Liga Narodów, czyli falowanie i spadanie

W przyszłym tygodniu rusza Liga Narodów. Czy tym razem Polkom uda się osiągnąć lepszy rezultat niż w 2019 roku, gdy zajęły piątą pozycję?


Liga Narodów to młode rozgrywki. Światowa Federacja Siatkówki, FIVB, wymyśliła ją w 2017 roku dla żeńskich i męskich drużyn narodowych. Miała zastąpić World Gran Prix (siatkarki) i Ligę Światową (siatkarze). Pierwsza edycja odbyła się rok później.

Dwie kategorie

Bierze w niej udział 16 reprezentacji podzielonych na dwie kategorie, stałych uczestników, którzy mają zapewnione w niej miejsce bez względu na osiągnięty wynik, oraz tzw. drużyn pływających, czyli takich, które muszą walczyć o pozostanie w niej.

W pierwszej edycji stałymi uczestnikami były: Brazylia, Chiny, Holandia, Japonia, Korea Południowa, Niemcy, Rosja, Serbia, Stany Zjednoczone, Tajlandia, Turcja oraz Włochy. Do grupy pretendentów należały natomiast: Argentyna, Belgia, Bułgaria, Dominikana, Kanada oraz Polska.


Czytaj także:


System rozgrywek był mocno rozbudowany. Zespoły rozgrywały ze sobą po jednym spotkaniu w ramach 20 turniejów grupowych organizowanych przez poszczególnych uczestników. Każdy ze stałych uczestników był gospodarzem przynajmniej jednego turnieju grupowego. Do turnieju finałowego awansował pięć najlepszych reprezentacji po rozegraniu wszystkich meczów grupowych oraz gospodarz turnieju finałowego.

Liga Narodów dla szefów światowej federacji była ważna i wiązali z nią wielkie nadzieje. – To najważniejsze rozgrywki w historii FIVB. One zrewolucjonizują sposób, w jaki pokazuje się siatkówkę – mówił prezydent międzynarodowej federacji Ary Graca, gdy ogłaszał ich powstanie. Liga Narodów miała uczynić z siatkówki jeden z najpopularniejszych sportów na świecie i przynieść wielkie pieniądze. Czy to się udało…

Atak młodości

Polki w premierowej odsłonie Ligi Narodów wystąpiły po roku przerwy gry z najlepszymi. Miejsce w niej zdobyły, bo rok wcześniej wygrały II dywizję World Grand Prix. Nie miały wielkich oczekiwań ze startem wśród najlepszych.

– Naszym celem jest utrzymanie się w Lidze Narodów. Jesteśmy w trakcie zmian w zespole, nie mamy kilku doświadczonych siatkarek. Musimy wskoczyć na wyższy poziom, choć w poprzednim sezonie nie mieliśmy szansy grać z tak silną konkurencją – mówił przed rozpoczęciem rywalizacji Jacek Nawrocki, trener naszej drużyny.

Biało-czerwone wystąpiły w mocno odmłodzonym zestawieniu. Liderką zespołu miła być dopiero wchodząca na siatkarskie salony Malwina Smarzek. Za rozegranie odpowiadały z kolei Julia Nowicka i Marlena Pleśnierowicz (obecnie Kąkolewska). Nawrocki postawił też na: Natalię Mędrzyk, Martynę Łukasik, Zuzannę Efimienko czy Agnieszkę Kąkolewską (Korneluk). Wszystkie młode i zdolne, ale bez doświadczenia w rywalizacji z najlepszymi ekipami świata.

Mimo to nasze siatkarki spisały się nadspodziewanie dobrze. Wprawdzie zaczęły od porażki ze Stanami Zjednoczonymi (1:3), ale już w kolejnym meczu sprawiły sporą niespodziankę, pokonując faworyzowaną ekipę Włoch (3:2). W sumie zawody zakończyły z dodatnim bilansem, ośmiu zwycięstw i siedmiu porażek. Do końca biły się o awans do turnieju finałowego. Ostatecznie Liga Narodów nie była taka zła, vosklasyfikowane zostały na ósmej pozycji.

