Liga Europy. Gra jest, punktów nie ma
Lech Poznań, podobnie, jak w starciu z Benfiką Lizbona, nie odstawał od Rangers FC zbyt wyraźnie. Ale to rywal zrobił więcej, by wygrać.
Na pewno występów poznańskiego Lecha w fazie grupowej Ligi Europy wstydzić się nie musimy, czego często nie można powiedzieć o polskich zespołach na międzynarodowej arenie, ale nie zmienia to faktu, że po dwóch meczach piłkarze Dariusza Żurawia nie mają na swoim koncie choćby punktu. A szkoda, bo rzadko się zdarza, aby zespół, który rozpoczął zmagania od dwóch porażek, awansował następnie do fazy pucharowej.
Wprawdzie w zeszłym sezonie Ligi Mistrzów drużyna Atalanty Bergamo przegrała trzy pierwsze spotkania, a mimo to awansowała do fazy pucharowej i dotarła nawet do ćwierćfinału. Nie jest to jednak coś naturalnego, zatem wiadomo, że w zaistniałej sytuacji Lechowi ciężko będzie powalczyć o to, aby grać w Lidze Europy na wiosnę.
Jednak niedosyt
W czwartek w Glasgow, „Kolejorz” nie walczył tylko z rywalem, ale też z przeciwnościami losu. Kilku piłkarzy nie mogło zagrać z powodu kontuzji, a zdecydowanie najbardziej brakowało kluczowego dla ofensywnych poczynań zespołu gracza, czyli Pedro Tiby. Portugalczyk, w kwalifikacjach Ligi Europy, strzelił trzy gole i odnotował dwie asysty.
W tym sezonie w ekstraklasie zaliczył już cztery otwierające podania i liczby te mówią same za siebie. Lech w Szkocji, w przeciwieństwie do meczu z Benfiką Lizbona, nie był tak aktywny w ofensywie. Dowód? W starciu z portugalskim przeciwnikiem piłkarze Żurawia oddali aż dziewięć celnych strzałów, o dwa więcej od rywala.
W starciu z Rangersami poznańscy zawodnicy ani raz nie trafili w światło bramki przeciwnika. – Potwierdziło się to, co mówiłem przed meczem. Z Rangersami trzeba wykorzystać wszystko, co się ma. Z zimną krwią, bo strzelić gola temu zespołowi jest niezwykle trudno – powiedział Dariusz Żuraw, szkoleniowiec „Kolejorza”, który po końcowym gwizdku czuł niedosyt.
– Mam podobne odczucia, jak po starciu z Benfiką. Momentami było to wyrównane spotkanie – podkreślił opiekun Lecha. Jego zespół, w przeciwieństwie do starcia z Portugalczykami, zdecydowanie lepiej zaprezentował się w defensywie.
Zawalili… wyróżniający się
Choć momentami, szczególnie pomiędzy 55, a 70 minutą spotkania, „Strażnicy” dominowali na placu gry, to generalnie nie stworzyli sobie zbyt wielu sytuacji. Pomimo trudnej sytuacji kadrowej trenerowi Żurawiowi udało się sformować odpowiedzialną czwórkę obrońców. A wyróżniał się spośród nich Thomas Rogne.
Widać było, że rosły Norweg ma doświadczenie w starciach z takimi rywalami. Wszakże w latach 2010-13 bronił barw… Celtiku Glasgow. Ale, jak na ironię, to zza jego pleców, w 68. minucie spotkania, wyskoczył Alfredo Morelos i strzelił jedynego gola w tym spotkaniu, po dośrodkowaniu Borny Bariszicia. Którego nie zdołał zblokować Michał Skóraś. Również jedna z… wyróżniających się postaci po poznańskiej stronie w tym meczu.
– Były w takie momenty, kiedy kontrolowaliśmy to spotkanie. Na pewno mieliśmy doże problemy z dośrodkowaniami w nasze pole karne. A z przodu zabrakło nam ostatniego podania. Albo szybszej decyzji o tym, aby oddać strzał. Szkoda, bo mogliśmy wywieźć z Glasgow punkt – powiedział zawodnik urodzony w Jastrzębiu-Zdroju, który na początku drugiej połowy miał chyba najlepszą sytuację na gola dla Lecha. Zabrakło mu bardzo niewiele, aby sięgnąć piłki po podaniu Alana Czerwińskiego.
Zostają na pucharowym froncie
W nadchodzący czwartek rozgrywki Ligi Europy osiągną półmetek, a Lech zmierzy się w Poznaniu ze Standardem Liege. Który, podobnie, jak nasza drużyna, przegrał dwa dotychczasowe mecze. Przedwczoraj ekipa z Belgii nie miała zbyt wiele do powiedzenia w starciu z Benfiką. Przetrwała wprawdzie pierwszą połowę, ale w drugiej portugalska drużyna udowodniła swą wyższość.
Lizbończycy dwa pierwsze gole strzelili z rzutów karnych, a wynik meczu, kapitalnym strzałem w okienko ustalił Pizzi. Standard, w przeciwieństwie do Lecha., nie strzelił jeszcze gola w tej edycji Ligi Europy, bo tydzień wcześniej przegrali z Rangers FC, u siebie, 0:2. – Benfica zasłużyła na zwycięstwo. Miejsce tego zespołu jest w Lidze Mistrzów, a nie w Lidze Europy. Gdy z takim przeciwnikiem robisz karne, to trudno myśleć o dobrym wyniku – powiedział po meczu w Lizbonie [Philippe Montanier], szkoleniowiec Standardu.
Przed meczem w Poznaniu, w najbliższą niedzielę, zespół z Liege zmierzy się w ligowym meczu z Ostendą. Lecha, tymczasem, pozostaje na froncie… pucharowym. Ale teoretycznie czeka go łatwiejsze zadanie, bo w rozgrywkach Pucharu Polski zmierzy się ze Zniczem Pruszków, czyli drużyną występującą na drugim poziomie ligowym.
Na zdjęciu: Lech Poznań nie gra w Lidze Europy źle. Ale punktów jak nie było, tak nie ma.
Fot. twitter.com/dani10ramirez