Liga Mistrzów. Skazani na pożarcie?

Borussia Dortmund na pewno nie jest faworytem w starciu z liderem Premier League i jednym z głównych kandydatów do wygrania Ligi Mistrzów.


Borussia Dortmund jest jednym z tych klubów, z którym Pep Guardiola, szkoleniowiec Manchesteru City, grać nie przepada. Kataloński szkoleniowiec, zazwyczaj, ma bardzo dobre bilanse z największymi klubami Europy. Np. z Realem Madryt wygrał 11 z 19 starć. Triumfował również w 9 z 18 meczów przeciwko Manchesterowi United. Tymczasem z BVB, jak dotąd, mierzył się wyłącznie, gdy był opiekunem Bayernu Monachium Takich meczów, w latach 2013-16, rozegrano 11. 6 razy wygrywała drużyna prowadzona przez Guardiolę, ale też poniosła 4 porażki. Tylko raz odnotowano remis.

Teraz jednak to drużyna Katalończyka jest zdecydowanym faworytem dwumeczu o półfinał Ligi Mistrzów. Dlatego, że rywal z Niemiec jest – krótko mówiąc – bez formy. Wygrał tylko jeden z pięciu ostatnich spotkań. W Bundeslidze, ze słabą Herthą Berlin. W minionej ligowej kolejce BVB nie zdołała uporać się u siebie z Eintrachtem. Zespół z Frankfurtu wygrał 2:1, a trener Edin Terzić nie miał nic na usprawiedliwienie dla swojej drużyny.

– Mieliśmy wiele okazji i powinniśmy objąć prowadzenie. To był mecz dwóch wyrównanych zespołów i ponieśliśmy niefortunną porażkę – powiedział szkoleniowiec Borussii, której bardzo poważnie w oczy zagląda widmo braku awansu do przyszłej edycji LM. Dortmund zajmuje piąte miejsce w tabeli, a do czwartego, czyli gwarantującego występy w elicie, traci już 7 punktów. Lokatę tę zajmuje… Eintracht, dlatego ostatnia ligowa porażka była tak bolesna. Tymczasem Manchesterowi City nikt nie jest straszny. W sobotę „Obywatele” pewnie, 2:0, pokonali Leicester i było to piąte kolejne zwycięstwo, licząc wszystkie rozgrywki. A czwarte bez utraty gola.


Czytaj jeszcze: Finał w… ćwierćfinale

W poprzedniej rundzier Ligi Mistrzów, czyli w 1/8 finału, inny z niemieckich kubów, czyli Borussia Moenchengladbach, próbowała stawić czoła drużynie, która uchodzi obecnie za najpoważniejszego kandydata do wygrania Champions League. „Źrebaki” krzywdy drużynie Guardioli nie wyrządzili najmniejszej. Przypomnijmy, że z powodu pandemii oba spotkania rozegrywano w Budapeszcie i oba mecze kończyły się zwycięstwami drużyny z Anglii po 2:0. Nie był to, zresztą, jedyny pojedynek niemiecko-angielski w 1/8 finału, bo Liverpool, również w Budapeszczie i też dwa razy po 2:0, pokonał RB Lipsk. Na razie zatem Anglicy, grając w fazie pucharowej LM z Niemcami, nie mieli zbyt wiele do powiedzeni. A przed dzisiejszym spotkaniem nic nie wskazuje na to, że cokolwiek się w tym temacie zmieni.

Dla Łukasza Piszczka, polskiego obrońcy Borussii Dortmund, rywalizacja z Manchesterem City może być jedną z ostatnich, lub nawet ostatnią w karierze szansą na grę w Lidze Mistrzów. Przypomnijmy, że w tym sezonie 36-latek zaliczył w tym sezonie bardzo niewiele występów. 5 w lidze i 3 w Lidze Mistrzów właśnie. Ale, strzelając w fazie grupowej gola Zenitowi Sankt Petersburg, pomógł drużynie w awansie do 1/8 finału. Na tym etapie rywalizacji, w starciach z Sevillą, już jednak nie grał. Przed pierwszym meczem miał problemy mięśniowe, a w rewanżu siedział na ławce rezerwowych. Łącznie „Piszczu” ma na swoim koncie 54 występy w najbardziej elitarnych rozgrywkach europejskich. Oczywiście największym sukcesem zakończył się dla niego sezon 2012/13, kiedy to wraz z Borussią wystąpił w finale. A do ćwierćfinału dotarł jeszcze dwa razy. W 2014 roku jego zespół uległ na tym etapie rywalizacji Realowi Madryt, a w 2017 roku nie dał rady AS Monaco. Tamta rywalizacja była zresztą świętem dla polskich kibiców, bo w zespole z Księstwa występował Kamil Glik. Teraz trudno jest liczyć na to, że Piszczek będzie odgrywał, na poziomie ćwierćfinału, poważną rolę w barwach BVB

Ćwierćfinał Ligi Mistrzów

Wtorek, 6.04.2021 r., Manchester – Etihad Stadium, godz. 21.00.
Manchester City – Borussia Dortmund
Sędzia – Ovidiu Hategan (Rumunia).


Na zdjęciu: Łukasz Piszczek (z prawej) czwarty raz dotarł z Borussią Dortmund do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, choć w tym sezonie gra bardzo niewiele.

Fot. Pressfocus