Rekordy atakującej

Druga edycja jak na razie okazała się najlepsza dla biało-czerwonych. Choć rok wcześniej zajęły wysokie miejsce, znów musiały walczyć o utrzymanie. Od początku spisywały się jednak wyśmienicie. I wygrywały z potentatami. Pokonały Włoszki (3:2), Rosjanki (3:2) oraz Brazylijki (3:2). Zwłaszcza triumf z tą ostatnią ekipą wywołał euforię w kraju.

Gwiazdą naszej drużyny była Malwina Smarzek. Ówczesna atakująca Zanetti Bergamo z Brazylijkami wywalczyła 31 punktów! A to wcale nie był jej najlepszy występ. Dzień wcześniej z Bułgarkami ustanowiła rekord życiowy, zdobywając aż 41 „oczek”! – Bicie rekordów w liczbie zdobytych punktów jest naprawdę mało ważne. Jeżeli mamy wygrywać z Brazylią, to mogę zdobywać po dziesięć punktów w meczu, nie ma problemu – mówiła na antenie Polsat Sport po meczu z Brazylią.

Radości nie krył też trener naszej drużyny Jacek Nawrocki. – Jesteśmy szczęśliwi, bo wygrana z Brazylią nie zdarza się często. Najbardziej jestem zadowolony z tie-breaka. Dziewczyny wyszły w nim bić się do upadłego i pokazały charakter – tłumaczył.

Liga Narodów 2018. Na szerokie wody wpłynęła Magdalena Stysiak. Wówczas 18-letnia skrzydłowa miała okazję po raz pierwszy zagrać w reprezentacji w wyjściowym składzie.

Polki fazę grupową zakończyły nieoczekiwanie na szóstej pozycji, awansując do turnieju finałowego. Odbył się on w chińskim Nankinie. Tam już tak dobrze nie było.

W pierwszym spotkaniu przegrały z USA (1:3). To spowodowało, że drugi mecz z Brazylią był o być, albo nie być. I znów skończyło się tie-breakiem, tym razem jednak zwycięskim dla rywalek, które zrewanżowały się za porażkę w pierwszej części rozgrywek.

Decydujący set Polki zaczęły od falstartu, bo od 0:5. Potem opanowały nerwy. Po asie serwisowym Stysiak wydawało się nawet, że są szanse odrobić straty (5:7). Po zmianie stron Brazylijki odzyskały jednak inicjatywę i nie dały już sobie wydrzeć zwycięstwa. Wygrana akcja na siatce dała im ostatni punkt (10:15). Na nic zdały się więc 32 punkty Smarzek.

Wówcza Liga Narodów dla biało-czerwonych okazały się wielkich sukcesem, gdyż sklasyfikowane zostały na piątej pozycji.

Bańka w Rimini

W 2021 roku Liga Narodów wróciła po roku przerwy. Trzecią edycję odwołano z powodu pandemii. Miała specjalny charakter. Turniej rozegrano w jednym miejscu tzw. bańce. Każda z reprezentacji mogła liczyć maksymalnie 25 osób. Drużyna mogła dokonać w trakcie turnieju sześciu zmian zawodniczek. Można jej było dokonać tylko raz. Restrykcje dotyczyły również samego przebiegu spotkań.

Odbywały się bez udziału kibiców. By zminimalizować kontakty, zrezygnowano ze standardowych procedur, naturalnych przed czasami pandemii: uścisków dłoni, wymiany proporczyków czy zmiany boisk między setami. Zrezygnowano również z sędziów liniowych, a głównego arbitra wspierał system weryfikacji wideo.

Szesnaście drużyny, systemem mecz i rewanż rywalizowało od 25 maja do 25 czerwca we włoskim Rimini. Cztery najlepsze zespoły awansowały do półfinałów.

Odległe miejsce

Biało-czerwone w tych specyficznych warunkach nie spisały się zbyt dobrze. Po raz pierwszy turniej zakończyły z ujemnym bilansem. Przegrały dziesięć z piętnastu meczów, w tym z zespołami, które były w ich zasięgu. Zajęły odległe, 11. miejsce, a przecież przed odlotem do Włoch zapowiadały walkę nawet o zwycięstwo. Mocno zabolała zwłaszcza porażka 0:3 z Niemkami, z którymi niewiele miały do powiedzenia.

