Liga Mistrzów. Manchester City pobije rekord?

Bayern Monachium, w 2009 roku, rozbił w dwumeczu Ligi Mistrzów zespół Sportingu Lizbona aż 12:1. Manchester City ma szansę, by tamtemu wynikowi dorównać.


Oczywiście nikt nie ma wątpliwości, że Manchester City awansuje do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Gdyby zespół Sportingu Lizbona był w stanie odrobić pięć bramek straty na terenie przeciwnika, to bylibyśmy świadkami ogromnej sensacji. Kto wie, czy nie największej w historii Champions League. „Obywatele”, ponadto, są w bardzo wysokiej dyspozycji, co pokazali w minioną niedzielę. Kiedy to w derbowym starciu Premier League rozbili aż 4:1 Manchester United.

Co zatem może wydarzyć się w najbliższym spotkaniu. Nie można zakładać, że drużyna z Portugalii położy się na murawie, ale warto zerknąć na rekordy Ligi Mistrzów. Konkretnie chodzi o to, jaka była największa różnica między dwoma zespołami w fazie pucharowej rozgrywek.

Spoglądamy na taką statystykę zupełnie nieprzypadkowo. Był sezon 2008/09/. W 1/8 finału wpadły na siebie Bayern Monachium i… Sporting Lizbona. Pierwszy mecz rozgrywano w stolicy Portugalii i ekipa z Niemiec nie pozostawiła „Lwom” złudzeń. Wygrała… 5:0, czyli dokładnie w takim samym stosunku, w jakim w lutym wygrał ze Sportingiem zespół Manchesteru City.

Szkoleniowcem Bayernu był wówczas Juergen Klinsmann. Po dwa gole zdobyli Franck Ribery i Luca Toni, a jedno trafienie dołożył Miroslav Klose. „Die Roten” byli przed rewanżem w komfortowej sytuacji. Nie musieli nawet drugiego spotkania wygrywać, ale postanowili dać satysfakcję 65 tysiącom kibiców, którzy mimo pewnego rozstrzygnięcia zasiedli na trybunach Allianz Areny. Monachijczycy zagrali w tym spotkaniu, jak z nut, a przedstawienie rozpoczął, zdobywając dwa gole w pierwszej połowie, Lukas Podolski.

Co działo się dalej? Do przerwy Bayern prowadził 4:1, a w drugiej połowie strzelił kolejne trzy bramki. Łącznie zatem,w dwumeczu, wygrał 12:1 i jest to do dziś niepobity rekord fazy pucharowej Ligi Mistrzów. Abyśmy byli jednak bardziej precyzyjni, to w historii rywalizacji o Puchar Europy najbardziej rywala zmasakrował… inny zespół z Lizbony. Benfica, w sezonie 1965/66, nie miała litości dla rywala z Luksemburga. W pierwszym meczu ze Stade Dudelange wygrała 8:0, na wyjeździe, a w rewanżu rozbiła przeciwnika 10:0.

Co ciekawe legendarny Eusebio w pierwszym meczu nie strzelił ani jednego gola. Pewnie tylko i wyłącznie dlatego, że w tym spotkaniu nie wystąpił. W rewanżu w Lizbonie „Czarna perła z Mozambiku” już zagrała i czterokrotnie wpisała się na listę strzelców.

Sporting na rewanż do Manchesteru przybył bez kilku zawodników. Daniel Braganca i Pedro Goncalves są kontuzjowanu, a Matheus musi odcierpieć pauzę za żółte kartki. Pep Guardiola, opiekun Manchesteru City, również nie ma zbyt komfortowej sytuacji kadrowej, ale akurat w przypadku jego drużyny nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wprawdzie w szeregach „Obywateli” zabraknie Nathana Ake, Rubena Diasa, Benjamina Mendy’ego i Cole’a Palmera, ale takie ubytki nie powinny stanowić dla „The Citizens” najmniejszego kłopotu.

Kadra finalisty Ligi Mistrzów z poprzedniego sezonu jest bardzo szeroka i znajduje się w niej wielu zawodników, którzy każdego z wyżej wymienionych, o każdej porze dnia i nocy, potrafią wartościowo zastąpić.

Riyad Mahrez, pomocnik z Algierii, jest najlepszym dowodem na to, że Manchester City ma bardzo szeroką i wyrównaną kadrę. Jeszcze niedawno zawodnik z Afryki nie był pewien miejsca w składzie, ale ostatnio grywa regularnie. Manchesterowi United strzelił dwa gole i – być może – były to jego ostatnie w karierze derby.

Wczoraj pojawiły się informacje, że zawodnik ten po sezonie może odejść z Manchesteru City. Podobno parol na tego piłkarza zagięły dwa kluby. Chelsea i Paris Saint-Germain. Samemu zainteresowanemu pewnie bliżej jest do Paryża. Na świat przyszedł bowiem w Sarcelles, miejscowości położonej na północnych przedmieściach stolicy Francji.


1/8 finału LM

Środa, 9 marca, godz. 21.00

Manchester City – Sporting Lizbona

Sędzia – Halil Umut Meler (Turcja).

Pierwszy mecz: 5:0.


Fot. PressFocus