Liga Mistrzów. „Lewy” kontra „The Special One”

 

W tej grupie pozostała jedna, ale drugorzędna niewiadoma. Olympiakos Pireus podejmie w meczu o pozostanie w europejskich pucharach Crveną Zvezdę Belgrad i jeżeli chce wiosną zagrać w 1/16 finału Ligi Europy, to musi wygrać.

Nas jednak zdecydowanie bardziej interesuje to, co wydarzy się na Allianz Arenie w Monachium. Wprawdzie Bayern jest pewien pierwszego miejsca w grupie, a Tottenham tego, że awansuje do 1/8 finału, ale starcie niemiecko-angielskie niesie za sobą kilka smaczków.

Pierwszym z nich jest to, co w drugiej kolejce fazy grupowej wydarzyło się w Londynie. „Die Roten” zmasakrowali „Koguty”, aplikując im aż siedem bramek. Serge Gnabry, który strzelił cztery gole, a także autor dwóch trafień, Robert Lewandowski, pewnie śnili się po nocach Mauricio Pochettino, ówczesnemu trenerowi Tottenhamu, a także jego piłkarzom.

Nie mógł uwierzyć

Dziś w stolicy Bawarii zespół londyński zagra już pod wodzą Jose Mourinho, który ma mieszane uczucia, kiedy wspomina rywalizację z Bayernem. Gdy był trenerem Chelsea w sezonie 2004/05 jego drużyna wyeliminowała niemieckiego rywala z Ligi Mistrzów.

Pięć lat później w finale Champions League w Madrycie prowadzony przez Portugalczyka Inter Mediolan pokonał 2:0 Bayern. I to by było na tyle, jeżeli chodzi o miłe chwile. W sezonie 2011/12 „The Special One” był już trenerem Realu Madryt i miał wygrać Ligę Mistrzów. W półfinale trafił na Bayern, który pierwszy mecz, u siebie, wygrał 2:1. W rewanżu, po 120 minutach rywalizacji, padł taki sam rezultat, choć po 14 minutach „Królewscy” prowadzili 2:0.

W rzutach karnych nastąpił dramat Realu. Manuel Neuer bronił strzały Ronaldo i Kaki, a Sergio Ramos nie trafił w bramkę. Monachijczycy również się mylili, ale nie tak często, i to oni znaleźli się w finale, który – karnymi zresztą – przegrali z… Chelsea. Wracając jednak do półfinału, to świat obiegły zdjęcia klęczącego przy linii bocznej Mourinho, który nie potrafił uwierzyć w to, co się stało.

Przypomnijmy, że wygranie Ligi Mistrzów z Realem Madryt było największym wyzwaniem i wielkim, do dziś niespełnionym marzeniem Mourinho. W omówionym przypadku na przeszkodzie stanął Bayern właśnie, a rok później, w sezonie 2012/13, piłkarz, który… broni dziś barw monachijskiego klubu.

Zasługiwał na uznanie

Mowa, rzecz jasna, o Robercie Lewandowskim. Nieco ponad sześć lat temu, w kwietniu 2013 r., podobnie jak teraz, Mourinho przyjechał ze swoją drużyną na mecz Ligi Mistrzów do Niemiec. Nie jednak do Bawarii, a do Westfalii. To był pierwszy mecz półfinałowy rozgrywek, a polski napastnik, wówczas Borussii Dortmund, zaaplikował drużynie Mourinho cztery gole. – Wiemy, jak gra Lewandowski. Nie upilnowaliśmy go. Ten chłopak zasługuje na uznanie – powiedział po tamtym spotkaniu o Polaku szkoleniowiec „Los Blancos”.

Aby zakończyć wątek starć Portugalczyka z Bayernem należy jeszcze wspomnieć mecz, mający miejsce ledwie cztery miesiące po konfrontacji, w której „Lewy” cztery razy wpisał się na listę strzelców. W sierpniu 2013 roku Mourinho na powrót był trenerem Chelsea, która w starciu o Superpuchar Europy w Pradze zmierzyła się monachijskim rywalem.

I kolejny raz „The Special One” musiał przełknąć gorycz porażki. Bayern w doliczonym czasie dogrywki wyrównał na 2:2, a następnie okazał się lepszy w rzutach karnych. Dziś serii „jedenastek’ na pewno nie będzie, ale kibiców – jeżeli trenerzy nie zdecydują się na eksperymenty – czeka kolejny pojedynek czołowych napastników świata, czyli Roberta Lewandowskiego i Harry’ego Kane’a. Goli, co pokazały poprzednie mecze w tej grupie, zabraknąć nie powinno. W pięciu meczach Bayernu padło bowiem aż 25 bramek 28 trafień oglądali kibice w pięciu spotkaniach z udziałem Tottenhamu.

 

Na zdjęciu: Robert Lewandowski był w swojej karierze bezlitosny zarówno dla Jose Mourinho, jak i dla Tottenhamu. Jak będzie dziś?