Ligowa jedenastka tych, którzy mają błysnąć po restarcie

Pandemia koronawirusa spowodowała długotrwałą przerwę w rozgrywkach ekstraklasy i treningach zespołów. Piłkarze, którzy zmienili kluby w zimowym okienku transferowym nie zdążyli się dobrze zaaklimatyzować, a już musieli zrobić sobie przerwę od grania.


Przedstawiamy „jedenastkę” stworzoną z piłkarzy, którzy w nowych klubach jeszcze się dobrze nie zadomowili, ale mają potencjał, żeby po wznowieniu rozgrywek zostać jednymi z lepszych w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Krzysztof KAMIŃSKI (Wisła Plock)

29-letni bramkarz po 5 latach wrócił do Polski po wojażach i grze w Japonii. Znów trafił do Wisły Płock, z której tak naprawdę wypłynął na szerokie wody w 2012 roku. Kilka lat później odchodził z Ruchu Chorzów mając już wyrobione nazwisko. W Kraju Kwitnącej Wiśni radził sobie więcej niż poprawnie. Mimo to po powrocie do ojczyzny jeszcze nie powąchał murawy. Musiał pogodzić się z rolą rezerwowego i patrzeć na poczynania Thomasa Daehne z ławki. Kamiński walczy jednak o przekonanie do siebie trenera Radosława Sobolewskiego. Czy mu się uda, to pokażą najbliższe dni.

Stavros VASILANTONOPOULOS (Górnik Zabrze)

Ostatni dzień okienka transferowego należał do Górnika. Zabrzanie dokonali dwóch transakcji z AEK-iem Ateny, wypożyczając na Górny Śląsk prawego obrońcę Vasilantonopoulosa i napastnika Georgiosa Giakoumakisa. Grecki defensor nie dostawał w aktualnym sezonie zbyt wielu szans nad Morzem Egejskim, ale to nie przeszkodziło mu świetnie zadebiutować w barwach górniczej jedenastki. 6 marca w meczu z Cracovią był niezmordowany, pokazał się z najlepszej strony, a na dodatek zdobył gola na wagę trzech punktów. Obiecujący debiut był jednak ostatnim meczem przed wymuszoną przerwą w rozgrywkach.

Bogdan TIRU (Jagiellonia Białystok)

Rumun przyszedł do Jagiellonii, żeby przede wszystkim zwiększyć konkurencję na pozycji stopera. Przez całą rundę jesienną klub z Podlasia zmagała się z niedoborem środkowych obrońców. Z tego powodu defensywny pomocnik Bartosz Kwiecień musiał czasami grać na tej pozycji. Tiru do tej pory zagrał w pięciu meczach, w których – nie licząc wysokiej porażki z Legią – to spisywał się nieźle. Zdobył nawet dającego remis gola w meczu z Lechem. Dwukrotnego reprezentanta swojego kraju stać na sporo. Być może pełnię umiejętności pokaże w czerwcu i w lipcu.

HEBERT (Wisła Kraków)

Brazylijczyk jest kolejnym zawodnikiem, który wraca do Polski z Kraju Kwitnącej Wiśni. Hebert wcześniej reprezentował przez 4 lata barwy Piasta Gliwice, a tej zimy trafił do „Białej gwiazdy” w ramach wypożyczenia z JEF United Chiba (II liga japońska).

Brazylijczyka Heberta nie trzeba przedstawiać kibicom. Fot. Krzysztof Porębski/Pressfocus

W swoim pierwszym meczu po powrocie na polskie boiska 28-latek… doznał kontuzji. Na szczęście dla niego nie była ona zbyt groźna, bo wykluczyła go zaledwie z zaledwie 3 meczów. W rywalizacji z Cracovią i Lechem Poznań potwierdził swoje umiejętności, a dobry występ w spotkaniu derbowym zakończył z golem na koncie, czym zaskarbił sobie sympatię kibiców swojego nowego klubu.

Rafał PIETRZAK (Lechia Gdańsk)

Nie wytrzymał długo za granicą. Dopiero w lipcu minionego roku żegnał się z ekstraklasą, odchodząc z Wisły Kraków do belgijskiego Mouscron, a już w lutym był witany w Gdańsku. Na Pomorzu nie będzie miał prostej drogi do wyjściowej „jedenastki”. Na jego pozycji podstawowym zawodnikiem Lechii jest Filip Mladenović, który uznawany jest za jednego z najlepszych bocznych obrońców w lidze. Sosnowiczanin właściwie dołączył do zespołu Piotra Stokowca w zastępstwie za Serba, który miał zimą odejść do Achmata Groźny. Do transferu jednak nie doszło, więc w Gdańsku mają teraz dwóch więcej niż solidnych lewych defensorów.

