Liczyliśmy na więcej

Kamil Stoch początku nowego sezonu w Pucharze Świata nie zaliczy do udanych. Zupełnie inne odczucia ma Marcus Eisenbichler.


Trzecie miejsce w konkursie drużynowym i piąta lokata Piotra Żyły w rywalizacji indywidualnej. Oto najmilsze, jeżeli chodzi o polskich skoczków, informacje po inauguracyjnym weekendzie Pucharu Świata w Wiśle-Malince. Na pewno nie było źle, choć po kwalifikacjach liczyliśmy na więcej. Szczególnie w wykonaniu Kamila Stocha, który był w piątek najlepszy. Tymczasem nasz najbardziej utytułowany skoczek już w sobotę nie wyglądał zbyt dobrze, a drugi wczorajszy skok był w jego wykonaniu już bardzo zły.

Wiatr rozdawał karty

W niedzielę Stoch nie odczuwał już nieprzyjemnych dolegliwości. Tymczasem nieprzyjemnie zrobiło się na skoczni w Wiśle-Malince. Od rana mocno wiało. Wiatr osiągał, w porywach, nawet 15 metrów na sekundę, a wiadomo, że w takich okolicznościach nie ma mowy o skakaniu. Na szczęście prognozy były optymistyczne i popołudniu podmuchy zelżały na tyle, że udało się konkurs przeprowadzić. Zrezygnowano jednak z serii próbnej, a w pierwszej kolejce konkursowej wiatr rozdawał karty. Warunki na pewno nie były łatwe i kilku zawodników przekonało się o tym dobitnie. Za największą sensację uznać należy wpadkę Stefana Krafta. Zdobywca Kryształowej Kuli za sezon 2019/20 oddał bardzo zły skok. Osiągnął jedynie 112 metrów, zajął 32. miejsce i nie zakwalifikował się do serii finałowej. Jego los podzielił m.in. inny ze znakomicie radzących sobie w zeszłym sezonie zawodników, Daniel Andre Tande, a o wielkim szczęściu mógł mówić Peter Prevc, który został sklasyfikowany na 30. pozycji.
Na drugim biegunie znaleźli się zawodnicy, którzy już w sobotę zaprezentowali dobrą dyspozycję. Jako pierwszy sygnał do ataku dał Marcus Eisenbichler. Niemiec skoczył 137,5 metra, o 1,5 metra mniej od rekordu skoczni. Chwilę później mocnej odpowiedzi udzielił Danbiel Huber, któremu do rekordu obiektu, należącemu do Krafta, zabrakło zaledwie pół metra. 138,5 metra było najlepszą odległością pierwszej serii. Zarówno jednak Niemiec, jak i Austriak lądowali bez telemarku. Tymczasem bardzo ładnie swój skok na 136 metr wykończył Anże Laniszek i to 24-latek ze Słowenii wygrał pierwszą serię zawodów.

7 z 11 w finale

Piotr Żyła, skacząc 125,5 metra, plasował się na szóstym miejscu i był najlepszym z Polaków. Dobrze spisał się też Murańka, który uzyskał 127,5 metra, i była to najlepsza odległość osiągnięta przez naszego zawodnika w pierwszej kolejce. Zakopiańczyk zajmował ósme miejsce, a oczko niżej plasował się Dawid Kubacki, który uzyskał 124,5 metra. Kamil Stoch zaledwie o 1,5 metra przekroczył punkt konstrukcyjny, co oznaczało dopiero 11 miejsce. W skoku naszego asa ewidentnie brakowało błysku. Była to próba znacznie gorsza od tej z piątkowych kwalifikacji, które zakończyły się triumfem trzykrotnego mistrza olimpijskiego.

