optymalną. Najważniejsze jednak, że przeprowadziliśmy dobrą i składną akcję. A jeszcze bardziej istotne, że nie przegraliśmy w Gdańsku. Wówczas przewaga lidera wzrosłaby nad nami do 8 punktów i mogłoby się zrobić nieciekawie. Tymczasem po poprzedniej kolejce zmalała do trzech, i jest jeszcze dużo czasu, aby odrobić tę niewielką już stratę. Dlatego wierzę, że wkrótce wrócimy na swoje miejsce w tabeli.

Lechia to jedyny rywal Legii w tym sezonie w walce o mistrzostwo Polski, czy jeden z kilku, ale ten najgroźniejszy?
Sebastian SZYMAŃSKI: – Myślę, że jest jeszcze zbyt wcześnie, aby wyciągać tego typu wnioski. Każdy rywal z ekstraklasy stara się grać jak najlepszą piłkę w meczu z Legią, każdy jest wyjątkowo zmotywowany przed spotkaniem i chce urwać nam punkty. I na tym się skupiamy, na tym co my powinniśmy zrobić, i co chcemy osiągnąć, a nie na Lechii.

Jak zatem ocenia pan to skupienie, bo chyba jeszcze pod kierunkiem Sa Pinto nie pokazaliście maksimum, na jakie stać Legię w aktualnym zestawieniu personalnym?
Sebastian SZYMAŃSKI: – Myślę, że idziemy w dobrym kierunku, to znaczy obraliśmy drogę, która prowadzi na pozycję lidera. Wierzę, że szybko ją odzyskamy, a potem utrzymamy się na szczycie. Taki w każdym razie jest plan.

A mocno czuje pan w kościach tę rundę, w której nie zabrakło ciężkich treningów podnoszących formę fizyczną także w trakcie rozgrywek?
Sebastian SZYMAŃSKI: – Czuję jedynie, że zmierzamy tam, dokąd powinniśmy. Wszyscy zresztą w szatni widzimy, że pod kierunkiem portugalskiego szkoleniowca zmierzamy we właściwą stronę, więc nikt nie narzeka.

Zawirowanie i przerwa w treningach spowodowana przygotowaniem do transferu do CSKA miała wpływ na pańską nie do końca – jak już ustaliliśmy – ustabilizowaną formę?
Sebastian SZYMAŃSKI: – Myślę, że w jakimś stopniu tak, ale teraz nie ma już sensu wracać do tamtego okresu. To już dawano za mną, tymczasem staram się patrzeć wyłącznie do przodu. Czyli w tym przypadku tylko na spotkanie z Zagłębie Sosnowiec, które na pewno łatwe nie będzie.

Żałował pan – albo nadal żałuje – że transfer do rosyjskiej Premier Ligi przeszedł bokiem?
Sebastian SZYMAŃSKI: – W żadnym wypadku! W Legii jest mi bardzo dobrze, mam zapewnione wszystko, co jest potrzebne do harmonijnego rozwoju młodemu zawodnikowi. Dlatego bardzo się cieszę, że zostałem w Warszawie.

7 milionów euro, a tyle podobno w pewnym momencie leżało na stole w rozmowach Legii z CSKA, mile połechtało pańskie ego?
Sebastian SZYMAŃSKI: – Nie wiem, czy taka suma pojawiła się na stole, osobiście takich pieniędzy nie widziałem. Zresztą w ogóle nie skupiam się na takich tematach. Jedyne na czym się koncentrowałem, to było to, co w danym okresie mogę zrobić lepiej.

Obiło się panu o uszy zainteresowanie ze strony SSC Napoli? Jest na tyle duże, że czyni pański transfer do Italii prawdopodobnym?
Sebastian SZYMAŃSKI: – Nic na ten temat nie słyszałem, ale to nie ja zajmuję się tym, czy ktoś się mną interesuje, nie ja dostaję takie informacje. Robię to, co do mnie należy. Czyli gram w piłkę. I oby to trwało jak najdłużej. I wychodziło z jak najlepszym skutkiem.

Gdyby miał pan do wyboru ligę włoską i rosyjską, to na którą by się pan zdecydował?
Sebastian SZYMAŃSKI: – Bez dwóch zdań – na Serie A! Niezależnie przecież, kto z polskich zawodników trafiłby ostatnio do Włoch, to szybko zaczynał tam radzić sobie bardzo dobrze. A stąd wniosek, że Italia to kierunek odpowiedni dla naszych zawodników.

Jest pan przywiązany do występów w kadrze Czesława Michniewicza, która w czerwcu wystąpi w finałach mistrzostw Europu U-21?
Sebastian SZYMAŃSKI: – Myślę, że jestem przywiązany do Orzełka na piersi, a sprawa, do której reprezentacji Polski zostanę powołany jest drugorzędna. Gra dla kraju to wielka sprawa, która naprawdę nobilituje. A czy są to kadry młodzieżowe, czy drużyna narodowa, to na moim etapie rozwoju nie ma jeszcze kluczowego znaczenia.

Jak ocenia pan grupę w finałach MME, do której trafiliśmy wraz z Hiszpanią, Włochami i Belgią?
Sebastian SZYMAŃSKI: – Jest na pewno bardzo trudno, ale właśnie po to zwycięsko przebrnęliśmy przez baraż z Portugalią, żeby grać z najlepszymi w naszej kategorii wiekowej. Jest jeszcze trochę czasu do rozpoczęcia turnieju, można dokładnie rozpracować przeciwników, więc na szczegółową analizę jeszcze przyjdzie czas.

Skala trudności będzie pańskim zdaniem w finałach znacznie wyższa niż we wspomnianych spotkaniach Portugalią, czy w grupie z Danią?
Sebastian SZYMAŃSKI: – O tym dopiero się przekonamy. Na pewno jednak fajnie, że zagramy z tak silnymi zespołami. Bo będzie doskonała okazja, żeby przekonać się, w na jakim poziomie my aktualnie jesteśmy. Z tyłu głowy krąży na pewno myśl, że to kolejny etap kwalifikacji olimpijskich. Może uda się go przebrnąć? Miło będzie się o tym przekonać.

Czuje się pan już na siłach, aby poprowadzić grę tej najważniejszej reprezentacji Polski, prowadzonej przez Jerzego Brzęczka?
Sebastian SZYMAŃSKI: – Jeśli mam być szczery, to nigdy dotąd nie widziałem zawodnika, który w pojedynkę poprowadziłby grę reprezentacji. I tak też na pewno nie będzie w moim przypadku. Czuję natomiast, że jakieś miejsce w drużynie narodowej może być już przeznaczone właśnie dla mnie.

Na zdjęciu: Pod kierunkiem Ricardo Sa Pinto Sebastian Szymański został głównym motorem napędzającym zespół Legii.