Bartosz SLISZ (Legia Warszawa)

21-latni rybniczanin był bohaterem największego wewnętrznego transferu w ekstraklasie minionej zimy. Przyszedł do Legii z Zagłębia Lubin za rekordową kwotę 1,5 mln euro. Takich transferów nasza liga nie zna. Być może odmieni i ożywi to nasz rynek transferowy, choć w okresie pandemii różnie może być. W stolicy liczą na to, że na kolejnym transferze zawodnika – tym razem zagranicznym – sporo zarobią. W barwach Legii zaliczył póki co tylko kilkanaście minut w starciu z Lechią. Ma jednak z kim rywalizować i od kogo się uczyć w środku pola, a walka o pozycję młodzieżowca nie będzie prosta. O to miejsce musi konkurować z objawieniem jesieni Michałem Karbownikiem.

Jewgienij BASZKIROW (Zagłębie Lubin)

Zagłębie Lubin przez stratę Bartosza Slisza musiało ratować się transferem last minute. Baszkirow miał słabszą końcówkę 2019 roku, stracił miejsce w składzie Rubina Kazań i jako wolny zawodnik podpisał kontrakt z „miedziowymi”. Zaimponował już kilka dni po podpisaniu kontraktu. W debiucie przeciwko Śląskowi przebiegł 12,92 kilometrów, co jest 9. najlepszym wynikiem tego sezonu ekstraklasy. W ten sposób „zabił” w jakimś stopniu mit o potrzebie długotrwałej aklimatyzacji. W meczu z Lechią jeszcze poprawił ten rezultat. Co więcej, w tym samym spotkaniu zaliczył asystę. To właściwie wystarczyło władzom Zagłębia, żeby na początku maja podpisać nową umowę z zawodnikiem do czerwca 2022 roku.

Gieorgij ŻUKOW (Wisła Kraków)

Wisła Kraków dość szybko „zaklepała” sobie Kazacha z belgijskim paszportem. Transfer został ogłoszony jeszcze w listopadzie 2019 roku i nie ma co ukrywać, krakowianie zrobili interes życia! Bez kwoty odstępnego pozyskali zagranicznego piłkarza, który w ogóle nie przypomina popularnie nazywanego „szrotu”. Tylko 6 meczów w ekstraklasie wystarczyło mu na pokazanie swoich zalet. Żołnierz środka pola pracuje fenomenalnie nie tylko w defensywie, ale również z przodu daje jakość. Długo w polskiej lidze miejsca chyba nie zagrzeje…

Erik JIRKA (Górnik Zabrze)

Do Zabrza został wypożyczony z Crveny Zvezdy Belgrad. Jesienią również był wypożyczony do FK Radnicki Nisz, z którym wziął udział w kwalifikacjach do Ligi Europy. Słowak w pierwszych meczach w barwach Górnika dał się poznać raczej jako „jeździec bez głowy”. Bardzo dużo biegał, mocno pracował, ale zbyt wiele z jego wysiłku nie wynikało.

Fot. Norbert Barczyk/PressFocus

Odblokował się w meczu z Pogonią, przeciwko której zdobył gola. Później zanotował jeszcze jedną bramkę przeciwko Cracovii. Wydawało się, że 22-latek będzie z formą piął się w górę, ale pandemia pokrzyżowała jego plany.

Paweł CIBICKI (Pogoń Szczecin)

Do tej pory o Cibickim w Polsce było głośno tylko w kontekście jego gry w kadrze. Jako młodzieżowiec przez dłuższy czas nie potrafił się zdecydować czy woli grać dla reprezentacji Polski czy Szwecji. Od stycznia bieżącego roku po raz pierwszy w swojej karierze jest piłkarzem polskiej drużyny. Dla „portowców” 26-latek spadł jak z nieba. Po oddaniu Adama Buksy do New England Revolution pozostawali oni bez bramkostrzelnego zawodnika. Pomimo tego, że Cibicki nie jest typową „dziewiątką”, to w sześciu wiosennych meczach ekstraklasy (3 razy wchodził z ławki) zdobył 3 gole i wydaje się, że jego obecność na boisku będzie zbawienna dla walczących o puchary szczecinian.


Czytaj też: Ekstraklasa z kibicami?


Kristopher VIDA (Piast Gliwice)

Napastnik trafił do mistrza Polski dość niespodziewanie pod koniec lutego. Uznawany jest za wielki talent i zagrał w każdym meczu rundy jesiennej w barwach wicemistrza Słowacji, DAC Dunajska Streda. Dla klubu zza południowej granicy w aktualnym sezonie zdobył 7 goli. W sumie dla słowackiego zespołu rozegrał 124 spotkania, w których zaliczył 32 trafienia. Transfer Węgra sporo kosztował Piasta, bo mówi się o kwocie bijącej klubowy rekord. Na razie nie miał zbyt wielu okazji, żeby się pokazać, ale zdążył już dla śląskiej drużyny zdobyć gola w pucharowym meczu z Lechią.

Kamiński

Vasilantonopoulos, Tiru, Hebert, Pietrzak

Slisz, Baszkirow, Żukow

Jirka, Cibicki, Vida

Na zdjęciu: Węgierski napastnik Kristopher Vida ma być mocnym punktem walczącego o najwyższe cele Piasta.

Fot. Rafał Rusek/Pressfocus.pl