Liderzy z Rzeszowa i Chorzowa tylko się przyglądali

Z powodów covidowych przełożone zostały weekendowe mecze drużyn z Rzeszowa i Chorzowa. Pod nimi w tabeli panuje wielki ścisk.


Szkoda, bo to nie u nas wykryto covid, a ucierpimy grając dodatkowy mecz w środku tygodnia, ale takie jest życie – mówi Jarosław Skrobacz, trener Ruchu, komentując fakt, że przełożone na 1 grudnia zostało planowane pierwotnie na sobotę spotkanie w Siedlcach. Taka decyzja została podjęta w czwartek z powodu wirusa nękającego Pogoń.

– To są rzeczy, na które nie mamy żadnego wpływu, więc trzeba to zaakceptować. Oczywiście, wolelibyśmy grać w normalnym terminie, ponieważ drużyna chciałaby się odkuć za porażkę z Hutnikiem w Krakowie, a do tego zmienia to nam terminarz, ale nic z tym nie możemy zrobić – przyznaje szkoleniowiec „Niebieskich”, którzy na przestrzeni 8 dni – od najbliższego piątku po sobotę 4 grudnia – zagrają 3-krotnie.

Nim pojadą do Siedlec i Bełchatowa, zmierzą się w hitowym meczu przy Cichej z Motorem Lublin. Już teraz uprawnionych do wejścia na trybuny jest ponad 4,5 tysiąca kibiców.

Ten środkowy palec

Lublinianie nie zawitają do Chorzowa w dobrych nastrojach. W sobotę jedynie zremisowali u siebie ze Zniczem. – Ten mecz powinniśmy zamknąć przed przerwą. Mieliśmy strzelić na 3:0, 4:0, a potem bawić się… Pierwszą połowę kontrolowaliśmy. Nie mam pojęcia, skąd bierze się taka liczba niewykorzystanych sytuacji. Wiedzieliśmy, że druga połowa będzie już wyglądała inaczej. W końcówce mogliśmy go nawet przegrać, sytuacja nie jest za wesoła – denerwował się trener Marek Saganowski.

Powietrze wokół Motoru jest ciężkie. Zamiast mknąć po awans, gra w kratkę i zupełnie nieadekwatnie do wysokości budżetu, a coraz bardziej napięte są relacje na linii kibice – klub. Fanatycy mieli pretensje, że tydzień temu po derbowym zwycięstwie z Wisłą Puławy zawodnicy nie podeszli do nich, by podziękować za doping i wspólnie cieszyć się ze zwycięstwa.

Prezes Marcie Daniewskiej zarzucano natomiast, że pokazała w stronę „młyna” środkowy palec. „Po końcowym gwizdku grupa osób skierowała w moją stronę niezwykle agresywne oraz wulgarne okrzyki. Zostałam obrażona jako kobieta, a w emocjach pojawił się gest, który nie powinien mieć miejsca” – oświadczyła prezes Motoru.

W sobotę na Arenie Lublin zawisło kilkanaście prześmiewczych transparentów do niej adresowanych. „Daniewska pisze oświadczenia środkowym palcem”, „Daniewska myśli, że sezon trwa dwa lata”, „Daniewska jeździ na wakacje do Świdnika”, „Daniewska myśli, że spalonego wymyślił Andrzej Iwan” – oto treść części z nich.

Bez Szulczka ani rusz

O ile liderująca Stal, której mecz z Garbarnią przełożono wskutek covidowych spraw w rzeszowskim obozie, ma dużą przewagę, o tyle chorzowianie zaczynają już czuć na plecach oddech licznego peletonu. Wystarczy rzut oka w tabelę, by przekonać się, jak jest ciasno i że nawet drużyny z okolic strefy spadkowej mają prawo marzyć o awansie.

Już tylko 2 punkty straty do „Niebieskich” ma Chojniczanka, która w sobotę dzięki pięknemu wolejowi Łukasza Wolsztyńskiego pokonała Wigry. Suwalczanie przegrali oba mecze, odkąd do ekstraklasowej Warty odszedł trener Dawid Szulczek. W debiucie Grzegorza Mokrego polegli w Chojnicach, tydzień wcześniej wrócili z pustymi rękami z Grodziska Mazowieckiego, gdzie w ten weekend doszło do sensacji.

Kotas z wozu…

Pierwszy mecz z 3 zdobytymi bramkami i z wyjazdowym zwycięstwem zaliczył na stadionie Pogoni outsider z Ostródy. Sokół zaczął unosić skrzydła po tym, jak opuścił go Jarosław Kotas. Pod wodzą Huberta Błaszczaka, czyli wcześniejszego asystenta złotoustego szkoleniowca, czerwona latarnia tabeli w 8 meczach zanotowała 2 wygrane, 2 remisy i 3 porażki.

– Pracujemy na te punkty, jesteśmy systematyczni, cały czas się rozwijamy, choć nie zawsze gramy ładnie dla oka – przyznawał Błaszczak. Ostródzianie w Grodzisku wyszli na prowadzenie już w… 37 sekundzie, gdy Glan Mendez (urodzony w Sydney!) odebrał piłkę Rafałowi Zembrowskiemu i precyzyjnym strzałem pokonał Artura Halucha.

A zostając w strefie spadkowej – odnotujmy, że pechowym remisem zakończył się debiut Kamila Sochy w GKS-ie Bełchatów. Puławianie wyrównali w… 6 minucie doliczonego czasu! – Nieprawdopodobne, że straciliśmy 2 punkty, ale jestem bardzo zadowolony z postawy zespołu. Jeśli będziemy tak grali, o utrzymanie będę spokojny – przekonywał Socha, ściągnięty do GKS-u z III-ligowego Żmigrodu.


Na zdjęciu: Michał Fidziukiewicz robił wiele, by powiększyć bramkowy dorobek, ale tym razem piłka nie chciała do słuchać.

Fot. Facebook/Motor Lublin