Liga Mistrzów. Czas na finał!

W drodze do finału Real w dramatycznych okolicznościach wyeliminował dwa angielskie zespoły. Liverpool poradził sobie z kolei z jednym hiszpańskim przeciwnikiem.


Wielu kibiców i ekspertów przed dzisiejszym finałem Ligi Mistrzów zadaje sobie pytanie czy „Królewscy” wyczerpali już swój limit szczęścia? To wręcz niewiarygodne w jaki sposób zespół Carlo Ancelottiego znalazł się w decydującej rozgrywce. „Los Blancos” już po raz 17 w historii zagrają w finale Pucharu Europy, który wygrali rekordową liczbę 13 razy. Droga do Paryża, choć do pewnego momentu, konkretnie do końcówki lutego, wiodła ona do Sankt Petersburga, była dla Realu niebywale wręcz wyboista. Już w 1/8 finału „Królewscy” przegrali pierwszy mecz z PSG, a w rewanżu do 60. minuty przegrywali 0:1. Trzy gole Karima Benzemy spowodowały, że zespół Ancelottiego odwrócił losy rywalizacji i zameldował się w ćwierćfinale w którym w pierwszym meczu wygrał w Londynie 3:1 i był spokojny przed rewanżem. Zbyt spokojny.

Przegrali z… Sheriffem Tyraspol

Chelsea prowadziła na Santiago Bernabeu… 3:0. Na dziesięć minut przed końcem meczu Rodrygo doprowadził jednak do dogrywki, w której gola na wagę półfinału strzelił Benzema. Real mecz przegrał, ale bramkami awansował dalej i w rywalizacji z Manchesterem City powoli żegnał się z rozgrywkami. Po 4:3 dla Anglików u siebie, w rewanżu zespół Guardioli prowadził na wyjeździe 1:0. Wszystko w 90 minucie spotkania! Wtedy Rodrygo strzelił dwa gole w odstępie kilkudziesięciu sekund i znów jego drużyna urwała się ze stryczka. W dogrywce niezawodny Benzema znów trafił na wagę awansu. Jakkolwiek zakończy się dzisiejszy finał pewne jest jedno, kibice Realu tę edycję Ligi Mistrzów zapamiętają na długo. Również z tego powodu, że w fazie grupowej ich ulubieńcy przegrali u siebie z… Sheriffem Tyraspol, czyli mistrzem Mołdawii.

Liverpool przez takie perturbacje nie przechodził. Grupę wygrał z kompletem punktów. Trochę strachu w rewanżowym meczu 1/8 finału napędził „The Reds” zespół mediolańskiego Interu, ale w ćwierćfinale zespół Juergena Kloppa spokojnie poradził sobie z Benfiką Lizbona. W półfinale tylko przed przerwą rewanżowego meczu było niespokojnie, bo Villarreal odrobił dwubramkową stratę. W drugiej połowie „The Reds” wrócili jednak na właściwe tory, strzelili trzy bramki i po raz 10 w historii zameldował się w decydującej rozgrywce. Więcej razy od ekipy z Anfield Stadium w finałach grał tylko Real, Bayern Monachium i AC Milan. Drużyny z Włoch i Niemiec rywalizowały w takim meczu po 11 razy. Sześciokrotnie jak dotąd „The Reds” wznosili w górę trofeum.

Komfortowa sytuacja

Tak się składa, że w tegorocznym finale zagrają zespoły, które wygrywały trofeum rok po roku, a więc w 2018 (Real) i 2019 roku (Liverpool). Ponadto zmierzą się między sobą trenerzy, którzy mają już na swoim koncie triumf w Lidze Mistrzów. Carlo Ancelotii wygrywał 3 razy, a Juergen Klopp raz. Po raz ostatni finał z udziałem dwóch szkoleniowców, którzy wcześniej zdobywali to trofeum miał miejsce w 2011 roku. Wówczas na Wembley zmierzyli się Pep Guardiola i Sir Alex Ferguson. Warto dodać, że zarówno Ancelotti jak i Klopp znają gorycz porażki w finałowym starciu. Włoch przegrał finał w 2005 jako trener Milanu z… Liverpoolem, a Niemiec poległ – w 2018 roku, prowadząc Liverpool, z… Realem. Klopp przegrał również finał w 2013 roku z Bayernem Monachium, kiedy był szkoleniowcem Borussii Dortmund. Ponadto Ancelotii z Milanem pokonał Liverpool w 2007 roku w Atenach.

Obaj szkoleniowcy mają przed sobotnim spotkaniem praktycznie komfortową sytuację kadrową. Carlo Ancelotti potwierdził, że wszyscy piłkarze są dostępni do gry łącznie z Marcelo, który miał problemy z łydką. – Jeśli będzie trzeba zagram na 50 tysięcy procent – powiedział Brazylijczyk. Jeżeli chodzi o Liverpool, to wyłączony z gry od dłuższego czasu jest Divock Origi, ale zawodnik ten raczej nie byłby brany pod uwagę przez Kloppa w kontekście ustalania wyjściowej jedenastki. Pod znakiem zapytania stoi występ Thiago Alcantary. Brazylijczyk, jeżeli będzie gotowy, to tak zacznie mecz w gronie rezerwowych.


3 RAZY w finale Ligi Mistrzów zmierzą się zespoły Liverpoolu i Realu Madryt. W 1981 roku w Paryżu wygrali Anglicy 1:0 po golu Allana Kennedy’ego. W 2018 roku w Kijowie górą był Real, który triumfował 3:1. Gole dla „Królewskich” zdobywali Karim Benzema i Gareth Bale (dwa), a dla „The Reds” trafił Mohamed Salah.


Finał Ligi Mistrzów

Sobota, 28 maja, godz. 21.00, Paryż (Saint-Denis), Stade de France

LIVERPOOL FC – REAL MADRYT
Sędzia – Clement Turpin (Francja).

Transmisja Polsat Sport Premium (studio i mecz od 18.00), TVP Sport (studio od 19.45), TVP 1 (studio i mecz od 20.30).

Przypuszczalne składy
LIVERPOOL: Alisson – Alexander-Arnold, van Dijk, Konate, Robertson – Henderson, Fabinho, Keita – Salah, Mane, Diaz.
REAL: Courtois – Carvajal, Eder Militao, Nacho, Mendy – Modrić, Casemiro, Kroos – Valverde, Benzema, Vinicius Junior.


Gospodarz z gwizdkiem

Francuz Clement Turpin, 40-letni prawnik z Ouillins, poprowadzi finał 67. edycji Pucharu Europy. To pierwszy od 31 lat i pierwszy w erze Ligi Mistrzów przypadek, że decydujące starcie sędziować będzie arbiter pochodzący z kraju gospodarza finału. Po raz ostatni coś podobnego miało miejsce w 1991 roku, kiedy to spotkanie w Bari pomiędzy Crveną Zvezdą Belgrad, a Olympique Marsylia prowadził Włoch Tulio Lanese. Turpin będzie ponadto pierwszym francuskim rozjemcą finału Ligi Mistrzów w erze tych rozgrywek. Ostatnim sędzią z tego kraju, który gwizdał w decydującym starciu Pucharu Europy był Michel Vautrot. Poprowadził pojedynek Steauy Bukareszt z Barceloną w 1986 roku.


Na zdjęciu: Real z Liverpoolem w finale Champions League zmierzyły się przed 4 laty w Kijowie.
Fot. Pressfocus.pl