Liga Mistrzów. Pogodzeni z losem?

Chelsea nie ma zbyt wielu argumentów, by chociaż spróbować powalczyć z Realem Madryt o półfinał Ligi Mistrzów.


Real Madryt, wygrywając Ligę Mistrzów w 2018 roku, po raz ostatni obronił trofeum. Jak następnie poradził sobie w kolejnych rozgrywkach? Wyeliminowany został już w 1/8 finału, a zmagania zakończyły się sukcesem Liverpoolu. Który w następnym sezonie również pożegnał się z marzeniami o obronie trofeum w pierwszej fazie pucharowej. Schedę po „The Reds” przejął Bayern Monachium, który w poprzedniej edycji Ligi Mistrzów zakończył rywalizację na poziomie ćwierćfinału. Teraz wszystko wskazuje na to, że los niemieckiego zespołu podzieli dziś Chelsea Londyn. Zespół, który w ubiegłym roku triumfował w Champions League jest w bardzo trudnej sytuacji przed rewanżowym starciem z Realem Madryt.

W ubiegłą środę, po trzech golach Karima Benzemy, „Królewscy” wygrali na Stamford Bridge, a trener Thomas Tuchel wydawał się pogodzony z losem.

– Nie mamy żadnych szans, jeżeli zagramy tak samo. Zresztą, czy ktoś pamięta, by Real przegrał trzema bramkami u siebie? – pytał retorycznie niemiecki szkoleniowiec, który trochę jednak przesadził, bo zwycięstwo dwoma golami po 90 minutach da jego drużynie dogrywkę. To i tak karkołomne wyzwanie, choć „The Blues” na pewno są w dużo lepszych nastrojach, aniżeli byli po pierwszym meczu w ćwierćfinale LM.
W sobotę „Niebiescy” postrzelali sobie aż miło w starciu ligowym z Southamptonem. Wygrali na wyjeździe 6:0, a dwa gole zdobył Timo Werner, który w pierwszym meczu z Realem nie zagrał. Niemiec, odkąd dołączył do Chelsea w 2020 roku, mierzyć musi się z krytyką. Nic w tym dziwnego skoro w 51 występach w Premier League strzelił zaledwie 9 goli. Gdyby jednak dziś spowodował, że Chelsea nie musiałby się pożegnać z rozgrywkami, to zdanie o nim kibice Chelsea zmienią natychmiast. Werner, jeżeli zagra, dostanie od Tuchela trudną, ale wręcz wymarzoną arenę do tego, by rozpocząć swoją przygodę z Chelsea na nowo.

Być może to mrzonki, ale generalnie „The Blues”, mimo wysokiego ligowego zwycięstwa nie mają za sobą zbyt wielu argumentów przed starciem na Estadio Santiago Bernabeu, więc szukają każdego, nawet najmniej rozsądnego wyjścia. Real, z kolei, ma wszystko w swoich rękach i nogach. W La Liga ma komfortową przewagę, liczącą 12 punktów, i kwestią czasu jest, kiedy zapewni sobie mistrzostwo Hiszpanii. Trener Carlo Ancelotti w ostatnim ligowym meczu z Getafe oszczędzał trzech kluczowych zawodników. Nie zagrali Toni Kroos i Luka Modrić i Dani Carvajal. Wszyscy są gotowi na dzisiejsze spotkanie, a włoski szkoleniowiec, który rozegra dziś swój 175 mecz w roli trenera w Lidze Mistrzów, może spać spokojnie.

Real Madryt, jeżeli nie pokpi sprawy, awansuje do półfinału Champions League po raz 16 w historii tych rozgrywek. W klasyfikacji wszech czasów „Królewscy” i tak zajmują pierwsze miejsce, ale ich przewaga nad Barceloną wzrośnie do dwóch półfinałów. Jeżeli chodzi o rozgrywki Pucharu Europy, to w tej klasyfikacji „Los Blancos” przewagę nad Bayernem Monachium mają zdecydowanie większą. W najlepszej czwórce grali do tej pory 30 razy, a zespół z Niemiec 20-krotnie.

Dzisiejsze spotkanie na Estadio Santiago Bernabeu poprowadzi Szymon Marciniak. Dla sędziego z Płocka to spore wyróżnienie. Po raz czwarty w karierze arbiter z Płocka będzie sędziował mecz na poziomie ćwierćfinału Ligi Mistrzów i jest to najwyższy szczebel rozgrywkowy, na jakim pracował. Również po raz czwarty Marciniak poprowadzi spotkanie na stadionie Realu Madryt. Poprzedni gwizdał „Królewskim” w starciach z AS Romą, Borussią Dortmund i Tottenhamem Hotspur i Real ani jednego z tych spotkań nie przegrał. Warto jednak przypomnieć, że w 2018 roku w Tallinnie, „Los Blancos” ulegli w meczu o Superpuchar Europy drużynie Atletico Madryt 2:4, a tamto spotkanie również prowadził najlepszy polski arbiter.

Ćwierćfinał LM

Wtorek, 12 kwietnia, godz. 21.00

REAL MADRYT – CHELSEA
Sędzia
– Szymon Marciniak (Polska)

Pierwszy mecz 3:1.


Na zdjęciu: Dzięki trzem trafieniom Karima Benzemy, Real Madryt musi dopełnić formalności w starciu z Chelsea u siebie.
Fot. Pressfocus