Liga Europy. „Lisy” przy Łazienkowskiej

Wizyta w Warszawie klubu z ligi, która miała w ostatnim finale Ligi Mistrzów dwóch przedstawicieli, to piłkarskie święto.


– Chciałbym wygrać z Leicesterem 1:0. Jesteśmy gotowi na to, że rywal swojego stylu gry nie zmieni, bo tak było do tej pory. Niezależnie z kim rywalizował. Będą się starali wykorzystywać nasze błędy. Na to musimy być uczuleni. W takim meczu trzeba dobrze bronić, umiejętnie operować piłką i budować atak pozycyjny – mówił na konferencji prasowej przed dzisiejszym meczem z Leicester City, Czesław Michniewicz, szkoleniowiec Legii Warszawa. Wizyta przy Łazienkowskiej klubu który w zeszłym sezonie rywalizował – jak równy z równym – w czołówce Premier League, to piłkarskie święto. W końcu do stolicy przyjechał zespół z ligi, która miała dwóch przedstawiciele w ostatnim finale Ligi Mistrzów. Dość powiedzieć, że „Lisy” na ostatniej prostej, o jeden punkt, przegrały rywalizację o Champions League z… Chelsea. Czyli zespołem, który chwilę później zdobył najważniejsze europejskie trofeum.

Zaangażowanie, organizacja i bez Boruca

W ogóle przed tym spotkanie, chcą myśleć o dobrym występie, nie można myśleć o Legii Warszawa z boisk ekstraklasy. Należy sobie przypomnieć „Wojskowych” z dotychczasowej rywalizacji z europejskich pucharach, choć należy pamiętać, że o ile w meczach z Dinamem Zagrzeb, Slavią Praga i Spartakiem Moskwa różnica w potencjale drużyn była mniejsza lub większa, to teraz jest kolosalna, a najlepiej świadczą o tym słowa trenera Michniewicza.

– Mamy bardzo dobrych piłkarzy, ale zagramy z piłkarzami wybitnymi – nie pozostawia wątpliwości opiekun stołecznego zespołu.

– Zobaczymy w tym meczu gdzie i ile nam do takiego zespołu brakuje – dodaje opiekun Legii, który zdaje sobie sprawę z tego, że jego drużyna będzie musiała wykonać ogromną pracę bez piłki.

– Zwracaliśmy uwagę na posiadanie Leicesteru. W ostatnim meczu, z Burnley, mieli 68 procent. Ponadto tempo rozgrywania akcji jest bardzo wysokie. Czym możemy się przeciwstawić? Zaangażowaniem i organizacją gry – podkreślił Michniewicz, który przedstawił też sytuację zdrowotną w zespole.

Zgodnie z wcześniejszymi informacjami w dzisiejszym meczu nie zagra Artur Boruc, który narzeka na ból pleców.

– Przechodzi badania, a po nich otrzymamy diagnozę. Na dziś nie ma możliwości, by normalnie trenował – rozwiał wszelkie wątpliwości trener warszawskiego zespołu, a zatem między słupkami bramki Legii stanie Cezary Miszta, który otrzyma szansę rehabilitacji za błąd popełniony w meczu z Rakowem Częstochowa. Trzeba przyznać, że o lepszej scenie, aniżeli mecz z Leicester City, dla zmazania plamy za poprzedni występ trudno nawet pomarzyć.

– Dla Czarka to będzie fajny mecz. Na pewno nie zabraknie dla niego pracy, a całym zespołem postaramy mu się pomagać. Bramkarze nie lubią meczów, w których się nic nie dzieje – puszcza oko w swoim stylu Michniewicz, który sam był bramkarzem. Mecze w Pucharze UEFA, w barwach Amiki Wronki, oglądał jednak z ławki rezerwowych.

Limit pomyłek wyczerpany

Występy w dzisiejszym meczu Luquinhasa i Andre Martinsa, dwóch ważnych dla Legii zawodników, jeżeli chodzi o grę w środku pola, stoją pod znakiem zapytania. Pierwszy z wymienionych nie trenował. Ciągle odczuwa ból mięśnia czworogłowego,a drugi nie jest do końca pewien swojej dyspozycji po przebytym ostatnio urazie. Portugalczyk zagrał wprawdzie 57. minut w meczu z Rakowem Częstochowa, ale jego dyspozycja w tym meczu była, delikatnie mówiąc, daleka od ideału, co świadczy o tym, że w pełni zdrów gracz ten jeszcze nie jest. Pozostali gracze mistrza Polski są gotowi do gry i – jak twierdzi trener Michniewicz – bardzo zmotywowani. A także przygotowani pod względem taktycznym.

Sztab szkoleniowy Legii rozpracował bowiem rywala na czynniki pierwsze.



– Obejrzałem wszystkie mecze Leicesteru z tego sezonu. Niektóre bardzo wnikliwie. Wymieniliśmy się również z Napoli materiałami z kamery taktycznej. Daliśmy im mecz ze Spartakiem, a oni przesłali nam starcie z „Lisami”. Mamy pełen obraz najbliższego rywala. Musimy być do tego meczu przygotowani perfekcyjnie pod każdym względem – podkreślił Michniewicz, który dodał, że od wielu lat śledzi trenerską karierę Brendana Rodgersa, czyli opiekuna Leicesteru.

– Interesowała mnie jego filozofia jeszcze z czasów w Swansea. Śledziłem jego karierę, gdy pracował w Chelsea… – i w tym miejscu w wypowiedzi trenera Legii Warszawa, pewnie przez emocje związane z dzisiejszym meczem, wkradła się pomyłka. Otóż Brendan Rodgers nigdy na Stamford Bridge nie pracował. Michniewiczowi chodziło pewnie o czas, gdy północnoirlandzki szkoleniowiec był menedżerem Liverpoolu. Cóż, każdemu pomyłka może się przytrafić, a nam pozostaje wierzyć, że opiekun Legii wyczerpał za swój zespół limit wpadek związanych z rywalizacją z drużyną z Premier League.


Na zdjęciu: Dziś, przy Łazienkowskiej, musowo musi zagrać ta Legia z europejskich pucharów. O tej z ekstraklasy nawet nie wspominajmy.

Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus