Ligowiec. „Agonia” w stolicy

Nie będę przyjmował zakładów, że nowym mistrzem Polski będzie Lech Poznań, ale gotów jestem postawić dolary przeciwko orzechom, że Legia nie obroni mistrzowskiego tytułu.


Na Łazienkowskiej „Kolejorz” nie zaprezentował finezyjnego futbolu, ale ten stosunkowo ubogi arsenał wystarczył na pokonanie Legii. To dobrze świadczy o poznańskiej lokomotywie, bo sztuką jest wygrać mecz, gdy się jest w przeciętnej dyspozycji. Poniekąd żal mi trenera stołecznej jedenastki, Czesława Michniewicza, do którego przed meczem musiały dotrzeć informacje, że jego pracodawca rozmawiał z innym trenerem na temat przejęcia zespołu.

Ponoć był to polski szkoleniowiec (Marek Papszun?), ale nawet gdyby był z Marsa, nie poprawiłoby to nastroju Michniewiczowi. Po przegranym meczu opiekun wciąż aktualnego mistrza Polski poczerwieniał niczym dojrzały pomidor (mój kolega upiera się, że był sino-fioletowy), a jabłko Adama zaczęło mu pulsować jak w agonii. Tak naprawdę „Czesiu” może liczyć tylko na złe wiadomości, bo wcześniejsze zasługi szybko idą w niepamięć. Taki urok niemal każdego szefa.

Mam nadzieję, że Tomaszowi Kaczmarkowi woda sodowa nie uderzy do głowy, ale nie sposób nie zauważyć metamorfozy, jaką przeszła gdańska Lechia od momentu, gdy przejął stery po Piotrze Stokowcu. Gdyby biało-zieloni nie pokpili sprawy w meczu z Wisłą Kraków, zdobyliby w pięciu ostatnich potyczkach ligowych komplet punktów! Na razie gdańszczanie swoim przeciwnikom zapewniają rozrywkę, przy której hiszpańska inkwizycja to dziecinna igraszka.

Nietaktem byłoby zbycie milczeniem wiktorii Rakowa we Wrocławiu. Śląsk chełpił się passę dziesięciu meczów bez porażki na własnym boisku, ale z tego aż siedem spotkań zremisował, więc tak naprawdę nie było powodów do zachwytu. Ekipa z Częstochowy udowodniła, że co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. To było bez znaczenia, że Raków od prawie 60 lat nie wygrał we Wrocławiu.

Dokonał tej sztuki w sobotę, jednocześnie podtrzymując „pecha” Śląska, który od 2017 roku przegrywał wszystkie mecze w październiku, które odbyły się zaraz po przerwie na spotkania reprezentacji. Klątwa zatem nie została zdjęta…

Chyba niewielu sympatyków futbolu zwróciło uwagę, że w tym sezonie niepokonana na swoim boisku jest Wisła Płock. Odesłała do narożnika Pogoń, Jagiellonię, Zagłębie i Radomiaka, nie tracąc w tych potyczkach gola! Punkty urwał „Nafciarzom” tylko Raków, remisując 1:1. Cichym bohaterem drużyny Macieja Bartoszka jest Damian Warchoł, którego nie docenili trenerzy Legii, chociaż w rezerwach stołecznego zespołu w 3. lidze zdobył 18 goli w 24 meczach. Teraz ma na koncie 5 goli w ekstraklasie.

Zawodzi Piast Gliwice, który nie potrafił zgasić „czerwonej latarni” z Łęcznej. Więcej, gdyby nie „rewolucyjna czujność” Frantiszka Placha między słupkami bramki gości, mogło dojść do sensacji, by nie powiedzieć blamażu ekipy trenera Fornalika. Zaledwie cztery zwycięstwa i aż pięć porażek w 11. meczach to bilans, którym nie ma powodów się chwalić. Na razie przymiarki piłkarzy Piasta do ligowej czołówki są jak próba napicia się wody z węża strażackiego.


Fot. Adam Starszyński/PressFocus