Liga Narodów. „Pomarańczowa” reaktywacja

Matthijs de Ligt przyszedł na świat w 1999 roku i mógłby występować jeszcze na trwających w Polsce MŚ do lat 20. Holandia jednak nie bierze udziału w tym turnieju, a młody piłkarz Ajaksu Amsterdam jest już etatowym członkiem dorosłej drużyny „pomarańczowych”, w której zadebiutował 2 lata temu. Mecz z Anglią w półfinale Ligi Narodów zaczął fatalnie. To on sfaulował w polu karnym Marcusa Rashforda i „oranje” przegrywali do przerwy. Później jednak zawodnik, o którego bije się kilka najpotężniejszych europejskich klubów, zrehabilitował się z nawiązką. Strzelił wyrównującą bramkę, a w defensywie był już bezbłędny.

Dwa trofea w osiem dni?

Holendrzy awansowali do finału po dogrywce, choć w końcówce regulaminowego czasu gry gola dla Anglików strzelił Jesse Lingard. Kibice „synów Albionu” byli zachwyceni, ale sędzia Clement Turpin skonsultował sytuację z VAR-em. Spalony był minimalny, dosłownie kilkucentymetrowy i gdyby nie było wideoweryfikacji, a gol zostałby uznany, to nikt do arbitrów za tę sytuację pretensji mieć by nie mógł. W dogrywce Anglia wyraźnie zgasła, co dwa razy wykorzystał Quincy Promes. Pierwszego gola strzelił z pomocą rywala, po wcześniejszym koszmarnym błędzie Johna Stonesa.

Holandia w finale Ligi Narodów zmierzy się z Portugalią. – Mieliśmy kontrolę nad meczem od samego początku, ale sami wpakowaliśmy się w kłopoty. Byliśmy zbyt niechlujni. Cieszę się z postawy wszystkich zawodników, ale uważam, że najlepszy na boisku był Georginio Wijnaldum – powiedział Ronald Koeman, selekcjoner reprezentacji Holandii.

Przypomnijmy, że wymieniony przez trenera piłkarz kilka dni temu grał w finale Ligi Mistrzów. W Madrycie, w starciu Liverpoolu z Tottenhamem, opuścił boisko w drugiej połowie. Tym razem wytrzymał na placu gry 120 minut i wraz ze swoim klubowym kolegą, Virgilem van Dijkiem, może dokonać czegoś zupełnie pionierskiego. A mianowicie wywalczyć dwa trofea międzynarodowe, jedno z klubem, a jedno z reprezentacją, na przestrzeni zaledwie ośmiu dni. Bo finałowy bój o Ligę Narodów zostanie rozegrany w najbliższą niedzielę, na Estadio do Dragao w Porto.

Powtórka z mundialu

Anglicy po meczu byli zawiedzeni, ale – po części – sami są sobie winni. Od początku spotkania wyczekiwali na błędy rywala, a po zdobyciu gola cofnęli się. Wyrównująca bramka była karą za bierność i nonszalancję. Gareth Southgate, szkoleniowiec pokonanych, bronił jednak swojej koncepcji. – Zawsze proszę chłopaków o to, aby grali solidnie z tyłu. Gdybyśmy nie prezentowali takiego stylu, nie byłoby nas w najlepszej czwórce Ligi Narodów – powiedział trener i na pewno znajdą się tacy, którzy się z nim nie zgodzą. Bo oto w spotkaniach z Hiszpanią na wyjeździe, wygranym 3:2 i z Chorwacją u siebie, wygranym 2:1, Anglia grała zdecydowanie bardziej ofensywnie, co przyniosło efekt w postaci awansu do Final Four Ligi Narodów.

Co ciekawe Anglicy, drugi raz z rzędu, przegrali półfinał dużej imprezy po dogrywce. Tak samo było rok temu na mundialu w Rosji, kiedy to drużyna Southgate’a uległa po 120 minutach Chorwacji 1:2. Co więcej w tamtym spotkaniu wyspiarze również pierwsi strzelili gola. Wtedy prowadzili przez 63 minuty. Tym razem trwali na prowadzeniu nieco krócej, bo minut 41. W niedzielę, w finale pocieszenia, Anglia zagra ze Szwajcarią i gdyby znów miał powtórzyć się scenariusz z mundialu, to tego spotkania… nie wygra.

W starciu z hegemonem

Po tym, w jakim stylu Holandia awansowała do finału Ligi Narodów można powiedzieć, że zespół ten z kilkuletniego niebytu na dobre powrócił do europejskiej czołówki. W 2014 roku „oranje” zostali trzecią drużyną świata, a później – ni stąd, ni zowąd – nastąpiła katastrofa. Przegrane zostały, w żenującym stylu, dwie z rzędu kwalifikacje. Do mistrzostw Europy i świata. Przykład? W marcu 2017 roku „pomarańczowi” ulegli w Sofii Bułgarii 0:2, a dwa gole zdobył nasz dobry znajomy, Spas Delew, który niedawno został uznany w Pogoni Szczecin za zawodnika zbędnego.

W finale Ligi Narodów ekipa holenderska zmierzy się z europejskim hegemonem ostatnich lat. To śmiałe stwierdzenie w kontekście reprezentacji Portugalii, ale zespół ten w pięciu ostatnich edycjach Euro aż cztery razy stawał na podium, czym żadna inna drużyna pochwalić się nie może. Trzy lata temu Portugalia została mistrzem Europy. Zeszłoroczny mundial jej nie wyszedł, ale teraz stoi przed szansą zachowania prymatu na Starym Kontynencie. Przynajmniej na kolejnych 12 miesięcy, czyli do przyszłorocznych finałów mistrzostw Europy.
Warto zaznaczyć, że triumfator niedzielnego meczu otrzyma w nagrodę 6 mln euro. Przegrany może liczyć na 4,5, trzeci zespół na 3,5, a czwarty na 2,5 mln.

Finał

Niedziela, 9 czerwca, godz. 20.45, Porto: Portugalia – Holandia

Na zdjęciu: Matthijs de Ligt (z lewej) nie skończył jeszcze 20 lat. Półfinał Ligi Narodów zaczął fatalnie, ale później był jednym z jego bohaterów.

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