Liga Europy. Trochę… NieStandardowo!

Lech Poznań całkowicie zasłużenie, a może nawet nieco zbyt… skromnie, pokonał belgijskiego rywala odnosząc pierwsze zwycięstwo w Lidze Europy.



Bez wracających po kontuzjach Jakuba Kamińskiego i Djordje Crnomarkovicia, którzy zaczęli mecz na ławce rezerwowych, ale z Pedro Tibą rozpoczął Lech Poznań starcie trzeciej kolejki fazy grupowej Ligi Europy ze Standardem Liege.

Brak portugalskiego pomocnika przed tygodnie, w starciu z Rangers FC, był bardzo widoczny, bo w Szkocji zespół z Poznania miał duże problemy z kreowaniem sytuacji w ofensywie. O tym, jak w tym elemencie Tiba jest ważnym zawodnikiem w ekipie „Kolejorza” przekonaliśmy się już w 14. minucie spotkania.

Mecz zespół z Belgii zaczął od wysokiego pressingu, ale nasza drużyna była na to przygotowana i sprawnie oddaliła rywala od własnego pola karnego. Po to, by zaatakować.

Od nogi do nogi

I właśnie Tiba, w sposób znany tylko sobie, dostrzegł złe ustawienie rywala w defensywie, a na dodatek wypatrzył, że akcję z prawej strony zamyka Michał Skóraś. Portugalczyk subtelnie posłał piłkę z głębi pola za plecy obrońców Standardu, a niepilnowany kolega z zespołu od razu zrozumiał, o co chodzi. Poszedł na futbolówkę odważnie i głową skierował ją do siatki.

Po zdobyciu gola Lech zyskał sporo pewności siebie i przed kilka minut potrafił zdominować rywala. Do tego stopnia, że zdołał podwyższyć swój kapitał. Tym razem zaczęło się od podania Jakuba Modera. Nie było ono celne, ale piłka wróciła pod nogi pomocnika reprezentacji Polski, który kolejnym zagraniem posłał w bój Tymoteusza Puchacza.

Futbolówka wędrowała od nogi do nogi, aż wreszcie Puchacz dograł przed bramkę, gdzie goście nie potrafili upilnować Mikaela Ishaka. Szwedzki napastnik w takich momentach nie przebacza i po chwili, wraz z kolegami, cieszył się ze swojego trzeciego trafienia w tej edycji Ligi Europy.

O ile pierwszy gol dobrze podziałał na Lecha, o tyle druga bramka już niekoniecznie. Zbyt wiele swobody przed polem karnym zostawili podopieczni Dariusza Żurawia, Noe Dussenne. Belg strzeli w słupek, a piłka trafiła następnie w plecy interweniującego Filipa Bednarka. Golkiper Lecha pewnie zdążyłby ją złapać i gola by nie było, ale wcześniej doskoczył do futbolówki Maxime Lestienne i z kilkunastu centymetrów wpakował ją do siatki.

Chwilę później bardzo niebezpiecznie zrobiło się w polu karnym Lecha, bo fatalnie zachował się Bednarek, który zupełnie się pogubił. I, gdyby gracze Standardu zachowali więcej zimnej krwi, to padłby wyrównujący gol.

Trzy, a mogło być więcej

Tak się jednak nie stało i bramkarz Lecha mógł mówić o dużym szczęściu. Ale przede wszystkim zespół z Poznania potrafił w tym spotkaniu grać efektownie i skutecznie. Na początku drugiej odsłony Ishak zagrał między nogami jednego z rywali do Daniego Ramireza i pobiegł w pole karne.

Hiszpan od razu uruchomił niezwykle aktywnego w tym spotkaniu Puchacza, który kolejny raz świetnie obsłużył Ishaka. Szwed znakomicie znalazł się między obrońcami belgijskiego zespołu i uderzył z pierwszej piłki. Bramkarz Standardu, Arnaud Bodart nawet nie mrugnął i Lech prowadził 3:1. Ty razem po zdobyciu gola gospodarze nie zachowali się nonszalancko. A na dodatek dążyli do tego, aby strzelić kolejną bramkę.

Blisko było w 66. minucie spotkania, kiedy to Ishak – trochę przypadkowo – znalazł się sam przed golkiperem gości. Przerzucił nad nim piłkę, ale z linii bramkowej, co pokazała następnie analiza Goal Line Technology (w LE nie ma VAR-u), wybił ją Mereveille Bokadi.

Mimo to „Kolejorz” miał spotkanie pod kontrolą, a belgijski rywal praktycznie w ogóle nie zagrażał jego bramce. Gospodarze, do końca spotkania, grali bardzo odpowiedzialnie i ekonomicznie, a na dodatek mogli podwyższyć prowadzenie. W sytuacji „sam na sam”, po kolejnej efektownej akcji, znalazł się Kamiński, ale trafił wprost w Bodarta.

W samej końcówce ekipa z Liege miała praktycznie jedyną dobrą sytuację w drugiej połowie, ale tym razem świetnie zachował się Bednarek. Lech odniósł pierwsze, całkowicie zasłużone, a może nawet nieco zbyt… skromne zwycięstwo w fazie grupowej Ligi Europy.


Grupa D

Lech Poznań – Standard Liege 3:1 (2:1)

1:0 – Skóraś, 14 min (głową), 2:0 – Ishak, 22 min, 2:1 – Lestienne, 29 min, 3:1 – Ishak, 48 min.

Sędziował Manuel Schuettengruber (Austria). Żółte kartki: Ramirez, Muhar – Gavory, Bastien, Dussenne.

LECH: Bednarek – Czerwiński, Szatka, Rogne, Puchacz – Skóraś (62. Sykora), Tiba (81. Muhar), Moder, Marchwiński (62. Marchwiński) – Ramirez (81. Awaed) – Ishak (81. Kaczarawa). Trener Dariusz ŻURAW.

STANDARD: Bodart – Jans, Bokadi, Dussenne, Gavory (46. Siquet) – Raskin (73. M. Carcela-Gonzalez), Bastien, Cimirot (88. J. Carcela-Gonzalez) – Balikwisha, Amallah (59. Boljević), Lestienne (73. Oulare). Trener Philippe MONTANIER.




Benfica Lizbona – Rangers FC 3:3 (1:2)

1:0 – Goldson (1. sam.), 1:1 – Goncalves (24. sam.), 1:2 – Kamara (25), 1:3 – Morelos (51), 2:3 – Silva (77). CK: Otamendi (18. – Benfica), 3:3 – Nunez (90+1).

1. Benfica 3 7 10:5
2. Rangers 3 7 6:3
3. Lech 3 3 5:6
4. Standard 3 0 1:8
Następne mecze (26.11): Standard – Lech, Rangers – Benfica.


1806
Dni
czekaliśmy na zwycięstwo polskiej drużyny w fazie grupowej Ligi Europy. 26 listopada 2015 roku, czyli niemal pięć lat temu, Legia Warszawa pokonała FC Midtjylland.



Na zdjęciu: Michał Skóraś (z lewej) zaczął strzelanie w starciu ze Standardem. Mikael Ishak (w środku) zdobył dwa kolejne gole.

Fot. Paweł Jaskółka/Pressfocus