Lider zrobił swoje

Goczałkowiczanie bez problemów odprawili z kwitkiem rywali z Dolnego Śląska. Ozdobą meczu – podręcznikowy wolej kapitana Łukasza Hanzela.


Kolejna wygrana, kolejna do zera i umocnienie się w fotelu lidera tabeli – goczałkowiczanie uczynili to, do czego po powrocie Łukasza Piszczka w tym sezonie przyzwyczaili. Kapitan LKS-u Łukasz Hanzel przyznawał na naszych łamach, że w tej lidze nie ma spacerków, ale dzisiejszy mecz akurat temu zaprzeczył. Gospodarze mieli go pod kontrolą od pierwszej do ostatniej minuty, a rywale z Dolnego Śląska specjalnie im nie zagrozili.

Piszczek „zamknął sklep”

Można zażartować, że bramkarz Patryk Szczuka, który w tym sezonie 6 razy wybiegał w wyjściowym składzie i wpuścił 1 gola, zafundował robotę sam sobie. Zagrał piłkę pod nogi Daniela Stanclika, a następnie obronił jego strzał. Gospodarze prowadzili już wtedy 2:0. Trudno nie chwalić Piszczka, bo jego obecność sprawia, że pole karne LKS-u to dla przeciwników „zamknięty sklep”, ale przy wieloletnim defensorze BVB rozkwitli inni doświadczeni zawodnicy z przeszłością na wyższych szczeblach: Łukasz Hanzel i Piotr Ćwielong.

Ten pierwszy, kapitan zespołu, rozpoczął dzisiejszą kanonadę przepięknym uderzeniem z woleja. Sposób, w jaki Hanzel na 20. metrze złożył się do strzału z powietrza, z pierwszej piłki, mógłby być ilustracją podręczników. Futbolówka wpadła pod poprzeczkę.

– W takiej sytuacji trzeba oddawać strzał, by przede wszystkim… nie było kontry. Ale gdy się dobrze uderzy, to bramkarz ma ciężko. Weszło idealnie. W przeszłości już strzelałem takie gole, dlatego nie zastanawiałem się. Cieszę się, że w końcu mi coś wpadło – mówił Łukasz Hanzel. Przedniej urody była też asysta, jaką zaliczył przy bramce Ćwielonga. Poszukał go podaniem z własnej połowy, a „Pepe” na raty pokonał bramkarza żmigrodzian. Hanzel mówił w „Sporcie”, że Ćwielong to w ofensywie goczałkowicki brylancik, ale tym razem to on błyszczał mocniej.

Nie ma na nich mocnych

A „Pepe” też zrobił swoje. Do (piątego w sezonie!) gola dorzucił też asystę drugiego stopnia przy trafieniu na 3:0, będącym dziełem zmienników. Efektownym zagraniem piętą uruchomił na lewej flance Nikolasa Wróblewskiego, a jego dogranie przytomną podcinką nad bramkarzem zwieńczył Filip Matuszczyk. Wynik ustalił Damian Furczyk. Wobec absencji Przemysława Trytki i Jakuba Szendzielorza nominalny środkowy pomocnik w ostatnich dwóch meczach wystąpił w ataku. Wyszło nieźle… W 83 minucie Furczyk jak rutyniarz wyczekał Piotra Niewieściuka i posłał piłkę do siatki sprytnym strzałem w dolny róg.

6 zwycięstw, 1 remis, 1 stracony gol (aż 14 strzelonych), 1. miejsce w tabeli, a w perspektywie domowa konfrontacja z beniaminkiem z Gubina… Imponujące – nawet gdy weźmiemy pod uwagę, że jedna wygrana (ze Ślęzą) doszła LKS-owi walkowerem i z tego powodu nie jest też w klasyfikacji ujęta jedna stracona bramka. Czy na bandę Piszczka znajdą się w ogóle mocni?

– Tabela nie kłamie. Cieszymy się, że jesteśmy na pierwszym miejscu, ale wiemy, jak ciężka jest ta liga. Wiele zespołów plasuje się obecnie w środku tabeli, a one będą się pięły. Nie wierzę, że w górę nie pójdzie Polonia czy Pniówek. Dlatego przed nami daleka droga, ale patrzymy z meczu na mecz i każdy najbliższy chcemy wygrywać – dodawał Łukasz Hanzel.

współpraca: Michał Pawlak

LKS Goczałkowice-Zdrój – Piast Żmigród 4:0 (2:0)

1:0 – Hanzel, 5 min, 2:0 – Ćwielong, 21 min, 3:0 – Matuszczyk, 73 min, 4:0 – Furczyk, 85 min

LKS Szczuka – Piszczek, Zięba, Magiera – Dragon (59. Nowak), Hanzel, Kazimierowicz (79. Jonda), Mońka (72. Wróblewski) – Lipniak (59. Matuszczyk), Furczyk, Ćwielong (79. Gemborys). Trener Damian BARON.

PIAST: Filipowiak – Chouwer (76. Sztylka), Trojanowski, Szymański, Majbroda – Kępczyński (46. Sołtyński), Jarczak – Kieca (90. Krawczyszyn), Głowieńkowski (90. Sosna), Moryson (67. Niewieściuk) – Stanclik. Trener Marcin FOLTYN.

Sędziował Bartosz Owsiany (Opole). Widzów 500. Żółte kartki: Dragon – Kępczyński.


Fot. Dorota Dusik