Liga Europy. Ostatnia prosta do Gdańska

W majowym finale drugich rozgrywek na „Starym kontynencie” na pewno nie zabraknie poważnej europejskiej firmy.

Już tylko cztery zespoły pozostały w walce o finał Ligi Europy, który 26 maja rozegrany zostanie w Gdańsku. W gronie tym znajdują się dwa zespoły z Anglii i po jednej drużynie z Włoch i Hiszpanii. Pewni zatem możemy być tego, że do Polski, by stoczyć bój o drugie najważniejsze trofeum w europejskiej piłce klubowej, przyjadą kluby z najlepszych europejskich lig. Czy będą to dwa zespoły z Premier League? Pewne jest jedno, w decydującej rozgrywce nie zabraknie klubu, który ma na swoim koncie np. występ finale w Pucharu Europy. W pierwszej, ciekawiej zapowiadającej się parze, zmierzą się Manchester United i AS Roma.

Trenerskie roszady

„Czerwonych Diabłów” nikomu przedstawiać nie trzeba. Puchar Europy zespół ten wygrał trzy razy, a pięć razy występował w finale. AS Roma z kolei grała w finale PEMK w 1984 roku, a także ma na swoim koncie triumf w Pucharze Miast Targowych. I właśnie z tego powodu rzymianie chcą raz jeszcze zagrać o coś wielkiego. PMT był – przypomnijmy – poprzednikiem Pucharu UEFA, który był… poprzednikiem Ligi Europy. Roma trofeum to zdobyła w 1961 roku, a więc równo 50 lat temu! W finałowym dwumeczu pokonała rywala z Anglii – Birmingham City. Co ciekawe równo 30 lat temu „giallorossi” ostatni raz grali w finale europejskich rozgrywek. W pucharze UEFA w bratobójczym starciu nie sprostali Interowi Mediolan. Dlatego teraz tak bardzo marzą o wyeliminowaniu Manchesteru United. Najbardziej marzy o tym trener Paulo Fonseca, który dwa lata pracy w klubie przypieczętowałby mocnym akcentem. Mówi się bowiem, że jego los jest przesądzony, a nowym szkoleniowcem Romy zostanie Maurizio Sarri. Wiele wskazuje jednak na to, że Fonseca nie pozostanie bez pracy zbyt długo, bo ma zostać nowym trenerem innego z… półfinalistów Ligi Europy czyli Arsenalu. Na wylocie z Emirates Stadium od dłuższego czasu jest przecież Mikel Arteta, którego jednak może uratować finał, a najlepiej wygranie Ligi Europy.

Emery, czyli coś do udowodnienia

Na pierwszy rzut oka wyzwanie Arsenalu nie wygląda nadzwyczajnie trudno. Ale są przynajmniej trzy argumenty mówiące o tym, że „Kanonierzy” nie będą mieli w starciu z Villatrrealem łatwo, choć zmierzą się przecież z dopiero siódmym zespołem La Liga. Po pierwsze sami zajmują dopiero 10. miejsce w Premier League i to, że dotarli tak wysoko w LE jest lekkim zaskoczeniem. Po drugie Villarreal gra na międzynarodowej arenie rewelacyjnie. W tym sezonie wygrał 11 meczów, a jeden zremisował. I wreszcie po trzecie trenerem „żółtej łodzi podwodnej” jest były szkoleniowiec Arsenalu, [Unai Emery]. Bask prowadził „Kanonierów” od maja 2018 do listopada 2019 roku. Zajął z nimi 5. miejsce w Premier League i doprowadził do finału Ligi Europy, ale najczęściej był krytykowany. Jego średnia punktowa wynosiła 1,9 na spotkanie, podczas gdy średnia Artety, to 1,78 „oczka” na mecz.

Różnica niewielka, ale Emery chce udowodnić, że zwolnienie go z Arsenalu było błędem.

– Na pewno nasza współpraca zakończyła się w niepożądanych okolicznościach. Byliśmy w finale Ligi Europy. Teraz chcę ją wygrać, dla siebie i dla Villarrealu – powiedział Emery. Co ciekawe trener ten ma niewiarygodną wręcz skuteczność w zmaganiach rozgrywanych systemem pucharowym. W swojej trenerskiej karierze wygrał 28 z 31 takich konfrontacji! W latach 2014-16 trzy razy z rzędu wygrał Ligę Europy z Sevillą i grał już finał w Polsce, kiedy to w 2015 roku jego zespół pokonał Dnipro Dniepropietrowsk na Stadionie Narodowym w Warszawie. Teraz by zagrać w Gdańsku, to najpierw musi tam awansować eliminując Arsenal.

Półfinały Ligi Europy
Czwartek, 29 kwietnia, godz. 21.00

Manchester United – AS Roma

Sędzia Carlos del Cerro Grande (Hiszpania).

Villarreal – Arsenal

Sędzia – Artur Soares Dias (Portugalia).

Rewanże 6 maja.


Fot. PressFocus