Liga Mistrzów. Dyspozycja Chelsea po ligowym laniu zagadką

Kibice Chelsea obawiają się środowego spotkania w Lidze Mistrzów. Bo w miniony weekend zespół z dolnej połowy Premier League zrobił z „The Blues” marmoladę.


W przeciwieństwie do dwóch wczorajszych angielskich ćwierćfinalistów Ligi Mistrzów dzisiejszy nie jest już za bardzo zainteresowany walką o triumf w Premier League. Wprawdzie Chelsea ma jeszcze szanse na to, by wygrać rozgrywki, ale są to szanse czysto matematyczne. Dlatego też zespół prowadzony przez trenera Thomasa Tuchela powinien skupić się na tym, by obronić tytuł najlepszej drużyny w Europie. Czy tak rzeczywiście jest?

Sądząc po tym, co wydarzyło się w miniony weekend – tak. Chelsea wręcz skompromitowała się w starciu ligowym z Brentfordem. Przegrała 1:4 i była to pierwsza domowa porażka w ligowym spotkaniu przed własną publicznością od września zeszłego roku. Wówczas „The Blues” okazali się gorsi od Manchesteru City, a tamten mecz przegrali 0:1. Ostatni raz różnicą trzech bramek na Stamford Bridge, „Niebiescy” przegrali w lidze w kwietniu 2021 roku, kiedy to sensacyjnie, 2:5, ulegli West Bromwich.

Po kompromitacji nie zabrakło pytań o skalę porażki. W kontekście starcia z Realem Madryt w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. – To nie taki pierwszy nasz przypadek po międzynarodowej przerwie, zajęło nam trochę czasu zanim znaleźliśmy swój rytm. Brakowało nam energii i nie robiliśmy rzeczy, które zwykle nas wzmacniają. Wyglądaliśmy na zmęczonych, fizycznie i psychicznie – powiedział Thomas Tuchel, trener Chelsea, który stwierdził, że kluczowy czas dla losów spotkania miał miejsce pomiędzy 50, a 60 minutą.

– Straciliśmy kontrolę nad meczem w ciągu 10 minut, w tym okresie wpuściliśmy trzy gole i przegraliśmy mecz. To bardzo frustrujące, ponieważ dzięki bramce Toniego wyszliśmy na prowadzenie i do tego momentu mieliśmy całkowitą kontrolę – podkreślił niemiecki szkoleniowiec. Przy[pomnijmy, że Chelsea strzeliła gola w 48. minucie spotkania i przed dwie minuty prowadziła.

Następnie jednak Brentford przejął inicjatywę. I właśnie tym najbardziej przed dzisiejszym meczem z Realem Madryt zaniepokojeni są kibice z niebieskiej części Londynu. Skoro drużyna, która niedawno awansowała do Premier League jest w stanie zdominować Chelsea i strzelić jej trzy gole w ciągu dziesięciu minut, a następnie dołożyć kolejne trafienie, to co będzie, jeżeli naprzeciw „The Blues” stanie tak potężny zespół, jak Real Madryt?

Wiele wskazuje na to, że zespół ze stolicy Hiszpanii ma bardzo dobrze rozpracowanego rywala. Do tego stopnia, że wokół Realu Madryt mówi się obecnie o czymś zupełnie innym, aniżeli o najbliższym spotkaniu. Otóż kibice interesują się przyszłością Kyliana Mbappe. Od dłuższego czasu w powietrzu wisi transfer Francuza z PSG właśnie do madryckiego klubu. Wczoraj pojawiły się informacje, że młody piłkarz przedłuży swoją umowę z paryskim klubem.

– Ciągle nie podjąłem decyzji. Zastanawiam się, ponieważ pojawiły się nowe elementy. Nie chcę się pomylić. Chcę podjąć poprawną decyzję. Wiem, że dla ludzi to trwa długo. Czy pozostanie w PSG jest możliwe? Tak, oczywiście – podkreślił mistrz świata z 2018 roku, a taka deklaracja nie za bardzo podoba się wszystkim związanym z Realem Madryt. Przypomnijmy, że hiszpański klub jest mocno zdeterminowany, by pozyskać gracza PSG już w najbliższym okienku transferowym, czyli w tym, który obowiązywać będzie latem.

Taka postawa wydaje się jednak dziwna. Wygląda na to, że przed rywalizacją z Chelsea w LM zespół z Madrytu jest zbyt pewny siebie. A coś podobnego może okazać się bardzo zgubne. Zespół z Londynu, z całą pewnością, pomimo własnych problemów, dziś się nie położy. Zresztą już w ubiegłym sezonie „The Blues” nie byli faworytami kolejnych starć w fazie pucharowej Ligi Mistrzów. Ale potrafili dotrzeć do samego finału i go wygrać.


Ćwierćfinał Ligi Mistrzów

Środa, 6 kwietnia, godz. 21.00

CHELSEA FC – REAL MADRYT

Sędzia – Clement Turpin (Francja).

Rewanż 12 kwietnia.



Na zdjęciu: Chelsea ma swoje problemy, ale pokazało – choćby w poprzednim sezonie – że potrafi się z nimi uporać.

Fot. PressFocus