Ligowiec. Anioły śmierci

Piłkarze Lecha na pewno nie zasłużyli na zwycięstwo ze Stalą Mielec, a w ramach „przywołania do porządku” najlepiej byłoby, gdyby wrócili do Poznania z pustymi rękami.


W pojedynku z beniaminkiem odstawili klasyczną pańszczyznę i za to powinni zostać ukarani. W wielu sytuacjach obrońcy „Kolejorza” wiercili się na boisku jak chłopcy, którym chce się siusiu.

Mimo wszystkich swoich niedoskonałości i ułomności, podopieczni trenera Dariusza Żurawia zostali skrzywdzeni przez arbitrów. W 64 minucie obrońca Stali Marcin Flis tak nieudolnie wybijał piłkę sprzed swojej bramki, że nastrzelił Mikaela Ishaka, po czym futbolówka wylądowała w bramce gospodarzy. Sędziowie po długiej analizie VAR-u nie zaliczyli jednak trafienia szwedzkiemu napastnikowi.

Byłem zaskoczony ich decyzją, bo piłkarz Lecha został trafiony w udo, nie w rękę. W każdym razie powtórki nie potwierdziły ewidentnego zagrania ręką, a jak nakazują obyczaje (i sprawiedliwość), każdą wątpliwość powinno się rozstrzygać na korzyść „winnego”. A nawet gdyby Ishak został trafiony w kończynę górną, to jaką miał szansę reakcji?

„Nie chcę, ale muszę” – mawiał były prezydent Rzeczypospolitej. Dlatego nie można uciec od kompromitującego występu Podbeskidzia z Piastem. W piątkowej rubryce „Pod napięciem” napisałem między innymi: „Powiedzieć, że sytuacja Podbeskidzia Bielsko-Biała jest zła, nie jest odkryciem Ameryki. (…) Szansą na podreperowanie nadszarpniętej reputacji, zespołu i szkoleniowca, byłoby zwycięstwo w najbliższym meczu z Piastem Gliwice. Wiem, łatwiej powiedzieć, trudniej zrealizować. Ale jak mawiają renomowani baseballiści w USA, „chcesz grać ze mną w lidze, to naucz się trzymać kij”.

W praniu okazało się, że zawodnicy Podbeskidzia nie tylko nie potrafią trzymać kija, ale nawet nie wiedzą, skąd nadlatuje piłka! Nie zaproponuję prezesowi klubu Bogdanowi Kłysowi poszukiwań nowego szkoleniowca, ale drużyna potrzebuje wstrząsu, nie tylko grożenia paluszkiem. W atmosferze, która w tej chwili panuje w szatni Podbeskidzia, tylko wytrawny przedsiębiorca pogrzebowy może czuć się jak u siebie w domu.


Czytaj jeszcze: Brede zwolniony z Podbeskidzia

Boiskowi przeciwnicy Legii Warszawa Tomasza Pekharta powinni traktować jak anioła śmierci. 31-letni Czech do tej pory strzelił 12 goli w 12 meczach, co stanowi ponad połowę (57,14%) dorobku strzeleckiego mistrza Polski.

Czeski napastnik strzelał bramki w dziewięciu meczach, w trzech z nich aplikując rywalom „dwupaki” – Rakowowi Częstochowa, Zagłębiu Lubin i krakowskiej Wiśle. Gdyby Pekhart tak często nie zmagał się z kontuzjami, jego dorobek zapewne byłby bardziej okazały. Gdyby Czech był pobożnym chrześcijaninem, zapewne zapłakałby nad losem bramkarzy przeciwnika.

Przed ostatnim meczem z „Białą gwiazdą” Pekhart zmagał się z urazem kolana, mimo to zagrał od pierwszej minuty. – Nie byłem pewny, czy jestem gotowy do gry na sto procent. Decyzja trenera o tym, abym wystąpił, była słuszna, chociaż w I połowie nie spisywałem się najlepiej. Cieszę się ze strzelanych goli, ale najważniejsze jest to, że wygrywamy jako drużyna – powiedział napastnik Legii.


Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus