Lider pod Klimczokiem!

 

Już przed meczem było wiadomo, że triumfator tego spotkania zostanie liderem rozgrywek zaplecza ekstraklasy. Wszystko w związku z tym, że Stal Mielec przegrała – przed własną publicznością – z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza 0:3. Warta, przed pierwszym gwizdkiem, zajmowała pierwsze miejsce w tabeli. I miała trzy punkty przewagi nad Podbeskidziem.

„Górale” jednak, w przypadku wygranej, dzięki lepszej różnicy bramek, mieli zdecydowaną szansę, aby wyprzedzić ekipę z Poznania. Bardzo szybko okazało się, że bielszczanom na tym właśnie zależy. Bo od pierwszych minut starali się narzucić rywalowi własny styl gry. Opłaciło się.

Skuteczny Rzuchowski

W ósmej minucie piłkę w lewym sektorze boiska przejął Mateusz Sopoćko. Gracz Podbeskidzie zdecydował się na strzał, albo bardziej na wstrzelenie piłki w pole karne. Futbolówka nie była zbyt przychylna przyjezdnym. Odbiła się bowiem, od jednego z obrońców Warty w ten sposób, że spadła tuż po nogi Michała Rzuchowskiego.

Zawodnik ten nie spanikował. Odczekał chwilę, wykonał niezbyt skomplikowany zwód, a następnie postanowił oddać strzał. Uderzył idealnie, poszukał długiego rogu bramki strzeżonej przez Adriana Lisa i golkiper poznańskiego zespołu nie miał żadnych szans na skuteczną interwencję i większość trybun wybuchnęła radością. Większość, bo na mecz zawitało ok. 10 sympatyków Warty.

Ich ulubieńcy, następnie, starali się przejąć inicjatywę. Do czego, zresztą, zostali zaproszeni przez Podbeskidzie. „Górale”, chyba celowo, oddali piłkę przeciwnikowi i pozwolili mu na to, aby konstruował kolejne akcje ofensywne.

Warta robiła to jednak na tyle nieporadnie, że zagrożenia pod bramką bielskiej drużyny nie zaobserwowano. Jeden, jedyny raz groźniej zrobiło się po akcji Roberta Janickiego. Środkowy, ofensywny pomocnik wbiegł w pole karne i zdecydował się na strzał. Uderzył jednak zbyt lekko i wprost w Martina Polaczka, który w tej sytuacji nawet się nie spocił.

Głupota obrońcy

W kolejnych minutach tego widowiska Warta nadal pozorowała ataki na bielską bramkę. Miejscowi, z kolei, próbowali szukać swoich szans w kontrach. Bramki nie znaleźli, ale znaleźli… wyjątkową głupotę, jaką popisał się kapitan przyjezdnych, Bartosz Kieliba.

W 40. minucie spotkania zawodnik ten pokusił się o faul w środkowej strefie boiska. I – zupełnie słusznie – obejrzał pierwszą żółtą kartkę. Cztery minuty później ten sam zawodnik, w pozornie niegroźnej sytuacji w bocznej strefie boiska, sfaulował Marko Roginicia.

Sędzia główny spotkania, Sebastian Krasny z Krakowa, nie miał wyjścia. Musiał pokazać Kielibie drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę.

Na dodatek Podbeskidzie miało rzut wolny i do futbolówki podszedł Rafał Figiel. Pomocnik Podbeskidzia uderzył niemal idealnie. Niemal, bo trafił w poprzeczkę. Zabrakło mu do szczęścia, dosłownie, kilku centymetrów. Chwilę później arbiter odgwizdał koniec pierwszej połowy.

Miejscowi zakończyli ją z nieznacznym, acz zasłużonym prowadzeniem. Bo o tę jedną bramkę byli skuteczniejsi. Zespół z Poznania miał w przerwie o czym myśleć. A przede wszystkim musiał głęboko zastanowić się nad tym, co zrobić, aby wyrównać, grając w osłabieniu.

Na głowę Jarocha

Pierwsza akcja po przerwie skończyła się rzutem rożnym dla Podbeskidzia. Po którym głową na bramkę uderzył Dmytro Baszłaj. Nie był to jednak na tyle konkretny strzał, aby zaskoczyć Lisa. Coś innego wydarzyło się w 50. minucie spotkania. Tym razem z rzutu rożnego w pole karne piłkę dostarczył Łukasz Sierpina.

Kapitan Podbeskidzia zagrał precyzyjnie i futbolówka spadłą wprost na głowę Bartosza Jarocha. Który – i to należy podkreślić jednoznacznie – świetnie zorganizował się w „szesnastce” rywala. Bez bojaźni nabiegł na piłkę i Lis nie miał w tej sytuacji nic do powiedzenia.

Drugi gol Podbeskidzia, w praktyce, ustawił dalszą część spotkania. Bielszczanie zaczęli dominować na placu gry, a rywal nie miał żadnych argumentów, aby się temu przeciwstawić.

Podbeskidzie, od czasu do czasu, szukało okazji na trzeciego gola. W 80. minucie spotkania Kamil Biliński spróbował zaskoczyć golkipera przyjezdnych z ostrego kąta. Lis ten strzał jednak odbił. Ale w taki sposób, że do dobitki dopadł Mateusz Sopoćko.

Wydawało się, że pomocnik Podbeskidzia wszystko zrobił tak, jak należy. Bramkarz Warty popisał się jednak klasową interwencja i zapobiegł utracie gola. Więcej ciekawego w tym spotkaniu się już nie wydarzyło i Podbeskidzie, dzięki zwycięstwu, awansowało na pozycję lidera tabeli zaplecza ekstraklasy.

 

Podbeskidzie Bielsko-Biała – Warta Poznań 2:0 (1:0)

1:0 – Rzuchowski, 8 min (bez asysty), 2:0 – Jaroch, 50 min (głową, asysta Sierpina).

PODBESKIDZIE: Polaczek – B. Jaroch, Osyra, Baszłaj, Gach – Danielak, Figiel, Sopoćko (85. Laskowski), Rzuchowski, Sierpina (66. Biliński) – Roginić (89. Hilbrycht). Trener Krzysztof BREDE.

WARTA: Lis – Grobelny, Ławniczak, Kieliba, Kiełb – Apolinarski (46. Stępiński), Kupczak, Janicki (58. Szczepaniak), Trałka, Jakóbowski – G. Jaroch (71. Napołow). Trener Piotr TWOREK.

Sędziował Sebastian Krasny (Kraków). Widzów 4988. Żółte kartki: Sierpina, Baszłaj, Figiel – Kieliba, Grobelny. Czerwona kartka: Kieliba (44. druga żółta).

 

Na zdjęciu: Michał Rzuchowski (z lewej) dał „góralom” prowadzenie we wczorajszym meczu z Wartą Poznań.