Ich postawa spotkała się z krytyką kibiców i ekspertów, co z kolei źle odebrały zawodniczki. – Jest mi smutno, gdy słyszę, jak odbierają nas kibice i co piszą po naszych meczach, a także jak wypowiadają się o nas eksperci Polsatu.

Niestety, po porażkach zawsze tak jest i teraz pewnie po jednym zwycięstwie z Rosją ta narracja się zmieni i będzie pozytywna. To był dla nas trudny turniej, ale uważam, że nie powinno się skreślać tej drużyny – żaliła się Magdalena Stysiak.

– My też widzimy co się dzieje, ale zamiast nas wspierać, to inni jeszcze nas dołowali tym wszystkim. Niefajne to było. Choć wiem, że musi być jakiś odzew z zewnątrz, od wyższych władz, czy ekspertów, to nie wypowiadajmy się tak źle o reprezentacji – dodała.

Z nowym trenerem

Przed ubiegłoroczną edycją siatkarskie władze zdecydowały się zmienić format rozgrywek. 16 zespołów w fazie zasadniczej zostało podzielonych na dwie grupy po osiem. Każdy z uczestników w ciągu trzech tygodni rozegrał 12 meczów (po cztery w każdym z turniejów), a więc nie spotykał się z trzema drużynami, co wywołało sporo kontrowersji To oznaczało jednak zmniejszenie intensywności w porównaniu z poprzednimi latami, z mniejszą liczbą godzin spędzonych w podróżach, a nieco dłuższymi przerwami między kolejnymi turniejami.

Liga Narodów
Liga Narodów w ubiegłym roku to odległe 13. miejsce. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus

Do fazy finałowej awansowało osiem najlepszych zespołów (po cztery z obu grup), które utworzyły cztery pary ćwierćfinałowe. Zwycięzcy awansowali do półfinałów. Na zakończenie rozgrywek zaplanowano finał i mecz o brązowy medal.

Polki pod wodzą nowego trenera Stefano Lavariniego zajęły dopiero 13. miejsce, najgorsze w historii. Przegrały osiem z dwunastu meczów. Szerokim echem odbiła się zwłaszcza końcówka. Wówczas zanotowały serię aż sześciu porażek.

Sytuacja nie była zła

Trzeba jednak dodać, że Lavarini borykał się z ogromnymi problemami. Przede wszystkim nasza drużyna musiała sobie radzić bez atakującej, bo zarówno Smarzek, jak i Stysiak były niezdolne do gry. Rolę głównej „strzelby” miały pełnić przyjmujące, Olivia Różański lub Martyna Łukasik.

Mimo kłopotów, przed decydującym turniejem w Sofii, sytuacja Polek nie była wcale zła. Po występach w Stanach Zjednoczonych oraz na Filipinach miały na koncie po cztery zwycięstwa i porażki i szansę na awans do turnieju finałowego z udziałem z udziałem ośmiu zespołów.
Występ w Bułgarii okazał się jednak katastrofą. Polki nie zdołały wygrać choćby raz. Przegrały z Włoszkami, Chinkami, Dominikankami i Bułgarkami

Udało się jednak utrzymać miejsce w Lidze Narodów. Najsłabszą ekipą okazała się Korea Południowa, która nie wygrała żadnego meczu. Zdobyła łącznie… trzy sety.

Choć występ biało-czerwonych został oceniony negatywnie, Lavarini się nie przejmował. Dla niego Liga Narodów była tylko sposobem na przygotowanie zespołu do głównej imprezy sezonu, mistrzostw świata, których współgospodarzem był nasz kraj. I w nich Polki podbiły serca kibiców.

Były blisko awansu do strefy medalowej. Ćwierćfinał przegrały z późniejszym mistrzem świata, Serbią, po dramatycznym i wyrównanym starciu (2:3).


Na zdjęciu: Liga Narodów to dla zawodniczek dobra okazja do pokazania się z dobrej strony. Martyna Czyrniańska (z lewej) dzięki niej po raz pierwszy miała okazję zmierzyć się z najlepszymi.

Fot. PressFocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.