Łącznie z 11 startujących w pierwszej serii Polaków awans do kolejki finałowej uzyskało siedmiu. Oprócz wymienionych pierwsze punkty w Pucharze Świata zdobyli w Wiśle Stefan Hula, Andrzej Stękała i Maciej Kot. Przepadli natomiast Tomasz Pilch, Jakub Wolny, Paweł Wąsek i Aleksander Zniszczoł. Warto nadmienić, że konkurs rozpoczął się z czwartej belki, a następnie obniżono rozbieg do drugiej belki. Dla porównania dzień wcześniej skakano z 8, 9 i 10 platformy startowej. Wczoraj niektórzy zawodnicy mieli problem z tym, aby przekroczyć na progu prędkość 85 kilometrów na godzinę.

Dublet Niemców

W serii finałowej, podobnie, jak w pierwszej kolejce, warunki były loteryjne. Bardzo daleki skok oddał, wykorzystując podmuchy wiatru pod narty, Martin Hamman. Niemiec uzyskał aż 138,5 metra, ale nie ustał tej próby, choć należy zaznaczyć, że upadł bardzo bezpiecznie i nic mu się nie stało. Sześć metrów bliżej, ale bez takich problemów, wylądował Sande Vossan Eriksen, który zdołał wyprzedzić kilku zawodników. Chwilę później na miano jednej z największych niespodzianek inauguracyjnego weekendu Pucharu Świata zasłużył Mackenzie Boyd-Clowes. Kanadyjczyk skoczył 134 metry, co oznaczało, że drugi raz w karierze wskoczy do pierwszej dziesiątki konkursu PŚ. Stało się tak po nie najlepszym skoku Dawida Kubackiego. O ile jednak 116 metrów mistrza świata z Seefeld, to wynik zły, o tyle wręcz fatalnie zaprezentował się w serii finałowej Kamil Stoch, który uzyskał zaledwie 104 metry. Była to najgorsza odległość drugiej kolejki i Polak zakończył zawody pod koniec trzeciej dziesiątki.
Dobrej lokaty w pierwszej dziesiątce nie utrzymał również Murańka, który osiągnął zaledwie 107 metrów i finalnie spadł na 22 miejsce. Wreszcie tym polskim skoczkiem, który oddał w drugiej odsłonie dobry skok był Piotr Żyła. Zawodnikowi z Wisły udało się nawet awansować o jedno miejsce i skończył zawody na piątej lokacie. Do podium stracił stracił jednak sporo, bo ponad 9 punktów. O zwycięstwo walczyli inni, a z trzeciej pozycji pozycję lidera zaatakował Eisenbichler. Niemiec skoczył 134 metry, a następnie ani Huber, ani Laniszek nie byli w stanie go wyprzedzić. Słoweniec stracił nawet miejsce na podium, bo dobry drugi skok pozwolił Karlowi Geigerowi przesunąć się na drugą lokatę. Niemcy wygrali zatem inauguracyjne zawody indywidualne dubletem.


Konkurs indywidualny, Wisła (HS 134)

1. Marcus Eisenbichler (Niemcy) 267.5 (137,5+134)

2. Karl Geiger (Niemcy) 258.6 (133,5+128)

3. Daniel Huber (Austria) 255.7 (138,5+125,5)

4. Halvor Egner Granerud (Norwegia) 251.7 (131,5+130)

5. Piotr Żyła 246.5 (125,5+128)

6. Anże Laniszek (Słowenia) 246.3 (136+118)

7. Yukiya Sato (Japonia) 244.0 (126+123)

8. Phillip Aschenwald (Austria) 242.4 (125+127)

9. Mackenzie Boyd-Clowes (Kanada) 240.7 (126+134)

10. Michael Hayboeck (Austria) 228.7 (124,5+122)

11. Dawid Kubacki 227.6 (124,5+116)

19. Andrzej Stękała 214.6 (124,5+127,5)

20. Maciej Kot 214.5 (117+121)

22. Klemen Murańka 213.3 (127,5+107)

27. Kamil Stoch 193.6 (121,5+104)

28. Stefan Hula 190.4 (117,5+111,5).


Na zdjęciu: Marcus Eisenbichler w konkursie drużynowym skakał już bardzo dobrze. Wczoraj, w rywalizacji indywidualnej, potwierdził wysoką formę.

Fot. Rafał Rusek/Pressfocus